niedziela, 29 maja 2016

Z czeluści


 Zakamuflowane głęboko w szafie wyskakują rzeczy nieskończone zeszłego lata. Brakło światła i ja zaraz odstawiłam drobiazgi bo strasznie mnie męczy pomimo okularów (sporadycznie noszonych) ślepienie nad mikro oczkami. Czeluści mojej szafy zajmuje więcej drobin ale ta była prawie gotowa brakowało czterech motywów z krótszej koronki by zacząć haftować materiał, do którego koronka zostanie przyszyta.


Koronkę musiałam skończyć zanim zabrałam się za przygotowanie materiału pod haft, z powodu wymiaru - sumowanie wymiaru poszczególnych części nie daje właściwego wymiaru końcowego. W tej chwili mogłam już wyciągnąć nitki pod mereżkę i przekopiować wzór pod haft. Teraz wystarczy kilkanaście słonecznych dni i haft powinien być gotowy, a później tylko mereżki, wykończenie i firanki gotowe. 


Tak naprawdę i w pełnej krasie (lub nie:) mam zamiar je zaprezentować dopiero w miejscu docelowym czyli oknie kuchennym ale najpierw muszę kuchnię pomalować, zabieramy się za to od marca, mam nadzieję, że do jesieni damy radę :)
Oczywiście nie mogłam się oprzeć publikacji poniższego zdjęcia, mam już całą kolekcję zdjęć rozciągniętej koronki na stole i nie mogę się napatrzeć a jeszcze bardziej nadziwić, że mi się chciało bo szydełka nie lubię, a najgorsze jest to, że znowu wpadła mi w oko szydełkowa firanka. 



Przędę ciąg dalszy mojego celtyckiego swetra ale z wielkimi przerwami bo zajęć w dalszym ciągu sporo, chociaż kołowrotek wręcz magnetycznie przyciąga, chwile z nim raczej wyszarpywane kłami co widać po chaotycznie zapełnianej szpuli.

finnish w brązie

Na drutach pojawiła się grafitowa nuda (sweter dla PM) ale to nawet dobrze bo przy wymagającym wzorze mogłabym narobić samych błędów. Po trzech tygodniach bardzo intensywnych zawodowo takie prawe oczka, relaksują i usypiają - niekiedy nuda wzoru też jest dobra :)


No i jest jeszcze jeden mały powód sporadycznego przędzenia i dziergania, ma cztery łapy opatrzone pazurkami i wielką miłość do wszelkich włóczek. Od dawna przewija się w moim domy myśl o psie nawet już prawie uzgodniliśmy, że ma to być pies w stylu malamuta a najlepiej do adopcji niestety po zapoznaniu się ze specyfiką rasy na razie odpuściliśmy z powodu braku czasu. Pies wymaga sporo uwagi za to koty są praktycznie samoobsługowe, a że w zeszłym roku po wielu latach odeszła nasza poprzednia kotka to szybciej było przygarnąć nową niż znaleźć psa. Podczas snu to jedyna chwila kiedy można zrobić jej zdjęcie na jawie włącza się jej kocie ADHD.


Wczorajsza pogoda pozwoliła zrobić zdjęcie mojej glicynii wyjątkowo obsypanej kiśćmi kwiatów w tym roku. Okno pod tym pseudo balkonikiem to okno kuchenne więc mam całkiem ładny widok wiosenną porą chociaż mnie się jeszcze bardziej podobają owoce glicynii w kształcie wielkich fasolek :)


Po dzisiejszym oberwaniu chmury na chodniku mam dywan kwiecia i wiszące szypułki po kwiatach ale na zdjęciu dalej pięknie :) Zapach lekko mdlący ale dla kilku dni takiego widoku da się wytrzymać. 


Pozdrawiam Was niedzielnie w strugach deszczu.

niedziela, 22 maja 2016

Resurrectio


Dzisiejszy tytuł to łacińska nazwa zmartwychwstania, wspominam o tym bo ponad 10 dni temu mój ząb po 9 latach bycia martwym, tak bez wyraźnej przyczyny - był martwy a ożył. Trochę mnie to przeraziło i zaraz poprosiłam o interwencję żonę kuzyna, która jest dentystką. Szybko rozwiała moje obawy co do niby nadzwyczajnych zdolności  moich zębów a i ja  nie muszę się martwić, że powinnam przedsięwziąć  jakieś środki w razie mego powrotu z zaświatów. Niestety to nagle ożycie nie dotyczyło zęba a kości pod nim i wygląda na to, że uczyniło ze mnie raczej "walking dead'a" niż jakąś świetlistą istotę. 
Już zapomniałam jak mogą boleć zęby a przez ostatnie dni jakimś dziwnym trafem chodzi mi po głowie "Cast Away" z Hanks'em. 
Leczę opuchniętą szczękę za pomocą antybiotyku dożywiając się tabletkami przeciwbólowymi, a pożywiam się płynami i tyle z mojego cząstkowego wstawania z martwych. 
Ból skutecznie ograniczył jakąkolwiek działalność więc post się ostatnio nie ukazał a teraz też piszę myśląc o następnej porcji leków. 
Jedyna rzecz, która powstała to sweter wg wzoru Hanny Maciejewskiej, już bardzo dawno temu wzór zwrócił moją uwagę ale jak to czasami bywa zapomniałam o nim i dopiero Frasia swoim swetrem w pięknej czerwieni mi o nim przypomniała. 


