Zachwyciły mnie ostatnio farbowane czesanki u Aldony (Finextra), takie beztroskie sypanie barwnikiem z odrobiną szaleństwa w oczach :). Procesu nie będę opisywać, odsyłam do Aldony - opisała, obfotografowała i wyjaśniła. Ja pokażę za to efekt mojego eksperymentu z takim farbowaniem.
Trudno mi zdecydować czy bardziej mnie to zachwyca czy przeraża. W zachwyt wprawia mnie przenikanie kolorów powstałe podczas takiego farbowania, nowe nieoczekiwane połączenia kolorystyczne, migotliwość, czerń spod której "wygląda" jakiś odcień przechodząc w następny - czesanka sama w sobie jest do podziwiania.
Przeraża mnie myśl o nitce, która z tego ma powstać, nie ma co ukrywać czesanka jest "paciata" a to jest układ kolorów u mnie nie do przyjęcia. Ostro kombinuję jak to uprząść by dzianina nie była czasem w łatki. Runo, które ufarbowałam to Corriedale + nylon, jest tego 100 g, mam zamiar uprząść to na skarpetki, na razie skłaniam się ku navajo ale bez przejść tonalnych tylko w drobinki koloru - taki tweed inaczej oby się udało. Przędę w tej chwili coś innego, pod następny szalony pomysł do dawna kołaczący mi się po głowie ale jak tyko skończę to zaraz będę czynić z tego nitkę.
opanowałam wszelkie większe naczynia |
Schły w słońcu i nabierały puszystości, wprawdzie to tylko dywaniki przed łóżko ale miło na takie puszyste futro postawić nogę a nie na zimną podłogę.
Sweter z Corriedale rośnie a ja z nim (oczywiście w przenośni :), wcześniej pisałam o próbach i o liczeniu, dopasowywaniu do realnych (moich) wymiarów, a teraz mogę się pochwalić, że przykładając dzianinę do wydruku pasuje co do oczka :)
Zakupiony kawałek białej flaneli opatrzyłam haftem maszynowym i uszyłam nową poszewkę na poduszkę, szycie dalej jest ze mną :) Udało mi się również skończyć komplet z koralików ale jest to prezent, więc pokaże jak zostanie już wręczony czyli na przyszły tydzień.
O mglistym poranku pozdrawiam Was serdecznie.