niedziela, 30 marca 2014

Krzesło

Krzesło do namiotu bezcieniowego się nie zmieści, a bardzo mi zależało by oddać kolorystykę i taką "aksamitność" w postrzeganiu tego siedziska. Po kilku przygodach z kolorami, po wielu przerwach w trakcie udało mi się skończyć pierwszy kawałek z pięciu planowanych.



Krzesła odziedziczyłam po babciach, nawet nie wyobrażam sobie innych te były od zawsze i nie mam zamiaru tego zmieniać. Krzesła mają jakieś 90 lat, więc mają swoje prawa, szczególnie do różnych usterek. Ostatnią z nich było spotkanie z moimi dziećmi. Wiekowe staruszki nie wytrzymały coraz bardziej ekstremalnych "bohaterów" od Herkulesa , Zorro po króla Artura i Batmana.

może nie tak eleganckie jak oryginał ale kolorystycznie pasują 
Oryginalnie na siedziskach była skóra licowa, przez lata użytkowania popękała, stare pasy napinające również, a trawa morska zaczęła się sypać. Mam osiem krzeseł, cztery wymagają ratunku.


Ojciec kilka lat temu odnowił mi te zepsute siedziska, użył nowych pasów napinających, trawę zabezpieczył i obił bardzo drogim bawełnianym materiałem tapicerskim. Materiał miał dwie wady był to gruby zamsz, więc krzesła zaczęły "puszczać na szwach", druga wada to kolor - kość słoniowa z ecru.



Przy dwóch chłopakach nie za długo krzesła wyglądały idealnie, no i od dłuższego czasu przez te pęknięcia nie nadają się do użytku, więc robią raczej za dekorację i miejsca gdzie kładę nowo uprzędzione motki, by przez jakiś czas im się przyglądać. 

wolno dzieje się następny kawałek (ten na tamborku)

Pewnie, że można oddać do tapicera ale skóry, którą chciałam (taka jak w oryginale) tapicer nie miał, a za tą co miął liczył tyle, że mi się odechciało. Pewnie kupiłabym gdzieś bardziej odpowiedni materiał tapicerski i sama je obiła ale kupiłam książkę, z celtyckimi wzorami ( needelpoint) - a tam krzesełka :)


zdjęć dużo ale te z namiotu mi się podobają

Kolorystyka taka bezpieczna, pasuje do całego pokoju i chociaż zupełnie nie w moim nastroju (ja wolałabym brudne brązy, omszałe pieńki, brudne oliwki) to PM stanowczo sprzeciwił się moim smętnym upodobaniom - miało być trochę radośniej. 


Kolorystyka bardzo pasuje do koloru szafy, stołu i komody, moja mama stwierdziła, że szkoda bo mogą się wysiedzieć ale ja myślę, że prędzej coś innego im się przydarzy niż się wysiedzą. Niegdysiejszy "król Artur" pomógł matce przy obijaniu siedziska - przynajmniej trochę się przyczynił do odnowy tego co nie wytrzymało jego dziecięcych harców. Niestety musimy inaczej obijać bo okazało się, że ten haftowany materiał solidnie podszyty i założony by się nie snuł jest za gruby i też rozpycha ramę krzesła.


Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i dodałam jeszcze jedno zdjęcie siedziska, namiot bezcieniowy ładnie rozprasza światło ale zdjęcia są takie bezosobowe. 
W dalszym ciągu przędę runa opisane poprzednio, postanowiłam zrobić im zdjęcia skoro już rozłożyłam namiot ale w dalszym ciągu to nie to, chociaż już znacznie lepiej widać kolor.

angora z jedwabiem (zdechły lis) a na szpuli bfl 

Ogród zaczyna żyć, moja alergia też miewa się nieźle, więc trawnik czeszę na zmianę z resztą rodziny - lekarz radził unikać alergenów - ciekawe jak.



Hiacynty pachną bardzo mocno ale w tym roku zakwitło już całkiem spore poletko wonnych fiołków i muszę przyznać, że nie spodziewałam się po tych maluchach tak intensywnego ale bardzo przyjemnego zapachu.



