A z rzeczy zwykle tu występujących mogę wstępnie pokazać pierwszą rękawiczkę, jeszcze nieprana, świeżo zeskoczyła z drutów. Druga się dzieje, wolno ale pewnie za jakiś czas pokażę parę bo pomimo drobnych szlaczków takie dzierganie mnie odpręża.
Po całkiem "przyjemnych" hektarach prawych oczek w swetrze dla PM, mam na drutach połacie prawych i lewych oczek w swetrze dla siebie. Będzie rozpinany, jeszcze nie zdecydowałam czy będą guziki czy zamek ale robię tradycyjnie bez cięcia. To dzierganie trochę potrwa bo nuda straszna w tym "szaraku".
Dziewiarsko to tyle w tym tygodniu, za to poważnie się zastanawiam nad umiejętnościami, które tracę. Kiedyś przeczytałam wpis na tym blogu pod tytułem "Niepiśmienni" i nie chodziło o zanik umiejętności zgrabnego ubierania myśli w słowa, a o fizyczny bark umiejętności pisania odręcznego. Właściwie to podejrzewam, że pismo odręczne zanika, nie potrzebujemy go i nie używamy, jedynie co wypisujemy to dane osobowe w jakiś drukach (a to też sporadycznie) , no podpisujemy się. Nikt nie pisze listów, bo łatwiej zadzwonić, nawet życzenia świąteczne przesyłam drogą elektroniczną. Od bardzo dawna nie piszę odręcznie, jedyne co pisałam ręcznie to listy zakupów, nawet pióro kupiłam (całą edukację przeszłam z jednym piórem aż padło), mam atrament w ulubionym kolorze i nie mam czego pisać. W tej chwili edytuję listę zakupów na telefonie bo PM ponoć nie może mnie odczytać - tak sobie myślę, że skoro ja piszę ją w okularach to on powinien ją w nich odczytać ale prawda jest taka, że aplikacja jest wygodniejsza.
Nie wiem czy powinnam się martwić, zatracaniem umiejętności ręcznej kaligrafii, chyba tak, bo to jednak jakiś zanik. W tej chwili jedynie co piszę ręcznie to opisy mrożonek i słoików z przetworami.
Nawet chętnie rysowane wzory dziewiarskie przestałam rysować na papierze, o wiele wygodniej i szybciej robię to w komputerze. Specjalnie kupiony zestaw kredek leży w szafie, pomyłki na papierze są bardziej irytujące niż te w komputerze. Może za kilkadziesiąt lat pisanie odręczne będzie sztuką na zasadzie wyszukanej kaligrafii.
Przemyślenia mnie dopadły podczas opisywania słoików z siekaną natką pietruszki :) Często w taki sposób przechowuję drobne ilości ale tym razem zmieliłam tej natki naprawdę sporo bo dostałam naręcze od rodzinnych ogrodników, do tego suszę całkiem sporo mięty. W planach mam zmrożenie posiekanego lubczyku i jesienią zrobię jak co roku pastę a'la kostki rosołowe - trwa całą zimę w lodówce poprawiając smak potraw. Wygląda na to, że nie samą wełną żyję :D
Pozdrawiam Was niedzielnie :)