niedziela, 29 marca 2020

Na osłodę

Nie spodziewałam się, że moja pomyłka z książkami może okazać się tak przydatna w czasie kiedy każdy nie jest pewien, co będzie dalej. Pewnie pomyślicie "kto będzie teraz myślał o skarpetach" ale może właśnie dla oderwania myśli od paskudnej rzeczywistości robienie skarpet albo czegoś innego będzie lekarstwem na skołatane nerwy :)
Ogłaszam moim zdaniem całkiem bogate Candy : bo jest książka o skarpetach, jest książka dla osób kochających szydełko i motek dla tych co pragną dziergać od razu :)

Zasady takie:
Trzeba umieścić komentarz pod postem, że się chce ale można chcieć tylko jedną rzecz (jak to u mnie, trzeba wybierać :) Można się zapisywać do 18. 04. 2020 -   a wyniki ogłoszę 19. 04. 2020 r.
Po dwóch tygodniach włączy się moderacja komentarzy więc się nie przejmujcie opublikuję je ręcznie po zatwierdzeniu, nikogo nie pominę :)
 Ta ostrożność w kontaktach pewnie trochę potrwa, więc wiosnę spędzimy raczej domowo lub w obrębie własnego ogrodu (jak go ktoś posiada). Wiem, że ludzie z pasją się nie nudzą i znajdą sobie zajęcie zawsze ale mała zachęta do pogłębiania pasji nie zaszkodzi :)



- cukierek nr 1 : książka o skarpetach, pisałam o niej kilka postów wcześniej posiada wszystko co potrzebne dla kogoś kto zaczyna przygodę ze skarpetami lub ja zaczął i szuka czegoś świeżego :)



 - cukierek nr 2 : książka z śnieżynkami na szydełko, niestety jest po angielsku i nie ma schematów a tylko opis poszczególnych oczek.  Pewnie dla osób robiących na szydełku to tak jak dla mnie opisy na druty ale niestety ja w tych opisach nie jestem biegła. Szydełko nie jest moją miłością więc niech książka sprawi radość komuś wtajemniczonemu :)



- cukierek nr 3 : przędza, moja, opis ze sklepiku :

Blue Faced Leicester z seacell (włókno roślinne z wodorostów) - przędza farbowana w  kolorze delikatnych wrzosowych fioletów i oliwkowych zieleni. 
Wełna miła w dotyku, pięknie błyszcząca dzięki włóknom seacell przypominającym jedwab.
Nić skręcona skrętem navajo.
Przędza w dwóch motkach.
Waga 109 g
Długość  ok. 286 m
Druty: 3 mm do 4 mm


Mam nadzieję że, jakoś przetrwamy ten czas w zdrowiu, a jak to przejdzie oby nie trzeba było wybierać między rzeczami koniecznymi a tymi, które przynoszą radość.

Z niedzielnymi pozdrowieniami zapraszam do zabawy :)

niedziela, 15 marca 2020

Monotematycznie

Nastał czas czapek, tak się dzieje kiedy nagle dopada mnie jakaś myśl, którą realizuję nie zważywszy na inne zaczęte projekty. Po czapce dla siostry powstała podobna materiałowo czapka dla mnie, wzór inny (Father Cables)  ale również Karisma z Dropsa i dodatek Kid Silk. 


Tak ciepłe czapki o tej porze roku, pomimo zapowiedzi przymrozków raczej się nie przydadzą, a jeszcze ta kwarantanna, za dwa tygodnie będzie wiosna w pełni. Pewnie na przyszłą zimę dopiero poddam jakimś rozsądnym testom ale pierwsze wrażenie jest takie, że  Karisma bardzo zyskała na jakości po dodatku moheru, czapka powinna być cieplejsza niż z samej wełny.