Fiołki rosną bardzo ekspansywnie prawie tak jak stokrotki ale mnie to nie przeszkadza, że nasz trawnik zaczyna przypominać łąkę - oby tylko mniszka lekarskiego było mniej on też lubi anektować każdy kawałek ziemi.


Pozdrawiam słonecznie z ogrodu :)

niedziela, 23 marca 2014

Lisie oblicza

 Ostatnio moje wielokolorowe farbowanie zupełnie mi nie wychodziło tzn. może coś się da z tego zrobić sensownego ale nie musi mnie satysfakcjonować. Tak to jest jak mózg ma się zajęty sprawami, które niekoniecznie chcemy roztrząsać i przyjmować do wiadomości. Stwierdziłam, że bezpieczniej będzie postawić na farbowanie jednym kolorem lub ewentualnie modyfikować jego półtony.


W nowym golfie z Bfl nie pochodziłam za długo bo nastała wiosna (i niech tak będzie), ale zamarzył mi się taki wiosenny golf, bardzo cienki z dużym jedwabiem w składzie. Taki do marynarki lub przejściowego płaszczyka, lejący, połyskliwy ale również chroniący przed chłodniejszymi powiewami wiatru. Można nitkę zakupić ale postanowiłam "upiec kilka pieczeni na jednym ogniu" : 
- pozbycia się resztek,
- próby idealnego ufarbowania jedwabiu,
- zrobienia sobie czegoś z dodatkiem angory (w konsekwencji test na używanie dzianiny).
A poza tym muszę oszczędzać by uzupełnić stany w sklepiku, więc forsy nie ruszam. Takim sposobem powstały "lisie oblicza" - jak zaprezentowałam PM mój urobek to stwierdził : lis, zdechły lis i lis na imprezce. 

w blasku fleszu 
 Z uchwyceniem koloru jest spory problem (ostatnio za dużo lub za mało światła), więc postaram się opisać kolory jak najdokładniej by można je sobie wyobrazić.
Na pierwszej szpuli jest Bfl z morwowym jedwabiem (75% do 25%)  równomiernie wymieszane, mam kilka takich nie handlowych resztek, więc czemu ich nie wykorzystać.  Zrobiłam jakieś 16 zdjęć i nie chce być inaczej tylko taka żarówa - w rzeczywistości to bardzo spokojna dynia, kolor jest wyraźny ale nie ma nic wspólnego z tym co na zdjęciu.

Lis 
 Druga szpula to angora z jedwabiem morwowym (50% na 50%) kolor to wszelkie odcienie karmelu, toffi, rozbielony cynamon, gliniane donice - mój faworyt kolorystyczny - na szpuli wygląda pięknie, niestety na zdjęciu nie :(
Pasmowo mieszane dwa różne materiały przędą się źle, trzeba poświecić im sporo uwagi - zaczynam być wielka fanką dokładnego mieszania run w czesankach - przędzie się lepiej a i sama przędza wygląda ładniej.

Zdechły lis
Trzecia szpula to czysty jedwab morwowy, w tym przypadku kolor praktycznie się zgadza (oryginalnie mniej czerwone) - miedź w czystej postaci. Jedwab farbuje się bardzo trudno i drogo - potrzeba dość sporej ilości barwnika by uzyskać równomierny i intensywny kolor, sam barwnik trzeba wręcz "wmasować dogłębnie" we włókna.

Lis na imprezce :)
Następna rzecz, która miała być testowana to skręty z ostatnio zakupionej książki nitka typu "crepe" składająca się z trzech nitek w odpowiedniej kolejności skręcanych, odkręcanych i znowu skręcanych by powstało coś puszystego - naiwnie myślałam, że ta odrobina Bfl będzie robiła za całą tą puszystość - ciekawe czemu jedwab nie chce być puszysty :P (sierota)  Następne motki będą typową 3-nitką, a nitkę typu "crepe" przetestuję na pełnowymiarowej wełnie, na dodatek jest stanowczo za mało skrętu a wszystkie single były ok. 




