Tragicznie jest prowadzić sklepik z czesankami, do tego wymyślać własne mieszanki i nie mieć szans na to by sprawdzić co się namieszało, bo zwyczajnie nie ma czasu. Jedna z takich mieszanek zaistniała w sklepiku ponad rok temu, sprzedała się a ja nawet nie wiem czy to dobre było, czy proporcje dały taki efekt jak sobie wymyśliłam - teraz nawet nie pamiętam czego się właściwie wtedy spodziewałam - jaki miał być ten efekt "łał" :)
Jak w przypadku wszystkich czesanek została mi resztka, zupełnie niehandlowa jakieś 75 g, a że czasu nie mam wcale ale niekiedy w ramach terapii koniecznie trzeba prząść obojętnie co byle posiedzieć przy kołowrotku to przędę. Kiedyś przeczytałam w Spinning Daily, że przędzenie jest jak joga bo wycisza i w 100 % to potwierdzam ja tak odpoczywam.
Przędąc zastanawiam się nad tą mieszanką : w składzie merynos 18,5 mic, jedwab i kaszmir, przędę drobną nitkę by podwoić i już wiem, że merynos to nie jest wełna dla mnie, nigdy nią nie była i nie będzie. Nie ma sensu ładować drogiego kaszmiru z jakimś ostrym włóknem więc stąd ten merynos ale zupełnie nietrafiony jak jest "budyniowaty"tak pozostał, pomimo dodatku jedwabiu i kaszmiru.
Mam w planach, bez planu na przeznaczenie tych motków po prostu prząść te moje mieszanki by przed następnym zamówieniem uzupełniającym stany sklepiku skrystalizował mi się obraz mieszanki o właściwych parametrach. Mam nadzieję, że będzie to coś co docenią również inne prządki.
Na razie cieszę się tymi drobnymi chwilami medytacji przy kołowrotku :)
Z ostatnio pokazywanych "roladek" uprzędłam nitkę, nie wygląda tak źle jak mi się wydawało po praniu ale na razie będzie nabierać mocy prawnej bo na drutach będą przez dłuższy czas królować skarpety mam do zrobienia z 6 par, wszystkie do rozdania "po ludziach".
Na pewno będzie pokazywać się rękawiczka wg tego wzoru co na zdjęciu pod spodem ale robiona z Holst'a, który ostatnio kupiłam. Ta na zdjęciu to moje letnie wprawki ale przędza to shetland typu lace, niby wydawało mi się, że powinien zdać egzamin ale nic z tego zupełnie mi się nie podoba, a że dzierganie tego typu to jednak ekstrema będzie się tu przewijać w wielu odsłonach .
Za to zupełnie szybko robi się skarpety i mam nadzieję, że te trafią przed świętami razem z szalikiem do właścicielki. Szalik z ostatniego wpisu skończony, zostało trochę włóczki w sam raz na chudo małe skarpety, a że to jedna z tych par, które mam uczynić to robię ciągiem, wzory trochę z szalika, trochę z innych skarpet, powinno być ok. i tak jak na kogoś z zapaleniem nerwu kulszowego całkiem dużo udało mi się zrobić :)
Pozdrawiam Was przed świątecznie z takim zimnem za oknami, że skarpety wełniane są wręcz pożądane :)