Zdjęcia na manekinie z małą głową ale duża głowa się zepsuła a zrobienie sobie zdjęcia w czapce wyszło gorzej niż mizernie. Czapka wygląda na bardzo dużą ale nie odbiega rozmiarem od innych moich czapek. Jest o wiele bardziej masywna, mięsista przez to wydaje się taka duża ale pasuje dobrze i pewnie będzie się nosić dobrze (obym tylko to sprawdziła, bo ja w czapkach raczej nie chodzę :)


Może bym jej nawet nie robiła ale podczas szukania resztek na czapkę siostry, znalazłam dokładnie tyle samo włóczki na drugą szarą czapkę i jeszcze jedną w kolorze petrol ale trzeciej na razie nie będzie.
Posiadanie włóczki to jeden z powodów powstania czapki, a drugim jest inny sposób nabierania oczek, brzeg wygląda jak w metodzie włoskiej ale to zupełnie inna metoda. Znam taki sposób z książek A. Starmore nazywa się Cable Cast On Method  - tu dokładanie oczek w środku robótki ale chodzi o sposób tego nabierania. To metoda, którą znam i stosuję chętnie do zaczynania swetrów i wykańczania skarpet, jest plastyczna ale nie tak bardzo jak włoski sposób, na brzegu powstaje charakterystyczny łańcuszek prawych oczek.



W opisie czapki pisze, że należy posłużyć się Alternating Cable Cast On Method , brzeg wygląda jak przy metodzie włoskiej ale jest bardziej zwarty i wydaje się taki solidniejszy, bardziej zaokrąglony, co w przypadku czapki jest plusem. Pewnie będę wykorzystywała tę metodę o wiele chętniej niż poprzednie ale muszę się jej nauczyć, bardzo musiałam uważać by się nie pomylić przy nabieraniu a wprawne oko dziewiarki i tak zobaczy, że nie uniknęłam błędów. Jak macie ochotę na coś nowego to zachęcam, na mnie brzeg zrobił bardzo pozytywne wrażenie, a już myślałam, że o nabieraniu oczek wiem wszystko :)



Czapki skończone to zabrałam się za leżące odłogiem skarpety w koci wzorek na razie mi się podobają  a koty wyglądają sympatycznie. Skarpety są robione od góry pięta będzie gładka ale z dodatkiem nitki wzmacniającej. Podczas robótki doszłam do wniosku, że przy dużym wzorze wygodniej jest robić w magic loop niż na 5 drutach. Po całkiem przyjemnym pierwszym wrażeniu z dziergania ściągacza na ChiaoGoo Lace (metal) kupiłam sobie jeszcze rozmiar 2 i 2,25. Resztę skarpety robię na KnitPro  w drewnie, bo miękkość żyłki odpowiednia, drugą skarpetę zrobię na metalach i porównam jakość pracy i robótki. 

Prawie 30 lat temu przywiozłam sobie z Niemiec bawełniane torby, później co jakiś czas siostra dostarczała mi nowych i tak jakoś doczekałam się czasów kiedy u nas też zaczynają być popularne. 
Znakując torby dla miłośników Tarnowskich Gór w starym i nowym wydaniu zrobiłam kilka dla siebie. Od dawna miałam zamiar zmienić logo, już mi się znudziła świrnięta, zezowata owca z przecinkami w nosie.  Pewnie nie jest to wersja ostateczna bo chcę je jeszcze bardziej spatynować i postarzeć ale na razie będzie taka wersja, nie z jedną lecz dwoma owcami dla równowagi zadowolona i depresyjna - jak w przędzeniu od wzlotów do upadków, od boskiego runa po tragiczne w obróbce :)
Myślę, że torby będę dokładać do dużych zamówień bo kto jak kto ale prządki kochające wełnę noszą rzeczy w bawełnie :) 




Pozdrawiam Was niedzielnie z przymusowego odizolowania ale z takim planami, że kwarantanny braknie na realizację.

niedziela, 8 marca 2020

Aż strach pomyśleć ...


Tydzień temu w sobotę, była u mnie siostra, niby nic dziwnego ale była w czapce, którą dla niej zrobiłam - kiedyś tam. Czapka nie nosiła śladów zużycia, nosiła ślady nadużycia a w dodatku podpisana, że to ja ją zrobiłam. Jakoś tak mnie tknęło, że jak w tej czapce będzie dalej chodzić, z tym podpisem i jakaś dziewiarka to zobaczy ... aż strach się bać ! 
Długo nie myślałam, wydobyłam resztki stosowne do stworzenia czapki, przejrzałam katalog wzorów pt.: czapki. Posiadam kilka takich katalogów, jak trafiam na darmowe wzory w internecie to ściągam i umieszczam zgodnie z kategorią, wszystkie zakupione też tam są - mam sporą kolekcję na czasy bez pomysłu własnego :) 