Na powiększeniu widać, że trochę rozpulchniło tego Bfl'a, a i angora postanowiła trochę się napuszyć niestety trudno zmieniać naturę jedwabiu on to "puszysty" raczej nie będzie. 
W pierwszym motku 104 g - mam 477 metrów, więc na takie drutki 2 ewentualnie 2, 25. Ufarbowałam ok 350 g wszystkiego myślę, że z powodzeniem na sweterek starczy a ten motek jakoś w to wkomponuję. Jedyna pociecha z tego taka, że ten motek jest boski w dotyku, sama rozkosz nosić coś tak miłego. 

z daleka terakota w czystej postaci i miękkość nad miękkością 
Zrobiłam też motek navajo na naturalnej mieszance kolorystycznej run Bfl, charakter kolorystyki się nie zmienił jedynie nitka gładsza dla oka w porównaniu z opposing-ply.

opposing-ply i navajo na tym samym runie
Jedyna rzecz, którą warto dzisiaj podziwiać nie jest moim dziełem - dostałam od mamy,  na nocne szafki dwie serwetki. Na szafkach mam blat z białego marmuru, na stole lepiej można podziwiać ich urodę.




Przyglądając się moim ostatnim poczynaniom dochodzę do wniosku, że bardzo potrzebny mi "reset" albo solidna defragmentacja - może się okazać, że następny post będzie o pracach ogrodowych, łącznie z grabieniem trawników.
Pozdrawiam Was niedzielnie z uczuciem niedosytu.

niedziela, 16 marca 2014

A tu znowu skarpety


Zupełnie nie byłam przekonana co do koloru nitki powstałej z mieszanki run Bfl, pisałam już o tym wcześniej, że przędę nitkę na skarpety, bo nic innego sobie z tego nie wyobrażałam. Jest to 3-nitka przędziona metodą opposing-ply, wyszedł taki tweed inaczej. 


Czesanka sama w sobie wyglądała ładnie ale po moich wcześniejszych doświadczeniach z tak mieszanym pasmowo runem miałam całą górę wątpliwości. Poprzednie nitki powstałe z takich czesanek ale kolorowych zupełnie mi się nie podobały.


Jedynie połączenie, które samo się nasuwało to z naturalnym białym, nic innego nie wyglądałoby równie dobrze, a że ja zawsze mam do zrobienia jakieś "wdzięcznościowe" skarpety to spróbowałam jak to będzie wyglądało. 

przymiarka koloru Bfl + Corriedale z nylonem
Motki leżące koło siebie mogą wyglądać dobrze ale w dzianinie to już różne bywa.  Muszę przyznać to wyjątkowo trafne połączenie, tak mi się podoba, że zaczynam myśleć o takich skarpetach dla siebie a może w przyszłości nawet o swetrze w tej kolorystyce i stylu. Mieszanka run Bfl wyjątkowo mi się podoba w nitce, mam na szpuli jeszcze trochę, muszę sprawdzić jak będzie prezentowało się w skręcie navajo, kto wie może równie dobrze albo jeszcze lepiej :)


Skarpety są na wąską stopę, (64 oczka) dla mojej siostry, więc zdjęcia na płasko - trudno komuś pchać nogę w skarpety nawet jak to siostra. Wzór kwiatka pochodzi z książki A. Starmore ale ja go trochę przerobiłam, przejście z pozytywu w negatyw celowe, chciałam zobaczyć jak wzór wygląda w dwóch wersjach - obie wersje mi się podobają . Dla siebie znajdę większy kwiatek, jednak wolę skarpetę na 72 -76 oczek w obwodzie. Skarpety robione tradycyjnie na 1,75 i wzory wrabiane na nr 2.


Światła było w ostatnim tygodniu tyle, że grzechem byłoby nie wykorzystać tej pogody do farbowania, tylko niestety mam problem z farbowaniem. Moje "spontaniczne" farbowanie kończy się jakimiś zestawieniami barw "ni w piątkę ni w dziesiątkę" no taki kosmos, że załamka.




Ostatnio po takim farbowaniu, przeglądam mój zbiór zdjęć, mam wielką słabość do dobrych zdjęć natury i zawsze coś odłożę ku podziwianiu. 
Okazuje się, że moje barwy z kosmosem nie mają nic wspólnego są wręcz bardzo przyziemne. Wniosek z tego taki nic spontanicznie nie farbuję, zawsze gdzieś coś już było i nawet jak mi się wydaje, że sama wymyślam jakieś zestawienie to ktoś i tak już mnie uprzedził - w tym wypadku matka natura :)

zdjęcie z Onetu - tęczowe góry w Chinach
 Postanowiłam tę czesankę (alpaka + jedwab) uprząść sposobem navajo by zachować to paskowanie "tęczowych gór".



