sobota, 12 października 2024

Po długiej przerwie

To jeszcze nie powrót, ale bardzo komercyjny wpis o tym, że coś tam uzupełniłam w sklepiku. Nie było wszystkiego czego pragnęłam, jedwabie sari były mało ciekawe więc tym razem odpuściłam. Coś tam kolorowego jednak się pojawiło :) 

Ostatnim razem powodzeniem cieszyła się mieszanka na skarpety,  wróciła czerwień i bursztyn, a dołączyła również lawenda.




Z nowości w kolorze ale naturalnym jest Jacob w wersji szarej. Popularność białego i czarnego skłoniła mnie do zakupu szarości. 


Również prawie na pniu wykupiona czesanka farerska powróciła dla tych, którzy ją lubią wraz z nowym kolorem czarnym, który jest bardzo ciemnym ciepłym brązem. 


 Wróciły takie czesanki jak Punta Arenas, Cormo , Bfl z jedwabiem, Błyskotka,  Very Berry i jeszcze kilka innych. 

Moje nagłe zniknięcie z bloga na początku wakacji wiąże się z tym, że PM uszkodził kręgosłup i właściwie wszystkie dotychczasowe prace dzielone na dwoje stały się moim udziałem. Siłą rzeczy po prostu nie miałam czasu ani sił by pisać, coś tam dłubałam na drutach, ale to raczej terapia antystresowa niż coś poważnego do prezentacji. Powoli wracamy do normalności, ale zanim siądę do regularnego pisania jeszcze minie trochę czasu.

Jeśli jeszcze ktoś tu zagląda to pozdrawiam serdecznie. 

niedziela, 28 kwietnia 2024

Kolor brzydoty

 Coś mi się wydawało, nawet nie wiem co, ale jak mieszałam te czesanki to wydawało się to świetnym pomysłem. Były to resztki, osobno całkiem ładne, taki głęboki ciemny brudny róż, bfl w wersji humbug, trochę bieli tegoż bfl i na szczęście dodałam nylonu. Bez tego nylonu nie wiem do czego mogłaby ta nitka być. 



Podczas przędzenia wyszło coś "maziastego" nie mam lepszego określenia, ale jak nazwać taki "bez kolor".  


Potrojenie nitki ten brak koloru jeszcze pogłębiło i nawet nie wiem jak określić to coś. Kolor  jest po prostu brzydki, to nawet trudno nazwać jakimś kolorem, po prostu brzydota. 



 Na szczęście skarpety wyszły z tego całkiem zgrabne w dodatku ten zapobiegliwy dodatek nylonu, uczynił je całkiem trwałymi skarpetami. W piętę wrobiłam dodatkową nitkę, która została po trojeniu głównego motka, brąz i trochę bieli sprawiły, że poziom tragedii nie jest tak wielki :)


Za to całkiem miłe dla oka są ostatnie skarpety, które zrobiłam, co do ich trwałości mam pewne wątpliwości, bo ta kolorowa włóczka to singiel. Jest to jakaś włóczka z firmy Lang z dodatkiem nylonu, niby na skarpety, ale w dalszym ciągu to singiel. 


Na szczęście skarpety są z przeznaczeniem do spania (nie mojego), więc pewnie trochę czasu minie jak się zepsują, ale im również wzmocniłam  piętę. 

Wzór pochodzi z książki o skarpetach "Master Class" ale ja go dostosowałam do swoich potrzeb bo to co było w książce, było zbyt udziwnione jak na skarpety. 


Wzór na stopie wg mojego pomysłu by nawiązywał do wzoru głównego, ale go nie przytłaczał. Kolory nie rozkładają się równo i jest rozjazd, nawet się tym nie zmartwiłam, po poprzedniej "brzydocie" wszystko wygląda dobrze. 
 

Powstały jeszcze jedne zwyklaki, te są dla mojej siostry ona też lubi wełniane skarpety i chętnie przyjmuje każde, które zrobię. 


