Jeśli naszła Was nieoczekiwana, niezrozumiała chęć zrobienia skarpet, do których macie uczucia obojętne to znaczy, że jesteście poddawane indoktrynacji...
Na ponad 380 postów prawie 100 jest o skarpetach lub o nich wspomina, jak na blog o przędzeniu (wpisów tyle samo co o skarpetach) zaczynam mieć wątpliwości - może jednak przekaz nie jest do końca prawdziwy :) Obecnie prawdziwość przekazu jakiegokolwiek rzecz względna więc by być w zgodzie z własnym sumieniem piszę, że blog jest o przędzeniu a przędzione motki można cudnie wykorzystać w skarpetach :D
Nitka dzięki jedwabiowi sari zyskała drobiny koloru, co wygląda całkiem przyjemnie, taki tweed inaczej.
Zrobiłam tradycyjną 3-nitkę, znacznie grubsza niż typowa nitka na skarpety ale sam materiał narzucił grubość przędzenia. Nie chciałam całkiem gładkich skarpet, chociaż przy tej nitce wyglądałyby dobrze ale z drobnym wzorem wyglądają jeszcze lepiej.
Wzór zaczerpnięty z japońskiej książki, trochę zmodyfikowany pod ilość oczek w skarpecie, pięta rzędami skróconymi. Nitka nie wykazywała oznak napuszenia podczas dziergania ale po praniu i formowaniu angora pokazała, że jest i to w znacznej ilości, przez to skarpety są wyjątkowo miłe w dotyku. Motek miał niecałe 90 g, brakło dosłownie na 5 rzędów zamykających palce ale skoro posiada się taki zestaw resztek jak ja to dodatek innej nitki praktycznie nie do odróżnienia.