niedziela, 24 lipca 2022

Namieszać Noro

Jest kilka komercyjnych włóczek, których zawsze będę pożądać bez względu na stan posiadanej przędzy i zasobność konta. Do jednych z nich należy Noro, ta włóczka wyjątkowo rozpala mi wyobraźnię. Te połączenia kolorystyczne, przenikanie kolorów, niby płynne przejścia a jednak opatrzone drobinkami różnych barw, sama rozkosz dla oczu by cieszyć je tymi kolorami. Mam jeden motek kupiony ileś tam lat temu kiedy Noro dopiero się pojawiło u nas (chyba w e-dziewiarce), leży w szafie bo mam kilka takich motków zakupionych dla koloru :)

Oprócz kolorów, Noro zachwyca mnie swą zgrzebną fakturą, bo nitka jest nierówna, niekiedy z grudkami i zgrubieniami, ma taką rustykalność ręcznej przędzy wielomateriałowej. Tym moim zachwytom nie byłoby końca gdyby nie to, że Noro to single wiec najsłabsza przędza z możliwych i nawet dodatek nylonu nic na to nie poradzi. Pomimo, że w ofercie jest włóczka na skarpety nawet by mi na myśl nie przyszło je z niej robić. 



Nawet nie chodzi o cenę za motek na te skarpety ale trwałość takiej dzianiny w połączeniu z czasem na dzierganie ich przeznaczonym, wychodzi wyjątkowo niekorzystnie. Pewnie o jakiś sweterek czy szalik można się pokusić ale to naprawdę spory wydatek. Nie ma się co dziwić bo w składzie najczęściej jedwab, moher, wełna jagnięca same rarytasy a w opisie informacja o ręcznej pracy nad powstawaniem tej nitki. 
Wpadłam sobie na taki pomysł, że właściwie co mi szkodzi spróbować zrobić coś podobnego, namieszać na drumku pasmowo czesankę poprzetykać sporą ilością jedwabiu sari dla faktury i uprząść singla, nylonu też dodałam by jakoś minimum trwałości zagwarantować. 



Okazało się, że najbardziej musiałam pilnować zrównoważonego przędzenia, ani mieszanie, ani pilnowanie płynności przejść tonalnych nie sprawiło mi tyle kłopotu co powstrzymanie się przed przekręceniem singla. Po ściągnięciu z motowidła trochę się przeraziłam bo były same "sprężyny" ale pranie i suszenie pod obciążeniem pokazało, że nieźle się trzymałam w ryzach :) 



Uprzędłam dwa motki po 80 gram,  w grubości na skarpety i chyba nie mogę się czepiać bo wygląda to przyjemnie ale dopiero dzianina powie prawdę tylko zanim dojdę do dzianiny z tej nitki to pewnie powstanie jeszcze kilka takich wynalazków - oby były warte wysiłku w nie włożonego. A najlepsze z całej sprawy jest to, że nawet nie tęsknię za dzianiną z Noro ja po prostu lubię patrzeć na te kolorowe motki:)




Oprócz mojego Noro powstały mieszanki dla mojej klientki o zamiłowaniu do energetycznych kolorów, dwa w kolorze fuksji z dodatkami jedwabiu sari. 


Oraz morska fala gdzie oprócz merynosa, pojawiała się czesanka farbowana przeze mnie, w kolorze navy blue i szafirowym oraz turkusy w jedwabiu sari. 


Ciepło ostatnich dni nie do końca mi przeszkadza ale trochę rozleniwia więc takie mieszanie kolorów wydaje się zajęciem wręcz wymarzonym przy tej pogodzie. Powolutku mam pomysł na następne mieszanie w stylu Noro i kto wie może zrobię sobie z tego skarpety będzie to taki luksus zupełnie pozbawiony rozsądku :)



Bawełniany top do pach zrobiony, jeszcze trochę i może uda się w nim jeszcze tego lata pochodzić, robię trzecią skarpetę z tych co pokazywałam ostatnio (nie ma sensu pokazywać znowu)  ale szalik z resztek leży odłogiem bo nie ma szans na okrywanie się nim podczas tego ciepła. 

Dostałam też od pewnej miłej Pani maszynę dziewiarską, karuzelę do wełny, szkło powiększające i dwa worki włóczki po Jej mamie. Jak coś powstanie z tych rzeczy to się pochwalę na razie przeglądam wszystko i poddaję segregacji zgodnie z przeznaczeniem. Najbardziej mnie fascynuje ta maszyna, kto wie może uda mi się ją jakoś wykorzystać, pewnie nie do skarpet :) ale nie tylko je robię.

Pozdrawiam Was niedzielnie. 


niedziela, 10 lipca 2022

Najwyższy czas

Na drugi weekend czerwca zapowiedziała się z krótką wizyta moja siostra z Berlina. Pomimo bardzo krótkiego czasu tej wizyty starałyśmy się nadrobić wszystkie pogaduszki ciesząc się własnym towarzystwem. Nawet nie myślałam o tym by odrobinę czasu stracić na druty czy inną działalność tu opisywaną, więc nie było o czym specjalnie pisać. W następny weekend czerwca szłam na spotkanie klasowe ale zaległości z pobytu siostry trzeba było nadrobić w dodatku ogród zaczął domagać się natychmiastowej interwencji więc zamiast opisywać poczynania na drutach czy kołowrotku doprowadzałam ogród do stanu ujarzmionej dżungli. Lubię mój ogród i uwielbiam posiadanie własnego warzywniaka i zielnika ale jeśli chce się mieć jakieś "plony" to uwaga jest konieczna no i trochę pracy :)





Później przyszło wielkie ciepło, które mi nie przeszkadzało ale skutecznie rozleniwiało i odbierało chęć robienia czegokolwiek wełnianego. Coś tam robiłam ale w tempie pracy w strefie tropikalnej, więc czesanka z zdjęcia powyżej bardzo wolno zmieniła się w trzy szpule singla, 


który stał się poniższym motkiem. Wełna jest miła, w energetycznej barwie ale co z tego będzie tego nie wiem, takie sobie przędzenie bo kolory ładnie się układały na szpulkach :)


Z dużym zapałem pozbywam się resztek wełnianych, które przybierają kształt podwójnego szala (robię na okrągło) na razie mam trochę ponad metr więc jeszcze brakuje drugie tyle ale podczas upału nie było szans by to robić, grzało podwójnie. Szal będzie zbieraniną wszelkich resztek włóczek od mojej przędzy po włóczki sklepowe. Na razie jednak leży w odstawce bo mnie pochłonęły inne rzeczy.


Na początku sierpnia przyjeżdża siostrzeniec w odwiedziny do babci, a że lubi moje skarpety w wersji wełniano-bawełnianej to zabrałam się za taką parę. Niestety nie mam własnej takiej przędzy a moja chęć zrobienia takiej czesanki spełzła na niczym bo opcja takiego mieszania była niedostępna. Nie było wyjścia musiałam przędzę kupić, jest to zawsze CottonMerino z Dropsa. Jakaż to byłaby idealna przędza gdyby miała dodatek nylonu dla wzmocnienia obu włókien na piętach... muszę się jakoś z tym pogodzić, że ulubione skarpety mojego syna i siostrzeńca są z wyjątkowo słabej do tego celu przędzy. 




Jak już zabrałam się za zakupy to przez ten upał pomyślałam o bawełnie i jakimś topie z niej stworzonym, więc dokupiłam trochę nitek recyklingowej bawełny. Kiedy kupiłam to miałam wymówkę by odstawić szal z resztek, porzucić skarpety i zacząć top, który mam nadzieję skończyć tego lata bo kto wie co jeszcze zacznę jak mnie najdzie ochota. Między tymi zajęciami ogrodowo dziewiarskimi, próbuję dalej wypełniać wielki haft a w tle słucham wręcz maniakalnie książek. 



Cieszę się tym, że wróciłam do pisania bo już był najwyższy czas się opamiętać z tego rozleniwienia. Jeszcze trochę i kto wie czy nie obudziłabym się pod koniec lata ze zdziwieniem, że nic nie napisałam a lato leniwie przelało się między palcami ja ciepły piasek.

Pozdrawiam Was niedzielnie