Pewnie przez jakiś czas wpisy będą pojawiać się sporadycznie, bo czynimy remont i to dość poważny. Wymiana ogrzewania, z częściową wymianą grzejników, a do tego w jednym z pokoi wymiana sufitu i podłogi. Jak wymienią ogrzewanie to malowanie kuchni i piwnic. To będzie bardzie bardzo intensywne lato, pełne prac zupełnie nie związanych z  włóczkami i wełną. 
Ogród po cudnym rozkwicie, zmroziły przymrozki, tam też będzie potrzebna solidna interwencja. 



Podczas ostatnich zakupów do sklepiku, kupiłam czesankę, wymieszaną z myślą o skarpetach, mieszanka się sprzedała, a ja dopiero teraz zrobiłam z resztki motek. Przy przędzeniu te subtelne kolory całkowicie zniknęły. Kolor zrobił się jednolity, trudno jednak prząść grubego singla na skarpety, by uwydatnić to delikatne przechodzenie barw. Włóczka na skarpety powinna jednak być wielonitką by skarpeta miała szansę przetrwać choć pół sezonu. 


Pozdrawiam Was niedzielnie i nie wiem, kiedy znowu się pojawię, a jak się pojawię to pewnie ze skarpetami. 


niedziela, 17 marca 2024

Poślizg

Miałam zamiar skończyć sweter w zeszłym tygodniu, ale jak to zwykle bywa jak sobie coś zaplanuję to nie wyjdzie. Naiwnie myślałam że, umyję wszystkie okna (jest ich 20) ogarnę poważniej porządki i jeszcze dam radę dokończyć sweter - jak widać nie zadziałało :) 

Bardzo mi się spodobał jak go zobaczyłam, a szukałam czegoś pod frazą "biały sweter z warkoczami". Pewnie, że był na drobnej brunetce, ale co tam takie nagromadzenie warkoczyków zupełnie nie doda mi 10 kg :) Wzór nazywa się "Wishbone" jest dostępny na Ravelry w dwóch wersjach, krótszej tą zrobiłam i dłuższej, to chyba ta, którą powinnam zrobić.

 


Jak się za niego zabierałam to pisałam, że nie jest w moim stylu, przez sposób w jaki robi się rękawy. Dla mnie to mało eleganckie, takie proste dołożenie rękawów, ale potraktowałam sprawę jak takie niby ponczo. 



Co właściwie jest bardzo słusznym traktowaniem, sweter jest wściekle ciężki, ciepły i niestety gryzący. Po pierwsze wszystkie prawe to oczka przekręcone co ma swój urok, ale z nagromadzeniem plecionek żre wełnę na potęgę. Pomimo drutów nr 5 i dość kusej formy sweter waży 770g ! 



Ta niezgrabna forma nie jest jakoś specjalnie na człowieku widoczna, za to sam jest raczej smutnym bezkształtem. Ma drobne smaczki takie jak, ukształtowanie półgolfu za pomocą rzędów skróconych. Wygląda to ładnie, ale jest też praktyczne, bo nie zasłania pół twarzy, a kołnierzyk z koszuli też będzie wyglądał dobrze. 


Ściągacze zamykane na sposób włoski, co nadaje im bardziej elegancki wygląd. 


Płynne przejście z listwy oczek na ramieniu w rząd warkocza w rękawie, i to właściwie wszystko reszta zwykła. Samą plecionkę zlokalizowałam w książce z japońskimi wzorami i nawet miałam myśl, by zrobić coś podobnego na podstawie zdjęcia, nie kupując wzoru. 


Wzór jednak zakupiłam z lenistwa :) Wzór jest po angielsku i chyba po niemiecku, trochę mnie przeraża, że robiło mi się lepiej sweter z obcym opisem niż polskim. To nie pierwszy raz, kiedy opis w obcym języku wydał mi się jaśniejszy i prostszy, a moja znajomość języka jest raczej podstawowa. Dużo też wniósł filmik na FB, gdzie autorka dokładnie pokazuje co ma na myśli, pewnie z samym filmikiem ktoś mniej leniwy niż ja zrobiłby sweter. 


