niedziela, 20 października 2019

Zaginięcie

 Zaginęłam pomiędzy sprzątaniem ogrodu, sadzeniem cebul tulipanów w ilościach sporych, 10 kg kapusty do kiszenia takąż samą ilością buraczków wekowanych na dwa sposoby, passatą pomidorową z 14 kg pomidorów oraz szlifowaniem dębowego stołu. Trzy niedziele wpis się nie ukazał bo jak co roku nastała jesień ale ja w tym roku jakoś mało na nią  byłam przygotowana, wszystko skumulowało się, łącznie z pierwszym parszywym przeziębieniem. W tej chwili nie wiem czy odnalazłam się na chwilę czy na dłużej ale planów mam sporo tylko ginąć nie należy w jesiennym przetwórstwie by było co pokazywać na blogu:)

Skończyłam domowy sweter dla siebie,  jest wzorowany na tym od PM teraz i ja mam sweter a'la Mc Fly. Wprawdzie nie mam zamków tylko guziki w dodatku po całości no i ja mam dodatek koloru oraz element zupełnie niezbędny jeżeli chodzi o mój domowy sweter - kieszenie, bez nich sweter jako domowy nie ma szans zaistnieć.


Jak zwykle próby uczynienia sobie zdjęcia zaowocowały dość sporą ilością zdjęć do niczego z tego udało mi się wybrać jedno pokazujące sweter przed praniem a raczej moczeniem by dzianinę uformować. 
Włóczka to Karisma z Drops'a, kupiłam podczas promocji na dwa swetry ale ten od PM pochłonął więcej więc musiałam coś pokombinować z kolorem bo z tej partii szarości już nie było. 



Nigdy nie piorę próbek a to błąd bo dzianina ze sklepowej włóczki po pierwszym zamoczeniu zawsze jest większa i to, że większa to wiem tylko nigdy nie wiem o ile. Sweter zrobiłam dokładnie na wymiar był wręcz obcisły, nawet się trochę bałam, że taki zostanie :)


Po zamoczeniu okazało się, że jest dobre 5 cm dłuższy no i na szerokość też z jakieś 3-3,5 cm, rękawy zrobiłam do nadgarstka, teraz mogę wywinąć mankiecik - zdjęcie zrobiłam przez przypadek podczas ustawiania aparatu - i po co pozować jak jedyne przyzwoite zdjęcie zrobiłam przez przypadek :)

Półgolf wykończony tak jak u PM metodą, którą udostępniła Ania  (dziękuję Aniu to bardzo pomocny link :) na swoim blogu, wygląda przyjemnie, chociaż w przypadku dwóch kolorów włóczki jest to trochę większe wyzwanie - by równo wyglądało. Listwy w kolorze swetra,  tym razem obrzuciłam dziurki płotkiem bo przy tych guzikach (lakierowana sklejka) nie było płynnej współpracy.


Wspomniane "must have" czyli kieszenie - najprościej jak się da wnętrze w kolorze dodatków a wykończenie brzegu to rząd lewych oczek - minimalizm do bólu.


Rękawy są trochę przekombinowane ale to cały urok tego swetra, u PM robiłam poprzeczny ściągacz zbierając żywe oczka z zrobionego półrękawka u mnie w tym miejscu jest zmiana koloru więc nie było sensu zostawiać żywych oczek. Oczka zakończyłam  bardzo plastycznie a poprzeczny ściągacz zrobiłam osobno i doszyłam, dół nabrany tradycyjnie. Sweter był już mi bardzo potrzebny bo poprzedni domowy  zrobiłam dobre 4 lata temu !! - nawet nie przypuszczałam, że upłynęło tyle czasu.



Słoików z zaprawami nie będę serwować ale stół pokażę, od dawna rozglądamy się za przyzwoitym stołem do kuchni, mieliśmy stół z Ikei drewniany ale to nie było to, marzył mi się solidny ciężki stół a taki stół to spory wydatek.
 PM z dzieckiem wybrał się na ostatni w tym roku Pchli Targ, powrócili ze stołem i to jakim - lity dąb, blat o grubości 6,5 cm, ciężki i solidny jedynie kolor był straszny - ciemny brąz ze śladami solidnego używania.


PM chciał go w takim rustykalnym stylu wstawić do kuchni ale ja stanowczo zaprotestowałam i w ciągu trzech dni stół oszlifowałam, zabezpieczyłam olejem tungowym, co jeszcze bardziej podkreśliło piękno naturalnego drewna, nie mam zdjęć pierwotnego wyglądu ale uwierzcie ponurak był z niego straszny a teraz aż miło patrzeć. Stół posłuży wiele lat a pewnie już komuś służył latami, jednak jak coś jest zrobione z naturalnych materiałów to ma szansę cieszyć długo - czy to wełna czy drewno. A jak przestanie służyć to przynajmniej nie będzie się rozkładać 300 lat. 


Pozdrawiam Was niedzielnie już bez obietnic, że się poprawię z wpisami :)