Z coraz większą rozpaczą patrzę na rzeczy, które mam zaczęte a nie mam czasu się nimi zająć - jedyne lekarstwo na to zacząć więcej :)
Nowe runa kuszą mnie stale, a że od czasu do czasu je pakuję w paczki z zamówień sklepikowych tym bardziej trudno mi się oprzeć wszelkim pokusom. Czesanka nowozelandzka z jagniąt bardzo mnie zafascynowała, jest to taki merynos z bfl :) Już wcześniej pisałam, że jest to mieszanka merynosa z Longwool, Romney i Cheviot'em, ta krzyżówka z Longwool jak najbardziej wyszła na dobre tym merynosom.
Czesankę farbuje się dobrze a na dodatek farba wnika w nią dużo lepiej niż w merynosy, nie zauważyłam tendencji do filcowania się wszak to jagnięta, chociaż zachowuję wszelkie zasady przy farbowaniu ale nieprzesadnie.
Ta partia ma dość długi włos co ułatwia dzielenie na pasma do przędzenia, a przędzie się cudnie jak już wspomniałam to takie połączenie bfl z merynosem, ma blask, sprężystość, sunie płynnie przez palce i ma wszelkie zalety runa, które da się lubić.
Ostatnio do mojej fascynacji kolorem morskiej zieleni z petrolem dołączyły rudości, stąd ten zestaw barw na czesance, będzie to 2-nitka skręcona w fraktal - co z tego, że nie dziergam z takiej przędzy ale bardzo ją lubię prząść a później na nią patrzeć.
Rudości zostało na jeszcze jedno farbowanie, miałam ok 100 g ufarbowanego kwiatami dali runa Corriedale + nylon ale nie na intensywny pomarańcz (taki sobie wymarzyłam) tylko na żółto. Wykorzystałam tą resztkę farby do podrasowania mało atrakcyjnej dla mnie żółci.
Ostatnio pokazywane single merynosa superwash + nylon przerobiłam na navajo, doprzędłam trochę bieli, która została złamana w farbowaniu na lekki popiel i czyni się skarpeta. Oczywiście w międzyczasie czynię sweter dla PM ale przy obecnej temperaturze preferuję mniej grzejące robótki, a jakiś przerywnik musi być :)
A teraz nie o wełnie.
Po śmierci pierwszego zielnika z powodu zbyt cienistego miejsca oraz mrozu, po trzech latach opowieści jaki to sobie założę "już niedługo" ogródek ziołowy - nareszcie się udało. Z pomocą PM i dziecięcia mam wyszarpany z a'la trawnika kawałek ziemi, który będzie poletkiem doświadczalnym na mój nowy zielnik.
Ziół posadziłam dość sporo ale używam ich solidnie a nadwyżki suszę na zimę, oczywiście muszę się liczyć z tym, że niektóre gatunki w naszym klimacie nie przetrwają zimy i trzeba będzie sadzić na nowo, rozmaryn zaraz powędrował w donice on to na pewno nie przetrwa. Na zdjęciu dokładnie nie widać trzech donic, bo przesłania je lubczyk i miłorząb japoński ale w nich posadziłam 6 odmian mięty - jest zbyt ekspansywna by sadzić ją do gruntu.
Tydzień upłynął mi dość intensywnie a na dodatek jak to w czerwcu czas na dżem truskawkowo-rabarbarowy. Przerobiłam 6 kg owoców na mieszany dżem ale zrobiłam też 3 słoiczki dżemu z rabarbaru i skórki pomarańczowej - to dla mnie taki lekki "kwasek" :)
Na słodko pozdrawiam Was :))