Wełna to moje ulubione Bfl w wersji DK, plus moher z jedwabiem, kolor marcepan, producent Drops - no i to był błąd, ten moner :( 

Mam zrobiony sweter z Kid Silk'iem,  i jest to jedna z milszych dzianin, zrobiłam może z 5 czapek i też było ok. Aż do poprzedniego swetra w wersji z morską zielenią gdzie moher był wściekle gryzący, zaczynam podejrzewać, że sukces komercyjny zaszkodził jakości, ten moher też gryzie a w dodatku sypie się jak wściekły. Sweter nie nadaje się do noszenia na cienkiej koszulce, lub  koszulce z krótkim rękawem, jest ciepły, ale dość krótki, w dodatku dobrze, że nie jeżdżę autobusem, bo świeciłaby boczkami, to te rękawy robione na skróty.   
                                                                                                                         

Pozdrawiam Was niedzielnie.

niedziela, 25 lutego 2024

Punta Arenas

Z nowych czesanek w sklepiku pierwszą, którą uprzędłam jest Punta Arenas. Nie, nie ma takiej rasy owiec ta czesanka pochodzi z owiec hodowanych w Patagonii w Chile. Nazwę wzięła prawdopodobnie od głównego miasta w tej okolicy, a okolica słynie z hodowli owiec, wydobycia węgla a obecnie turystyki.  Informacje na temat tego runa są bardzo oszczędne. Prawdopodobnie nie jest to runo "powtarzalne", czyli owce krzyżują się bez nadzoru i trudno określić czy przeważą geny Corriedale, Rommney czy merynosów, taki mix. Mapa Google pokazuje mi w tym rejonie wielki skład wełny, więc pewnie jest to wszelkie runo spełniające warunki micronów z tych okolic.



Podobnym runem jest mieszanka South American, która od dawna jest w sklepiku i delikatny Chubut, to też mixy rasowe. Runo Punta Arenas jest tak jakby pomiędzy tymi dwoma, delikatniejsze od South American, ale nie tak delikatne, jak Chubut. Kolor ma ładny prawie czysta biel, ale to ta sama szerokość geograficzna co Falklandy a tamto runo słynie z "śnieżnej" bieli. 


Runo przędzie się dobrze, ale jak dla mnie dużo w nim genów merynosa, nawet bardzo dużo. Włos na długość 9-10 cm, dość mocno karbowany, podają orientacyjnie 24 - 26 mic, to co jest w sklepiku, wydaje mi się delikatniejsze. 


Przędłam na przełożeniu 1:20, pewnie bez problemu poszłoby na 1:25, w 116 gramach jest ponad 410 m 3-nitki. Nie przędłam przesadnie cienko, ale pewnie gdybym potrzebowała cienizny to, to runo mogłoby być taką cienizną. 


Po upraniu runo schło bez obciążenia i wyszła cała potęga sprężystości merynosów. Same merynosy nigdy mnie nie zachwycały, ale ich krzyżówki to już inna historia, to runo ma jak dla mnie tych merynosów trochę za wiele, ale i tak cieszy mnie to, że mogłam je poznać. 


Nie wiem, czy będzie stałą pozycją w sklepiku, bo różnice pomiędzy tym, co już jest są bardzo subtelne. Na razie jest, powinnam jeszcze poddać je farbowaniu, by opis był w miarę wyczerpujący, ale to dopiero za jakiś czas. 


Z mojego świata dziewiarskiego to dalej robię sweter, ale już prawie koniec. Sweter ma tradycyjny opis, ale jest również filmik, autorka pokazuje jak przechodzić poszczególne etapy produkcji swetra. W momencie rozdzielania robótki z pracy w okrążeniach na stronę prawą i lewą zsuwa oczka za pomocą takiej żyłki, sprytnie montowanej na końcówce druta. Tak mi się to spodobało, że postanowiłam sobie takie "wężyki" kupić. 