Taki zbiór jest pomocny nie tylko jak szybko chce się coś wydziergać ale również jest doskonałą pomocą jak się samemu chce stworzyć wzór - jest na czym bazować i nie trzeba odkrywać ponownie Ameryki :) 



Czapka powstała wg wzoru Agathis, nie wiem jak mam długo ten wzór ale widnieje data 2015 więc trochę leżakował. Moja siostra jest bardzo stonowana w doborze kolorystyki ubioru, czyli nosi się na czarno, ewentualnie na szaro i czarno, więc resztki po swetrze PM -Karisma z Dropsa a jako dodatek uszlachetniający Kid Silk. Czapka długa bo takie gnomie czapy siostra nosi. Druty trochę mniejsze niż zalecane oraz mniej o jeden motyw wzoru bo na małą głowę. Dzianina wyszła cudowna w dotyku, mięsista i cudnie ślisko-miękka dzięki moherowi. 


Przy całej mnogości ozdobnych guzików jakie mam nie mogłam znaleźć odpowiednich - czyli dochodzę do wniosku nie mam ich aż tak dużo :) Tym razem zamiast metki z podpisem są trzy guziki jak za jakieś 3-4 lata siostra dalej będzie czapkę zakładać to przynajmniej nie będzie mnie straszyć, że z moim podpisem w starej czapce paraduje.

Tak sobie myślę, że za jakiś dłuższy czas chyba dojrzeję do postu pod tytułem o wyższości ręcznie przędzionych nitek nad sklepowymi :)



Ta czapka tak mi się spodobała, że postanowiłam zrobić podobną dla siebie, też z resztek po swetrze dla PM, też Karisma, tylko jaśniejsza w swej szarości. Moją czapkę zrobię wg wzoru o nazwie "Father Cables" i też będzie taka wydłużona i z moherem ale o tym napiszę jak ją zrobię. 



"Szmacianego" swetra przybywa ale w ślimaczym tempie, w dalszym ciągu z tych samych powodów, które wyłuszczyłam w poprzednim wpisie. Nie oczekujcie rychłego końca, bo takowy nie nastąpi szybko.



Kończąc poprzednie skarpety miałam już wizję następnych, wzór zobaczyłam w internecie i wiedziałam, że muszę mieć skarpety z kocim "zjazdem". Motyw na 25 oczek, po narysowaniu mam wzór na skarpetę z 73 oczkami w obwodzie. Stopa też w koty, część wzorów podpatrzonych w internecie, resztę dorysowałam i jak zrobię to pokażę. 
Włóczki to wszelkie resztki, które mam po poprzednich skarpetach oraz swetrze PM w celtycki wzorek czyli Flora, Fabel i Lang. 
Niestety będąc w Aldi i tak nie powstrzymały mnie te wszystkie resztki przed zakupem włóczki na skarpety: bo wełna i przeceniona była  z 25 na 17 za 200 g :( całkowity brak nadziei na poprawę. 


Bardzo rzadko piszę  tu o rzeczach, które nie dotyczą wełny a jeszcze rzadziej o jakiś zjawiskach zupełnie oderwanych od głównego tematu moich zainteresowań. Po przeczytaniu pod ostatnim postem komentarzy od Danonk i wpisu u Theli muszę napisać, że zupełnie nie rozumiem motywów takiego postępowania przez anonimów piszących te obraźliwe słowa. Długo nad tym myślałam by znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie takiego zachowania i zupełnie nic mi nie pasuje. Można się z kimś spierać o techniczne niuanse i metody  ale w oparciu o pokazanie własnych osiągnięć, można uważać kogoś za odtwórcę, pokazując własne autorskie, wyszukane projekty do czasu aż nie trafi się ktoś o większym polocie ale zawsze robiąc to pod własnym imieniem i bez wulgaryzmów. Taki anonim wiedzie dość nędzne życie nie ma się czym pochwalić więc mąci, wyzywa i obraża ale cóż on z tego ma - no zysk jakiś musi być bo przecież dla idei nikt się nie będzie tak wygłupiał. Idealiści czynią coś ze szlachetnych pobudek a przynajmniej tak mi się kojarzy a tu takie coś -  no logiki w tym szukam i nic innego nie przychodzi na myśli jedynie machnięcie ręką bo szkoda czasu.
Od dawna mam włączoną moderację komentarzy, do popularnych postów doczepiano mi linki z "golasami" a to zupełnie nie moje klimaty. Teraz sobie myślę, że może te golasy na miejscu były bo przyodziewku szukały, skoro ja ubranka czynię to trza jakoś odziać :)  tylko u mnie najczęściej skarpety i rękawiczki więc jak goły był, tak będzie :D
Merytoryczne dyskusje coś wnoszą, kształcą, ubogacają i takich kontaktów nam rękodzielnikom życzę.

