Bardzo mało ostatnio farbuję, kiedyś wystarczyła chwila i miałam pomysł na kilka barwnych czesanek. Od jakiegoś czasu farbowanie barwne mnie nie pociąga, jednolite i owszem jak to do swetra, który powolutku czynię. Przyglądałam się poczynaniom innych prządek, których czesanki pięknymi kolorami mamiły mnie z monitora i bez specjalnych namysłów uczyniłam sobie jedną taką kolorem szaloną.
Efekty farbowania tej czesanki pokazywałam tu, czesanka musiała oczywiście trochę poleżeć zanim ją zaczęłam prząść. Nie dość, że mi się podobała sama w sobie tak ufarbowana to miałam dylemat jak ją uprząść by na coś wyglądała.
Wiedziałam, że będzie to skręt navajo ale nie chciałam tonalnych przejść, co zresztą w tak farbowanej czesance nie wyglądałoby ciekawie - zbyt krótkie odcinki koloru w dodatku nierównomiernie wybarwione.
Miało być migotliwie, z drobinami koloru jak w tweedzie, nie do końca się udało ale i tak uważam, że jest świetnie. Gdzieniegdzie kolor był na tyle długi, że powstało kilka odcinków jednolitej nitki ale 98 % to nitka w trzech kolorach.
Nie miałam jeszcze czasu wrzucić tego na druty ale muszę spróbować bo o dziwo efekty farbowania na czesance mi się spodobały, teraz w nitce też uważam, że jest całkiem ładnie. Kto wie może dzianina nie będzie "paciata" ale będzie czymś jak tweed a tweed to ja lubię - nawet bardzo :)
Motek powstał z Corriedale + nylon w 100 g jest ok. 250 m - specjalnie nie przędłam zbyt cienko by uwidocznić poszczególne kolory.
Pomimo wielu zajęć, zawodowych, z których się cieszę i mniej zawodowych , z których się mniej cieszę udało mi się skończyć "poduszki" na krzesła do kuchni.
Jak kupowałam krzesła to kupiłam zaraz do nich siedziska, cena nie była powalająca ale ostatnio coraz więcej szyję, więc czemu nie spróbować uszyć coś bardziej wymagającego niż poszewki na poduszki.
Materiał ćwiczebny kupiłam dawno temu (w sklepie z używaną odzieżą) były to dwie zasłony, z niejasnym przeznaczeniem leżały dość długo w szafie. Jak się okazuje pikowanie nie jest takie proste szczególnie dużych kawałków, po podziale na części docelowe poszło dużo lepiej ale wymęczone fragmenty na całości trochę marszczenia zostawiły.
Obszywanie lamówka też okazało się do przejścia, zostało jeszcze trochę materiału mam zamiar go wykorzystać na siedziska narożnej ławy przy stole w kuchni by były do kompletu z krzesłami. Mam w planach uszyć jeszcze kilka rzeczy bo jak się okazuje mam zapasy nie tylko w postaci kłębków wełny.
Zdjęcie zupełnie do niczego ale swetra przybywa systematycznie, kto wie może w połowie października będzie gotowy :)
W słoneczny ale jakże jesienny poranek pozdrawiam Was serdecznie.