Trochę boję się kupować wzory bo mam dość spory katalog wzorów zakupionych i po zapoznaniu się z nimi (zawsze zniechęca mnie nadmiar opisu bez schematu)  rezygnuję z realizacji. Przy tym wzorze opisu jest od groma ale są zdjęcia i schemat a to mi wystarcza -  do opisu nie sięgnęłam bo mnie przeraża skorzystałam z niego dopiero przy dekolcie. Zbieranie oczek przy dekolcie uważam za majstersztyk i na pewno wykorzystam niejednokrotnie. Moja włóczka jest bardzo nietypowa przy tym swetrze bo to bawełna z lnem. Bardzo dawno temu wygrałam ją u Pauli i nie mogłam z nią jakoś się porozumieć teraz już wiem, czekała na ten sweter. Włóczka to moje pierwsze spotkanie z taką mieszanką i bardzo mi się spodobała zaczynam myśleć o samym lnie przerabianym na dzianinę jako letnia alternatywa bawełnianych koszulek.


Zdjęć na człowieku nie będzie bo widok mizerny linia szczęki zlewająca się z szyją i to jednostronnie a ten sweter zasługuje na ładną prezentację bo wyjątkowo mi przypadł do gustu i prawdopodobnie powstanie jego zimowa wersja :)


Od mamy dostałam w prezencie nowy bieżnik pełen mereżki, którą tak lubię z pięknymi motywami więc będzie zmiana dekoracji przy robieniu zdjęć.


Wybaczcie mi niepochowanie nitki do końca, moje myśli wciąż krążą w obrębie mojej szczęki ale jak tylko trochę się polepszy to wszystko poprawię na razie nie mam sił a jeszcze bardziej chęci.


Sweter robiłam na drutach ChiaoGoo i jak na razie jestem zadowolona a powiedzenie "chiński szajs" nie ma w tym przypadku racji bytu - jak dla mnie jest to wyrób godny dawnych wytwórców papieru i jedwabiu - rzemiosła na wyżynach :) Połączenie pomiędzy bambusowym drutem a metalem, do którego przykręcamy żyłkę jest nadzwyczaj starannie wykonane. Obrotowe żyłki mają swoją zaletę ale przy tak specyficznej nitce jak ta, którą przerabiałam (pięć wiązek nitek złożonych z trzech) trochę haczy ale wystarczy wymiana na stałą żyłkę i jest dobrze - jeszcze nie piszę peanów ale jak na razie jest dobrze.
Pierwszy raz zdążyłam zrobić letni sweter zanim się lato zaczęło i chociaż bardzo mi się podoba to życzę sobie używać raczej dekoracyjnie lub w przypadku wieczornego chłodu niż nosić bo lato do niczego :)
Pozdrawiam Was z nadzieją na zupełnie normalną resztę uzębienia :)

niedziela, 8 maja 2016

Zrobiona na szaro

Do celtyckiego swetra potrzebuję trzy odcienie szarości, od razu wiedziałam, że wykorzystam runo Corriedale. Niestety to tylko dwa odcienie a nic innego mi po środku nie pasowało wszystkie inne runa w szarości czyli Finnish i Shetland oraz nowy Gotland w tonacji ciemno szarego Corriedale a ja potrzebowałam coś po środku. Stanęło na jasno szarym merynosie, nie za bardzo chciałam używać tak miękkiego runa do wierzchniego swetra ale też zupełnie nie miałam zamiaru farbować bo przy naturalnych szarościach farbowana włóczka wyglądałaby strasznie. No i szczerzy się ta szarość merynosowa pośród tego Corriedale dobitnie dając do zrozumienia, że ona prawdziwiej szara. 


Jeszcze nie wiem co z tym zrobię na razie myślę, a że najlepiej mi się myśli przy przędzeniu to przędę ciąg dalszy na ten sam sweter :)

Po zrobieniu swetra dla PM i dowiedzeniu się, że on na ciężkie mrozy i zimę z metrowym śniegiem (bo niby taki ciepły) wyczekiwałam jakiejś promocji w Drops'ie by uczynić sweter bardziej zdatny do noszenia przez PM w naszym klimacie. 
Tym razem włóczka znacznie cieńsza bo alpaka (50 g - 167 m) pierwotnie miał to być merynos superwash w wydaniu "baby" ale doszłam do wniosku, że do tak delikatnych włókien PM zupełnie się nie nadaje. 
Zamysł swetra noszę w "głowie" od dawna, ma być całkiem prosty w kolorze jak widać grafitowym tylko wewnętrzna strona rozpinanego półgolfu oraz rękawów ma być wykończona ciemną szarością. 