Pozdrawiam Was niedzielnie.

niedziela, 1 marca 2020

Takie dylematy

Mam coraz większy problem z opisywaniem tego co robię, bo robię ciągle to samo. Ileż razy można pisać o mieszaniu na drumku, przędzeniu, farbowaniu i robieniu na drutach. Zaczynam mieć coraz częściej wrażenie, że maltretuję otoczenie tą  samą opowieścią  - prawie jak w "Dniu Świstaka". Może to co powstaje różni się od poprzednich rzeczy ale zawsze to skarpety, sweter lub rękawiczki - nic się nie zmienia tylko ja coraz bardziej wymyślam. 



 Z namieszanych resztek powoli powstaje sweter, powstaje powoli pomimo drutów nr 6, bo mam przy nim huśtawkę uczuć, większą niż szalona pogoda ostatnich dni. Raz zachwyci, raz odrzuci i tak od wzlotów do upadków robię i nie robię :)


 Najbardziej podoba mi się faktura z bliska ta mnogość drobinek koloru przypomina trochę tweed a rozbielony petrol w moherowym wydaniu daje taką poświatę i miękkość odbioru. Patrząc  z oddali urok detali się zaciera i mam coś brązowo-turkusowego, gdyby zamiast brązu była szarość to kojarzyłoby mi się z szmatami z resztek - takie wspomnienia z PRL-u.




Nie wiem kiedy sweter będzie gotowy, czy będę w nim chodzić -  nic nie wiem, od zachwytu nad detalem po niechęć ku całości - wyjątkowo sprzeczne odczucia mną targają przy tej robótce. Pomysł na taką dzianinę nie jest mój, od kilku lat patrzę na taki sweter w magazynie Filati, zawsze mi się podobał ale na zdjęciu....
Pewnie się dowiecie jaki będzie finał tych dylematów :)

Za to zupełnie na spokojnie, chociaż też z pewnymi oporami powstały skarpetki: dla mnie, od palców z piętą rzędami skróconymi bez wzmacniania. 


 Wzór z nowej książki, włóczka typowa na skarpety (100 g - 420 m), motek po jakimś niezbyt udanym farbowaniu, w skarpetach może być i tak długo nie pożyją.


 Obawiam się, że ten sposób robienia skarpet, pomimo wielu zalet nie jest dla mnie, mam zastrzeżenie cały czas do tej samej ilości oczek w miejscu palców i na wysokości pięty. Jeżeli w przypadku całkiem gładkiej skarpety nie ma to specjalnie znaczenia, to już przy tak skromnym wzorze widać, to o co się czepiam. Skarpeta przy palcach jest luźna a na wysokości pięty brzydko się rozciąga, tam zwyczajnie oczek jest za mało. Można oczka dodawać po bokach stopy i dochodząc do pięty mieć ich więcej ale jak to później wyregulować powyżej kostki gdzie powinno być dość wąsko.


 Trochę mało widoczne te wzorki ale i tak widać jak z łezki wzoru robi się jajo w przeciwnym kierunku. Chyba jednak pozostanę przy robieniu skarpet tradycyjnym sposobem a przynajmniej moich skarpet bo nie ukrywam ta metoda może się podobać,  można ją naprawdę lubić za prostotę i elegancję wykończenia palców i pięty.


W ramach wyrzucania przetartych skarpet po zimie, której nie było :) mam zamiar zrobić jeszcze jedne dla siebie a później będę pruć sukienkę ale o tym napiszę następnym razem.


Pozdrawiam Was niedzielnie