Ostatnio pisałam, że zaczęłam prząść runo Chubut, jest to runo pochodzące z Argentyny z prowincji o tej samej nazwie co runo a znajdującej się na terenie Patagonii. W Ameryce Pd. jest sporo owiec a ich runo słynie z delikatności i chyba nawet częściej do nas dociera w postaci przędzy niż osławione runa nowozelandzkie czy australijskie. To wychwalane Malabrigo pochodzi z Urugwaju, Araucania, Manos to wszystko przędze z Ameryki Pd.
Runo nie pochodzi od konkretnej rasy jest to raczej mieszanka run owiec tam hodowanych a te owce to krzyżówki. Krzyżówki wszechobecnych merynosów z takimi rasami jak Corriedale, Polwarth, Romney, Texele, Lincoln i prawdopodobnie jeszcze inne. Ta mieszanina wpłynęła na jakość runa i moim zdaniem wyjątkowo korzystnie bo runo prawie nie przypomina merynosów co dla mnie jest zaletą.
To co ja przędłam ma 19, 5 mic i jak już wspomniałam przędzie się bardzo dobrze i źle, idealnie sunie podczas przędzenia, żadnych hamulców, jednolita długość za to przy tak drobnym włosie nie można zapanować nad idealnie równą nitką, jakaś bardzo cierpliwa prządka pewnie dałaby radę ale nie ja, do 3- nitki nie można się już specjalnie doczepiać ale przed przędzeniem singla z tego runa bym się wzbraniała.
Po ściągnięciu z motowidła jeszcze przed praniem runo pokazało, że jest czymś więcej niż następny miękki merynos ten włos ma blask, no może nie błyszczy jak Wens ale błyszczy. Pranie takiego runa to już inna bajka, no właściwie nie prałam tylko moczyłam i mąciłam wodę no bo to przecież 19,5 mic a mnie Merynos 21 mic od samego patrzenia się na niego sfilcował.
Ociekający motek powiesiłam na dworze by odciekał (zaliczył burzę) po wyschnięciu na wietrze i słońcu ujawnił się merynos - przędza jest totalnie sprężysta i nie błyszczy już tak cudnie chociaż coś tam satynowego blasku pozostało. Runo o takim mikronarzu wymaga specjalnego traktowania i właściwie nie dziwi mnie, że włóczki z jemu podobnych poddaje się obróbce by były "superwash". Zawsze wtedy mam dylemat czy to jeszcze wełna, by uzyskać wełnę superwash runo poddaje się kąpieli kwasowej lub powleka polimerem by spalić lub skleić łuski na włosie odpowiedzialne za filcowanie się wełny.
Ostatnia rzecz, która została mi do sprawdzenia to jak się to runo farbuje, tym razem farbowałam w kąpieli wodnej ale najpierw miałam poważny problem z zamoczeniem tego motka. Wełna bardzo długo nie chciała się poddać pływała po powierzchni nie przyjmując wody trochę to trwało zanim motek był mokry.
Kolory wybrałam w pastelowej tonacji jest tam trochę oliwki, szałwii, szarości taka delikatne chłodna kolorystyka z odrobiną ciepła.
Martwiłam się, że tak delikatna wełna na pewno mi się sfilcuje, przestrzegałam zasad ale i tak zajrzałam pod pokrywkę co wyszło i nie wiem czy to gorąc na dworze czy to, że runo nie jest typowym merynosem ale farbowanie nie wyrządziło żadnej szkody a wręcz przywróciło część utraconego podczas prania blasku. Runo godne polecenia wszelkim nadwrażliwcom, nieprzyzwoicie miłe - motek trafi do sklepiku bo ja nie wiem co mogłabym z niego zrobić ta "nad miękkość" mnie przeraża :)
Uważam, że krzyżowanie merynosów by uzyskać takie runo jest najbardziej wskazane to wyjątkowy włos a na dodatek prawie pozbawiony nieprzyjemnej cechy run merynosów, którą mogę określić jako "budyniowatość".
A z rzeczy innych przybywa tylko haftu reszta czeka aż upalne lenistwo mnie opuści.
Pozdrawiam Was niedzielnie :)