niedziela, 12 lutego 2023

Coś na stopy

Na temat wełnianych skarpet mam więcej teorii niż wszyscy poszukiwacze "drugiego dna". Coraz częściej zauważam, że skarpety zrobione z ręcznie przędzionej wełny grzeją lepiej ale przedzierają się dwa razy szybciej. Skarpety z przemysłowej włóczki po jakimś czasie robią się dziwnie "sztywne" i nie jest to efekt filcu, który często dopada ręcznie przędzioną wełnę w skarpetach. Ta dziwna sztywność pochodzi jakby od tych tylko 25% nylonu, najczęściej zauważam ją przy włóczce Fabel za to Lang Jawoll mniej jest podatny na tę "sztywność".




Pomimo stałego poszukiwania idealnego skrętu nici na skarpety staram się czynić je najczęściej z własnych 3-nitek lub z 4-nitki sklepowej. Za najgłupszy pomysł uważam zrobienie skarpet z singla bo to nie ma prawa przetrwać tygodnia - ale takowe zrobiłam i do teraz nie rozumiem dlaczego owe skarpety wciąż pomimo użytkowania są całe.  Nie do końca zgadza się to z moimi wcześniejszymi wnioskami o całkowitej nieprzydatności singla w skarpecie - chyba, że w tej włóczce jest więcej sztuczności niż wskazuje opis. 




Skarpety ze zdjęcia wykonane zostały z resztek po swetrze oraz ciemnoszarej Flory, do wzmocnienia pięty użyłam cieńszej nitki oferowanej przez Lang. Zrobiłam je dla siebie, bo okazuje się, że im szybciej je dla siebie robię tym szybciej się dziurawią. Potrzebowałam też w dalszym ciągu przerwy w robieniu swetra bo wątpliwości co do kontynuacji tego projektu nie minęły. 
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      

Za to już bez wątpliwości ale z prawdziwą przyjemnością wróciłam do kołowrotka. Przy ostatnim zamówieniu kupiłam kilka paczek koloru i teraz przędę sobie te kolorowe drobiny z wściekle tęczowym połyskiem. 



Dla takich nitek z błyszczącym nylonem trudno znaleźć jakieś konkretne zastosowanie, nie jest tego wiele bo w każdym motku zaledwie ok. 25g. Błysku ma to sporo i trudno zdecydować co z tego zrobić ale wlepiam się w to jak sroka w błyskotki :)





Nie ma szans by uchwycić prawdziwą kolorystykę tych nitek chyba tylko to ostatnie zdjęcie się o tę prawdę ociera, światło na dworze albo jest tak ostre, że wszystko się wściekle błyszczy albo go nie ma.


Może zrobię z tych nitek czapkę i będę uważać, że to czapka na czas karnawału, na razie cieszy mnie sama myśl o przędzeniu a później podziwianie tych motków bez konieczności nadawania im ostatecznego kształtu. 



Ostatnie zamówienie jak przyszło przejrzałam pobieżnie bo to był koniec roku, nie miałam czasu  i teraz się złoszczę. Nie wszystko wygląda tak jak bym sobie życzyła. 
Co zrobić po takim czasie chyba tylko siąść przy kołowrotku i prząść nitki bo to koi nerwy :)

Pozdrawiam Was niedzielnie 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz