Jak bardzo chciałam zatytułować ten post "wszystkie resztki świata" ale byłoby to kłamstwo, ba nawet kłamstwo gigantycznych rozmiarów jak posiadane przeze mnie resztki. Uwierzcie mi mam ich tak wiele, że nawet już nie ogarniam dokładnie gdzie i w jakich ilościach są poupychane, resztki o różnym pochodzeniu (moje i sklepowe), o różnej długości i grubości. Próby ogarnięcia tego chaosu trwają od lat i jak na razie resztki zwyciężają :(
To ich zwycięstwo będzie zapewne trwało zawsze ale drobne bitwy udaje mi się niekiedy wygrać. Dokładnie z takich resztek powstały skarpety, które dzisiaj opisuję, pomysł nie jest nowy nawet bardzo stary ale robienie czegoś z resztek wymaga jednak samozaparcia a o tym wie każda dziewiarka.
Jakże przyjemnie jest wrzucić na druty jeden czy dwa kłębki i pozwolić im płynnie sunąć po nich, niestety tutaj spawa ma się inaczej czego dowodzi poniższe zdjęcie - sama myśl o chowaniu tych nitek może skutecznie zniechęcić do takich projektów.
Same w sobie skarpety nie wyglądają źle, moim zdaniem mogą się nawet podobać, czego dowodem jest mój syn, który lubi wełniane skarpety i jak powiedziałam, że nie mam wełny na parę dla niego stwierdził, że takie z resztek też mogą być :)
Do wzmacniania pięty wykorzystuję dodatkową nitkę ale, że to też była resztka, pół pięty jest z dodatkiem w innym kolorze i by nie było to tak widoczne to przedzieliłam drobnym wzorkiem. Skarpety na moich stopach a zdjęcia zrobiłam sobie sama więc nie do końca idealne ale zamysł w jaki sposób pozbywam się resztek jest widoczny.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Od dawna miałam zamiar kupić "Lunę" to łotewska wełna z bardzo długim przejściem tonalnym, fascynuje mnie jak oni to farbują, bo by tak coś ufarbować to trzeba jednak wiedzieć jak i ja mam zamiar się nad tym zastanowić. Takie myśli farbiarskie chodzą mi po głowie głównie latem ale wspominana już tu autorka blogu
"Bujanie w obłokach, czyli okiem i uchem Gackowej" zaprezentowała kawałek dzianiny z tej włóczki no i przepadłam tak jakbym mało miała sweterków :)
Motki o wdzięcznych nazwach, jaśniejszy to "mgła nad pastwiskiem" a ciemniejszy "po zmroku" mam zamiar przerobić na coś, jeszcze nie do końca sprecyzowanego ale chyba jakiś kawałek długiego bezrękawnika - tak sobie myślę. PM stwierdził, że wybrałam jak zwykle najsmutniejsze kolory z dostępnych ale jakże one mi się podobają :) W tej chwili kolorystyka w
Liloppi jest dużo bogatsza ale ja i tak wybrałabym to samo no może "bagienne chochliki" by mnie jeszcze skusiły.
Guziki trzymają mnie w swoich objęciach stale, ja rysuję a PM jak ma chwilę to wycina, mam nadzieję, że jak kupię już prawdziwie drewniane to będę miała kilka przyjemnie wyglądających wzorów, które spodobają się klientkom sklepiku.
Jakiś czas temu pisałam, że projekty swetrów i skarpet robię w Corel'u, nie jest to program do tych celów i trudno się go uczyć z myślą o rysowaniu tylko wzorów na druty. Poprosiłam syna o znalezienie czegoś bezpłatnego do tworzenia prostych wzorów,
"Stich Fiddle" może nie jest ideałem ale do rozrysowywania wzorów wrabianych całkiem dobry, do tego ma bibliotekę symboli dziewiarskich, jest po angielsku ale dość intuicyjnie działa. Jeszcze nie zapoznałam się z nim dobrze bo nie mam czasu ale na pewno będzie wygodniejszy w użyciu niż Corel.
Pozdrawiam Was niedzielnie .