Pewnie, że do tej pory sobie spokojnie radziłam za pomocą zapasowej żyłki do drutów, ale takie gadżety zawsze mnie pociągały. Żyłki znalazłam w rozsądnej cenie w sklepie "Między drutami", do tego druty nr 3 ChiaoGoo (miałam takie, ale złamałam) no i motek tęczowej włóczki na skarpety. 



Namieszałam też trochę resztek, ale to co wygląda dobrze w mieszance wcale nie zapowiada ładnej nitki. Będzie to kolejna nitka w kolorze szmat z resztek,  z czasów PRL - jak to dobrze, że dodałam nylonu, kolor w sam raz na robocze skarpety do ogrodu :)

 


Pozdrawiam Was niedzielnie. 

niedziela, 11 lutego 2024

Trochę koloru

Tym razem więcej zdjęć niż tekstu, ale one mówią same za siebie, cóż to za działalność uprawiałam. Farbowanie zawsze mnie cieszyło, można od początku nadać naszym nitkom nie tylko kształt (przędzenie), ale najbardziej wymyślny kolor, jaki nam się zamarzy. 
Tylko tym razem farbowanie nie było z myślą, o moich potrzebach tylko klientki :)

 

Od dawna robię mieszanki dla tej klientki i zawsze sobie po takim mieszaniu obiecuję, że zrobię też coś podobnego dla siebie. Jak dotąd pozostało na obietnicach...

Za to nic nie zmienia faktu, że znowu zachwyciła mnie zabawa z farbami, te niuanse kolorystyczne powstałe w wyniku mieszania się barwników, niedopowiedziane kolory i zachwyt nad jedwabiem w kolorze. 






Barwienie jedwabiu wymaga dość sporej ilości barwnika, by uzyskać intensywny kolor, ale nic wdzięczniej nie wygląda niż kawałek połyskliwego jedwabiu w intensywnym kolorze. Taka czesanka aż się prosi, by ją podziwiać :) 



Wszystkie kawałki, które zafarbowałam to resztki białych czesanek, Kent, Bfl, South American, Shetland i chyba nowozelandzka. Różnią się stopniem bieli, łatwością przyjmowania farby oraz miękkością, ale to raczej zaleta, bo posłużyły do tworzenia mieszanek. 
A mieszanki lubią różne faktury, łatwość lub trudność czesania niektórych włókien, pasma jedwabiu morwowego i "grudkowatość" jedwabiu sari, a gdzieniegdzie angelina, to wszystko sprawia, że powstaje unikalna nitka.  









 

Powstało trochę jesieni, trochę cukierkowych jednorożców, intensywna magenta oraz czerwono niebieski prawie jak pepsi :) Wszystko już spakowanie i w poniedziałek pojedzie w świat. 

Może kiedyś też zrobię coś takiego dla siebie i będę mieć kolorowe nitki - tylko pewnie na skarpety :D

Zaczęłam robić sweter dla siebie, ten co to zupełnie nie jest w moim stylu, na razie cieszy mnie samo przerabianie oczek inaczej niż w skarpecie. Sweter opiszę jak skończę. 




No i żeby nie było, że skarpet nie robię, robię w dalszym ciągu i nic nie wskazuje bym miała przestać. 



Pozdrawiam Was niedzielnie. 

niedziela, 28 stycznia 2024

Sweter dla PM

Pisząc o rzeczach czynionych dla PM, niejednokrotnie opisywałam wymagania, zastrzeżenia, uwagi i życzenia, które towarzyszą temu procesowi powstawania rzeczy dla męża. Dopiero piąty sweter który zrobiłam, spełnił wszystkie mężowskie oczekiwania. Teraz mogę robić kopie i tak też się dzieje. PM nie będzie narzekał na ten sam fason, na brak powiewu nowości, czy rewolucyjne rozwiązania zapięć pod szyją - ma być tak samo. 


