Barwienie naturalne zawsze mnie pociągało ale też nie będę ukrywać, a pisałam o tym często to co mi wychodziło z tych prób, rzadko można nazwać satysfakcjonującym. Do farbowania łupinami orzecha włoskiego przymierzałam się kilka lat, a to przegapiłam, a to mi orzechów szkoda było a najczęściej barak czasu powodował, że była tylko obietnica "w przyszłym roku".
mokre w pełnym słońcu |
W tym roku orzechy nie wymarzły i obrodziły solidnie, więc tort orzechowy będzie a ja przy tych zbiorach nazbierałam zielonych łupin. Wełna, którą zafarbowałam to runo rasy Eider, runa nie będę opisywać tylko odsyłam do Finextry - opisała idealnie to co będę powtarzać :) Został mi taki kawałek niehandlowy ze sklepiku ok 70 g, na dodatek jest to runo średnio szorstkie więc pomyślałam, jak nie wyjdzie to będzie na jakieś skarpety.
Do garnka włożyłam sporo łupin na spód, później runo ale zabezpieczone gazą (widać na zdjęciu) na górę poszły znowu łupiny i zalałam deszczówką. Garnek stał w ogrodzie tydzień, patrzyło na niego słońce, padał deszcz a ja od czasu do czasu ugniatałam.
aż żal tego pięknego przejścia tonalnego dla takiej nitki |
Nie jest najpiękniejszego koloru ale na skarpety będzie ok za to resztę ze szpuli zwinęłam w skręcie navajo i to utwierdza mnie w przekonaniu, że powinnam zafarbować więcej runa. Podczas prania nitek kolor lekko puszczał właściwie nie był w żaden sposób utrwalony ciekawe czy będzie oddawał barwę za każdym praniem.
Sweter nie posiada jeszcze rękawów ale został poddany cięciu, przygotowanie do cięcia wymaga solidnego zabezpieczenia brzegów i pochowania wszystkich nitek ze wzoru wrabianego. Zaczynam się trochę martwić bo chyba braknie szarości i trzeba będzie doprząść a miało być bez resztek i braków.
O mglistym poranku pozdrawiam Was serdecznie :)
Mnie odpowiada barwienie orzechem, bo to pewne barwienie. Chyba trudno z niego otrzymać 'kolor szmaty', więc wiadomo, w co się wchodzi. Inna sprawa, że brązy, to niekoniecznie moje klimaty, ale od czego wyobraźnia, przejścia tonalne, inne odcienie, czy obce połączenia. :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie zauważyłam różnicy przy wysychaniu, czy wysycha wełna płukana, czy nie. W moim barwieniu, nie było też różnic, czy gotowałam w garze, czy wełna się moczyła. Swoim wpisem, przypomniałaś mi, że gdzieś upchnęłam jeszcze wysuszone liście orzecha...
Szkoda, że zanosi się na potrzebę dokręcenia wełenki na sweterek, ale lepsze to, niż panika, że brakuje i co dalej. :)
Ostatnio, jak kręcę nitkę (a lecę w cienizny !), to ciągle mam w myślach Twoje wyroby, te wrabiane, w związku z grubością przędzy :-)))
Pozdrawiam serdecznie
Uwielbiam ciepłe orzechowe brązy, a Twoje kolorki są po prostu bajeczne, zachwycające :)
OdpowiedzUsuńMam jedno pytanko, czemu cięłaś niewrabianą cześć swetra? na gładko też Ci się niewygodnie dzierga tam i z powrotem, czy z jakiegoś innego powodu..
pozdrawiam
I ja mam pytanie dfotyczące zasadności cięcia robótki. Przy rozpinanym swetrze wygodniej mi robić w tę i z powrotem. Nawet przy wrabianych wzorach. Cięcie, i potem wykończenie wydaje mi się strasznie pracochłonne i skomplikowane.
OdpowiedzUsuńOrzechowe farbowanki wyszły pięknie. Piękne, ciepłe kasztanowe kolory. Ciekawa jestem na jaką barwę farbowanie by wyszło z orzechów niedojrzałych, zbieranych w końcu czerwca. Z takich niedojrzałych orzchów robiłam konfiturę, i likier nocino. A ręce miałam czarne przez trzy tygodnie. Bo oczywiście nie wiedząc, że plamią, robiłam to bez rękawiczek :) Nitka może by była głęboka brunatna. Chyba w przyszłym roku zrobię próbę.
Słoneczka na tydzień !
Piękna wyszła Ci ta orzechowa nitka! Bardzo mi się te brązy podobają - na szpulce i w navajo wyglądają cudnie. Faktycznie szkoda, że tak mało czesanki pofarbowałaś, bo z tego co masz trudno coś konkretnego wydziergać. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku orzech też pięknie Ci obrodzi i powtórzysz farbowanie na większej ilości czesanki :).
OdpowiedzUsuńZa cięcie dzianiny podziwiam - obawiam się, że mi nie starczyłoby odwagi.
Uściski :).
Zasadniczo brąz to nie mój kolor, ale Twoje orzechowe niuanse są po prostu piękne i z niekłamaną przyjemnością je oglądam - aż szkoda, że je musiałaś rozmyć tą bielą...
OdpowiedzUsuńcudne brązy oliwkowe! przyznaję, że w melanżu z jasnym mnie nie zachwyca, ale "samotnie" - oj, przebardzo ;)
OdpowiedzUsuńW istocie, szkoda, że nie zafarbowałaś więcej. Rośliny są w farbowaniu nieobliczalne i czasem potrafią człowieka zachwycić (po pięciu razach niezachwycających). Ja w ramach porządków spotrzebowuję jakieś pozamrażane i poodkładane gdzieś "surowce" z zeszłego roku i - o dziwo! - jak mi nie zależy, kolory wychodzą bajeczne :-) Ale nie dają się sfotografować :-(
OdpowiedzUsuńNo, na takie cięcie to trzeba sobie jakąś lodówkę przygotować, bo człowiek musi mieć przy tym zimną krew :-)))
Uściski
Barevné přechody jsou opravdu úchvatné! Také by mi bylo líto, že toho nemám více. Ořech nikdy nezklame a jeho barva je stálá. U nás bohužel ořechy vymrzly, takže letos žádné barvení, snad až příští rok.
OdpowiedzUsuńi ja przymierzam się do orzechowego farbowania, a Ty swoim wpisem bardzo mnie napędziłaś :-) Piękne wyszły Ci cieniowania, piękna włóczka.
OdpowiedzUsuńPiękny ten orzech !
OdpowiedzUsuń