Takim to sposobem nie przyglądając się specjalnie zdjęciu zakupiłam "szary melanżowy" bo pod takim tytułem ten motek figuruje :) Melanż szarości by mi pasował do grafitu ale ten kolor raczej nie przejdzie u PM dlatego nic innego mi nie pozostało tylko zakupić nowe szarości. 

szary melanżowy :)
Zrobiłam niewielkie zamówienie uzupełniające stany sklepikowe niektórych czesanek, w tym szarego Gotland'a, który zniknął ostatnio w mgnieniu oka. Będzie w sklepiku też wersja biała tego runa ale chyba tylko testowo i dla zaspokojenia ciekawości ponieważ jest to błam a nie czesanka. Wersja szara jest piękna o cudnym włosie za to biała nie za bardzo mi przypadła do gustu już zapomniałam, że kiedyś przędłam tylko z błamów z własnego grępla a teraz już kręcę nosem, że to nie czesanka. Błam ma swoje prawa włos nie do końca równolegle ułożony a na dodatek długość włosa też - od króciutkich po długie, nitka będzie bardziej z tego rustykalna niż przy czesance.


Kupując czesanki zakupiłam dla siebie dwa jedwabne szale w kolorach jak widać sponsorujących ten post czyli naturalnie biały i szary :) Szale są w wymiarach 180 x 45 cm już pięknie obszyte, można się pokusić o malowanie na nich lub pozostawić takie jak są, u mnie takowe pozostaną. 


Moja dawno temu wygrana bawełna z lnem jest przerabiana na sweter, zobaczyłam ten wzór po dłuższej przerwie u Frasi i mnie olśniło, że to wzór w sam raz dla mnie i na tę włóczkę ale o tym napiszę jak sweter ukończę :)  A pisać mam zamiar o moim robieniu swetra wg zakupionego wzoru i o drutach ChiaoGoo.


Pozdrawiam Was niedzielnie :)


niedziela, 1 maja 2016

Stare doniczki


Niektóre włóczki czekają na odpowiedni pomysł lub wzór, już wiele razy się przekonałam, że robienie czegoś w pośpiechu lub na siłę skutkuje tylko efektem prucia. Po jedwabnym podkoszulku zostało mi dość sporo nitki, w sam raz na jakiś top, już nawet miałam coś upatrzone zimą w Drops'ie ale nie było to coś co by mnie porwało.



Wiosenne propozycje dziewiarskie jakoś mało mnie zainteresowały, w gazetkach jakieś dzianiny tak wydumane, że właściwie bardziej odstraszały niż zachęcały do dziergania, aż trafiłam na wiosenną kolekcję w VK. Bardzo rzadko coś tam znajduję godnego uwagi bo ich projekty  bywają ekstrawaganckie z nutą nonszalancji do moich wymiarów. A tu taka niespodzianka znalazłam coś tak pięknie prostego, na dodatek o niesamowitej fakturze oczek tkanych, że wzór z Drops'a wypadł przy tym bardzo blado. Na dodatek jest tam kilka całkiem prostych topów godnych uwagi (pod zdjęciem link :)

zdjęcie z VK 

Resztce jedwabiu nadałam inny kolor (gliny doniczkowej:) kolor w farbowaniu nie wyszedł gładki a w miejscach wiązań motka prawie nie złapał, mnie to nie przeszkadza bo wydaje się przez to ciekawszy jak - "stare doniczki" :)

Wzór przerobiłam według moich potrzeb czyli bardziej zabudowane plecy i dekolt oraz długość nie pokazująca brzucha - każdy wiek ma swoje prawa.  



 Na manekinie tego nie widać ale wzór po przeróbce,  na człowieku (czyli mnie) nie stracił nic z swojej świeżości i wdzięczności - zrobienie sobie zdjęcia w ubranku dawało marne efekty a na selfie telefonem nie jestem gotowa. Prostota ściągacza ładnie podkreśla talię, chociaż ja i tak zebrałam kilka oczek by ładniej leżał.



Na wysokości pach, kiedy rozdzielałam robótkę na przód i tył miałam chwilę wątpliwości i plan awaryjny w przypadku gdyby jednak mój optymizm co do ilości włóczki okazał się na wyrost ale jak widać zostało dokładnie tyle ile powinno - na tyle mało by mnie serce nie bolało, że leży np.: pół motka jedwabiu, z którym nie wiadomo co zrobić.


Nie mogę się napatrzeć na fakturę tej dzianiny tak mi się podoba po monotonii oczek prawych i lewych tak niewiele trzeba by się zachwycić innym wyglądem.


W planach miałam zostawić te tkane oczka bez wykończeń rękawów i dekoltu ale nic z tego, to jednak dalej oczka prawe z lekką modyfikacją więc nie było szans na okiełzanie tworzących się ruloników po bokach dzianiny. Miałam kilka pomysłów jak by to wykończyć - od oczek rakowych po wszywanie pod spód tasiemki ale doszłam do wniosku, że najprostsze rozwiązanie będzie najlepsze :)


Pozdrawiam Was niedzielnie z nadzieją na takie ciepło by koszuliny używać :)