Nie to nie hasło z filmów o mafii narkotykowej, dokładnie tyle waży motek, który zrobiłam z prawie 300 g surowego runa suri.
|
64g suri |
4 dni po 3 godziny czesania i wydłubywania paprochów wszelkiej maści, jeszcze podczas przędzenia wyciągałam trawki i kołtuny, taka nitka spełnia moje standardy - nie, nie jest to ideał ale jest wolna od wszelkich zanieczyszczeń. Mam jeszcze z 30g wyczesanego runa w gatunku skarpetowym oraz 50 g, które prawdopodobnie trafi kiedyś z runem owczym do grępla jako dodatek kolorystyczny. Poznawanie nowych gatunków runa jest fascynujące, ta fascynacja jest jeszcze większa jak mogę poznać runo od początku czyli runo prosto z strzyży. Na szczęście nie całe runo było w tak fatalnym stanie, teraz czeszę czekoladowe i to już raczej relaks.
Zrobiłam sobie dokumentację fotograficzną paprochów, ku pamięci jak znowu zacznie mnie nosić by kupić surowe runo. Chociaż wiem, że z czasem i tak kupię jakieś - choćby dla koloru :) Wszystko ma swoje plusy i minusy. Jak kupimy runo surowe musimy liczyć się z odpadem, czasem poświęconym na czyszczenie i nie zawsze efektem jakiego się spodziewaliśmy a cena nie zawsze jest super atrakcyjna. Nitka przygotowana z takiego runa jest inna mniej "umęczona", włos jest wyraźnie ładniejszy. Gotowe czesanki na pewno są droższe ale nie tracimy sił na czasochłonne czyszczenie, nie ma odpadów nic tylko prząść ciesząc się z przyjemności i czystości takiego zajęcia. Niestety musimy brać pod uwagę, że nikt nie będzie ręcznie wydłubywał paprochów lub delikatnie rozczesywał runa, niektóre z metod drastycznie nadwyrężają jakość czesanek. Nie zawsze też jest szansa na kupienie czesanki z runa, które nas interesuje - a tak było w przypadku suri. Następnym razem pokażę właśnie wyczesane czekoladowe runo suri.
W ramach poznawania gatunków runa postanowiłam sięgnąć po runo owiec Dorset Horn, kupiłam 300g z myślą o zimowych skarpetach moich panów. Niestety nie do końca wybór runa jest trafny, to runo jest po prostu za słabe na skarpety. Jak przędłam to runo miałam jakieś wrażenie "budyniowatości" merynosów ( "budyniowatość" - to moje określenie na jedno z wrażeń dotykowych runa merynosów, na które nie mam lepszej nazwy) jak zaczęłam pisać ten post sięgnęłam po moją książkę o runach. Jest tam cały rozdział o grupie owiec "Dorset" a na wstępie wzmianka o spekulacjach na temat powstania tej rasy : przez krzyżówkę hiszpańskich merynosów z rogatymi owcami walijskimi :)) - moja mała satysfakcja.
Dane techniczne : długość włosa od 6,5 do 12,5 cm - moje było raczej z tych krótszych, od 26-33 mikronów (spinning counts 48s - 58s), runo wygląda na mocne ale takie nie jest, pofalowane ale nieregularnie, dobrze przyjmuje farbę ale bez zachwytu - brak głębi koloru, który tak zachwyca przy runach z większym połyskiem. Runo raczej matowe.
Skarpety, które robiłam na wiosnę w ramach zabawy na
"Prząśniczce" powstały z runa Southdown - ta sama grupa owiec, zdążyłam już przedrzeć pięty a oba gatunki runa niewiele się różnią. Poza słabością runa kolorystyka jaką wybrałam miała być bardzo ciemna, to runo pochłania barwnik, wręcz pożera ale go na nim nie widać. Uprzędłam metodą fraktali, mnie by się podobały takie skarpety ale czy warto je robić z tak nietrwałego materiału.
|
czarny Finnish w navajo na rękawiczki i fraktal z Dorset Horn |
Pochwalę się jeszcze niespodzianką, którą zrobiła dla mnie siostra -florystka. W ramach nadchodzącej jesieni uczyniła dla mnie taki oto pocieszacz, wisi na drzwiach wejściowych, dodaje wszystkim energii w deszczowe dni, mnie nie tylko w deszczowe :)
Życzę Wam miłego weekendu :)))