Dokładnie taki sam sweter opisałam tutaj, ten na zdjęciach to dokładnie to samo tylko kolor inny, i tym razem PM przystał na wszycie czerwonego zamka. Nosi się tak szaro-buro, że czasem taki drobny akcent dodaje życia tym jego "mundurom" maskującym.


Sweter powstawał dość długo, bo była przerwa na produkcję skarpet, ale jak tylko zrobiłam zdjęcia, to PM zgarnął do noszenia. Ponoć wszystko jest w najlepszym porządku, nic nie przeszkadza i nosi się tak dobrze, jak ten poprzedni :)


Sweter zrobiłam z włóczki Karisma oraz dodatkowej nitki lace, którą dokładam ze względu na wzmocnienie Karismy. Druty nr 4, poprzeczne paski w rękawach dobierane, a nie doszywane, i to właściwie wszystko. 


Ze strony komercyjnej to uzupełniłam główne braki w sklepiku, kupiłam kilka nowości i mam zamiar je opisywać. Mam nadzieję, że uda mi się opisać nowe runa zanim, znikną ze sklepiku, a tak już było :(

Cztery naturalne czesanki Farerska (Faroe) czesanka z Wysp Owczych, Punta Arenas - czesanka z Ameryki Południowej, Cormo oraz mieszanka runa merynosa falklandzkiego, jedwabiu eri, lamy i wielbłąda. Wszystkie te czesanki opiszę po uprzędzeniu. 
Są też trzy kolorowe nowości dwie czesanki z przeznaczeniem na włóczkę skarpetkową, moją w sobie dodatek nylonu. 



Jedna z nich jest w odcieniach czerwieni, zresztą nazywa się "czerwone drzewo różane", a druga to bursztyny i mosiądz. Też mam zamiar to uprząść, bo bardzo jestem ciekawa jak to subtelne paskowanie sprawdzi się w typowej nitce na skarpety.


Kupiłam również paczki kilku kolorów, do tworzenia jakich wzorków na jednolitym tle lub do wymieszania w battach, co tam prządce przyjdzie do głowy:)



Wyspy Owcze wzbudzają moją ciekawość przez samo słowo "owca" w nazwie. Jakiego runa należy się z tych rejonów spodziewać wiedziałam, czy to mnie powstrzymało przed zakupem, no nie. 
Owce Wysp Owczych są blisko spokrewnione z owcami Spelsau, islandzkimi i szetlandzkimi, czyli rasami prymitywnymi, z runem podzielnym na włos okrywowy i puch.  Miałam jakiś przebłysk nadziej, że będzie to runo z samego włosa puchowego tak jak np. "Lis Polarny" z owiec islandzkich, ale niestety nie. 




Czesanka farerska to bardzo ładne kolorystycznie runo, kolor nie jest jednolity, lecz przetykany ciemniejszymi i jaśniejszymi włosami. W sklepiku trzy wersje kolorystyczne, jasny i ciemny szary oraz brąz.  Przędzie się dobrze, nie należy nadawać zbyt dużo skrętu, bo uprzędzie się powróz. Runo zmienia się w ciężką, lejącą się,  pozbawioną sprężystości nitkę, o sterczących ostrzejszych włosach (niby taki moher).  Ja pokusiłam się o 3-nitkę i w motku wygląda dobrze, ale zastanawiam się nad przeznaczeniem. Przy tak ładnej kolorystyce i dość grubym włosie dobrze sprawdzi się przy projektach tkackich, ale z tych dekoracyjnych, chodniki lub gobeliny. Chyba, że ktoś postanowi pokutować to skarpety też można zrobić, ale grzechy muszą być solidne :)
Parametry czesanki to : 34 - 38 mic, długość włosa od 8 - 10 cm. 



Dla mnie runo czysto poznawcze, raczej bez przeznaczenia użytkowego, ale jak zawsze warto poznać coś nowego. 

Pozdrawiam Was niedzielnie. 

PS. Nazwy nowych czesanek zostały po angielsku, niekiedy PM wypisuje paragony ... no i tyle :)