Farbowałam więcej ale o tym napiszę następnym razem bo to właściwie opowieść na osobny post.
Z deszczem za oknem pozdrawiam :)


niedziela, 9 marca 2014

Matczyne poczucie sprawiedliwości

Skarpety wełniane mam ja, PM, jedno dziecko i okoliczna rodzina oraz inni, którzy się "załapali" ale drugie dziecko nie ma. Nie chce bo dzieciństwo miał naznaczone szorstką wełną i kującym wielbłądem z Zoo. Dziecko nieco starsze ( o 5 min :) marznie, szybciej pokonało swoje opory rzucając w niepamięć niechęć do wełnianych skarpet, niestety jego brat stawia się. 
- Zrobię ci skarpety. 
- Zrób Andrzejowi (bratu znaczy się). 
- On ma. 
- To zrób mu drugie .
- Ma dwie pary. 
- No widzisz jaki chętny, zrób mu trzecie.
- Nie ma dyskusji, dostaniesz i już !!!


Jakże to tak, jedno dziecko coś dostanie a drugie nie, w matczynym świecie poczucia sprawiedliwości względem potomstwa równowaga musi być, nie do pomyślenia jest, że jedno  dziecko coś dostaje a drugie nie, musi być po równo.


Takim to sposobem po długich negocjacjach z wykorzystaniem matczynego autorytetu, próbie upchnięcia skarpet ojcu lub bratu drugie dziecko, dostało skarpety. Z zaznaczeniem, że będzie używał w naprawdę bardzo zimne dni, mogą nie doczekać się wyjścia ale moje matczyne poczucie obdarowania obu dzieci ,przynajmniej trochę jest uspokojone. 


Skarpety jak się domyślacie z książki "Around the world in knitted socks" - Stephanie von der Linden, nie tylko ja cieszę się tą książką ostatnio Kryniafu pokazała piękny zestaw skarpet inspirowanych tą pozycją. 
To druga para skarpet, którą zrobiłam wg tego wzoru i muszę przyznać, że bardzo mi żal bo skarpety są na 84 oczka, nawet przy mojej wielkiej stopie (39-40) to stanowczo za dużo, więc nie ma szans bym zrobiła dla siebie, a przeróbki wzoru nie biorę pod uwagę. 
Nawet te skarpety, zrobione na rozmiar 42 są obszerne nie wiem czy nie skrócę ich trochę. 
Pięta rzędami skróconymi, ostatnio mój ulubiony sposób no i stopa całkiem elegancka opatrzona motywem wzoru głównego - palce, pięta i ściągacz robiony na drutach 1,75 reszta na nr 2. 


Sama nie wiem jak nazwać moje ostatnie próby farbowania, jak to mówią "dzwonią w kościele tylko nie wiadomo w którym" : )). Odwykłam, szukam czegoś, coś gdzieś kołacze tylko gdzie? Poniżej malowane pędzlem resztki Merynosa Superwash jakieś 64 gramy.



Brudnej oliwkowej zieleni się przyglądam, jakoś mnie do niej ciągnie no i patrzę z czym się komponuje a z czym nie. To nie pierwsze i nie ostatnie poszukiwania w mniej lub bardziej udanym stylu :) Mam zamiar uprząść z tego trójnitkę do skarpet już nawet wiem w jakim układzie tylko nie wiem z jakim efektem to będzie.


Druga porcja to runo Falkland i tu też oliwka z dodatkami, ta strona trochę spokojniejsza ...


...za to druga w myślach nazywana "kurczak", mało używam żółci a tu nawet nie wiem kiedy złapałam za tą farbę. Gdzieś mnie niesie ale jeszcze nie wiem dokąd trafię :)


W przyszłym tygodniu mija trzecia rocznica jak zaczęłam umieszczać posty pod nagłówkiem E-wełenka. Chciałam zorganizować jakąś zabawę ale dopadły mnie sprawy, które dopaść miały, dopadły mnie rzeczy, których się nie spodziewałam i nie chciałam - pociągną się za mną czas jakiś. Z tego wszystkiego nie za bardzo mam głowę i pomysły na candy, nie wiem kiedy ale mam nadzieję, że za jakiś czas w spokojniejszych dla mnie okolicznościach coś wymyślę by świętować.

Pozdrawiam niedzielnie :)

niedziela, 2 marca 2014

Bez wrabiania

Lubię wzory wrabiane i tak się właściwie kojarzę, chociaż lubię każdą formę dzianiny i dla równowagi bawię się różnorodnie.  To co zostało ze swetra postanowiłam zmienić w coś co nie jest następnymi kłębkami wełny zalegającymi szafę. Już na pierwszy rzut oka widać co mnie zainspirowało, no cóż wielokrotnie podkreślałam, że jestem pełna podziwu nie tylko dla projektów ale również dla samej wełny z BT - bardziej kolorystyki, bo ich wełny nigdy w ręce nie miałam.

bardzo inspirowane  przez BT

 Owsianki zostało ze swetra trochę powyżej 160 g, sam szal nie jest jakiś imponujących rozmiarów 24 cm x 134 cm. Dodałam guziki bo przy ażurowym wzorze powielają możliwości noszenia - przypiąć można jak się chce ale również nosić tradycyjnie jak szal. Nie potrafiłam zdecydować, która strona guzików bardziej mi się podoba, dlatego przyszyte różnie.
Owsianka ma tak ładny kolor, że zaczynam się zastanawiać czy nie powtórzyć takiego mieszania, kiedyś do sklepiku - mnie raczej wystarczą dwa swetry, szal, czapka i chyba zrobię sobie jeszcze rękawiczki :)


 Nie mogąc testować szalika na dworze (przeziębienie lekko już odpuszcza), jak zwykle cierpliwy, grzecznie stojący manekin, okazał się pomocny.


To tylko kilka wariacji, te guziki naprawdę dają więcej możliwości, a i same w sobie są ozdobą, całkiem przyjemny pomysł ktoś miał. 
Główny wzór z jakiejś starej gazetki "Mała Diana" albo innej - mam tylko fragment kartki, brzeg odrysowany z internetu (miał chińskie znaczki w opisie), więc sama narysowałam schemat i po przetestowaniu stwierdziłam, że się nadaje. 


 Zrobiłam sobie metki to znaczy, spróbowałam czy na hafciarce dam radę je zrobić, no i się udało. Tak sobie wymyśliłam, że rzeczy, które będą zrobione przeze mnie od początku to znaczy od czesanki - opatrzę metką, nie ważne czy to będą szaliki, rękawiczki czy skarpety, jeśli w 100 % będzie to mój produkt - będzie miał metkę. Mam jakąś nie do końca określoną chęć wyróżnienia rzeczy, które powstają od podstaw i są to rzeczy, które "idą" w świat - szalik zostaje ze mną :D




Wiem, to jeszcze nie wiosna ale jakże by się jej już chciało, poprosiłam żonę kuzyna by mi jakoś te oczekiwania umiliła i proszę czyż nie jest wiosennie patrząc na tak piękne kwiaty. Ta cudna czerwień, pięknie farbowanie motki u Justyny (YarnAndArt) i piękne światło za oknem mówi mi, że już czas myśleć o farbowaniu.

Jaskier- zupełnie niepodobny do osobnika z powieści Sapkowskiego:)

 Zmiany w przyrodzie, wiec ja też zmieniam trochę charakter dziergania -bardzo trochę w dalszym ciągu będą skarpety.
Jedwab się liczy, robię próby, rysuję następną rzecz, rysuję na tym samym wykroju tylko kolory zmieniam by mi się nie pomyliło, drobnymi literkami wpisuję oczka do zbierania i dodawania - ciekawe ilu wersji kolorystycznych doczeka się ta ćwiartka. Zarys topu miałam już od dawna w głowie teraz czas pomyśleć o realizacji, oczka już nabrałam ciekawe czy będzie wyglądał tak jak sobie wyobraziłam.


Za oknami prawie wiosna, więc wiosennie Was pozdrawiam.