niedziela, 19 lipca 2020

Titanic

Dawno temu był taki blog o estońskich szalach, wtedy zaczęła się moja fascynacja tą zupełnie niepraktyczną formą dzianiny. Popełniłam kilka estońskich szali ale o wiele bardziej zafascynowała mnie koronka szetlandzka a raczej fakt, że z runa owiec rasy Shetland można uprząść nitkę i zrobić taki szal, takie płynne przejście od runa po gotowy wyrób to coś dla mnie,


Koronka szetlandzka ma jeszcze jedną zaletę robi się ją cały czas prawymi oczkami czyli minimum wysiłku, przynajmniej w moim przypadku bo muszę zawsze pilnować naprężenia nitki przy lewych oczkach. Zaletą takiego przerabiania jest też to, że wzór jest bardziej kwadratowy niż prostokątny jak w przypadku prawej i lewej strony.


Zafascynowana nitkami jakie przędzie pod koronkowe szale Margaret Stove kupiłam jej książkę, pierwsze co zrobiłam to małą trójkątną chustę ze sklepowej włóczki, podobała mi się ale jeszcze bardziej mi się podobał ten sam wzór z mojej przędzy. Zachęcona tym, że jakoś tak sprawnie i przyjemnie mi się uprzędło nitkę pod chustę postanowiłam uprząść jej więcej pod znacznie poważniejszy projekt. 



 Zamówiłam specjalnie pod ten szal mieszankę rasy Shetland i jedwabiu morwowego (75% / 25%), było tego 500 g więc spokojnie miało starczyć. Zaczęłam z wielkim zapałem ale zaraz na początku zrobiłam coś czego nie powinnam robić. Zamiast uprząść całą nitkę to uprzędłam część i już zaczęłam robić szal, bo przecież w trakcie dziergania doprzędę resztę. No i stało się to co często mnie dopada przy wielkich projektach wzór zapamiętałam i zaczął być nudny, robótka poszła do leżakowania bo ja znalazłam coś bardziej interesującego. 


W międzyczasie posłałam kilka próbek mieszanki celem pochwalenia się jaka świetna, później uprzędłam z niej nitkę pod rękawiczki w dodatku ufarbowałam na kolorowo i do dzisiaj leżakuje bo jednak to nie to.
Co pewien czas wracałam do szala przerabiałam tak długo aż mnie nie znudził by znowu mógł spokojnie leżakować do mojego następnego zrywu.


No i pewnego dnia doszłam do wniosku, że jak tak dalej pójdzie to zdążą mole go pociąć nim skończę więc mocne postanowienie, już bez wymówek trzeba kończyć. Uprzędłam resztę czesanki na 2-nitkę i dziergałam tylko, że brakło !!!
Tak sobie myślałam nie przędę tak dobrze jak Margaret, ani nie mam się co porównywać z 2-nitką maszynową na tego typu szale (100 g -1200m, 2-ply) no i uszczknęłam z tej mieszanki niejednokrotnie. 
Musiałam ostatni koronkowy bok zrobić z nitki już z samego runa Shetland, w dodatku trochę jaśniejszego co dokładnie widać (na zdjęciach też) , po dłuższym czasie powinno się wyrównać kolorystycznie ale już sama świadomość drażni.  



Ale to nic w porównaniu z odkryciem jakie poczyniłam w trakcie czynienia tego ostatniego boku koronki ...
Szal jest kwadratowy zaczynamy od zrobienia całego dolnego pasa koronki i rożków, później  nabieramy oczka wzdłuż wewnętrznego boku koronki i przerabiamy: boczną koronkę, wnętrze szala i drugą koronkę, jak dochodzimy do końca to przerabiamy tylko koronkę zamykającą zbierając oczka wnętrza szala. I tu ujawnia się "dziewiarska katastrofa na miarę Titanica" :)
Przy nabieraniu oczek na pierwszy bok koronki solidnie się pomyliłam bo o jakieś 50 oczek a raczej o 10 rombów, niestety odkryłam to dopiero próbując policzyć jak powinnam zbierać te żywe oczka na samym końcu. By poprawić ten błąd powinnam spruć cały szal do pierwszego  koronkowego brzegu a na to nie miałam siły, postanowiłam skończyć w takim stanie jak jest, uprać i ułożyć a później zdecydować co z tym zrobić.
Z kwadratowego szla zrobiłam prostokąt, szal jest olbrzymi bo to prawie 4 metry kwadratowe, ciężki, bardziej kocyk niż zwiewna koronka jedyna pociecha to to, że nitki powinno zostać bo szal ma o 1/3 więcej oczek środka - ciekawe czemu mi się tak dłużyło przy nim :)
Przy układaniu musiałam dwa boki bardziej rozciągnąć by pomieścić te dodatkowe oczka.


Właściwie to jest miły dla oka, trochę nieforemny przy złożeniu w trójkąt ale to nie ujmuje mu urody tak jak jeden błędny romb, który ujawnił się dopiero przy suszeniu,  chociaż on też ginie przy złożeniu dzianiny.
W tej chwili mam mieszane uczucia - ulgę, że nareszcie skończyłam wiecznego UFO'ka ale ta porażka rachunkowa długo będzie mnie męczyć.


Pozdrawiam Was niedzielnie powolutku tonąc jak Titanic z dziurą w wierze własnych umiejętności. 

niedziela, 12 lipca 2020

Idzie Nowe

Pod tym tytułem poszły w świat maile na wszystkie adresy klientów ze sklepiku, część wysłałam ręcznie z poczty w komputerze, bo mailing w starym sklepie nie dostarczył. 
Nie lubię zmian, jak coś dobrze działa to nie ma sensu tego ruszać, dotyczy to wielu rzeczy które posiadam, nie gonię na siłę za nowościami ale niekiedy zmiany są konieczne. Nawet nie wyobrażacie sobie jak trudno mi było podjąć tę decyzję ale ta zmiana prędzej czy później musiała nastąpić. 



Sklepik potrzebował nowej odsłony, stary niby działał ale w dzisiejszych czasach wymaga się od takiego sklepu więcej. Przede wszystkim jak kupujemy w internecie to chcemy jak najdokładniej widzieć na monitorze to co kupujemy, w starym sklepie mogłam umieszczać zdjęcia mniejsze niż 400 K, teraz zdjęcia są trzy razy większe o większej rozdzielczości i to już jest wystarczający powód by zmienić platformę. 


Poza jakością zdjęć, uważam  nawigację w nowym sklepie za bardziej intuicyjną, bardziej czytelne komunikaty, no po prostu powinno być łatwiej. Tego czego sama nie lubię to rejestracja w nowym sklepie, niestety w żaden sposób nie dało się przenieść bazy adresowej i raczej tego nie powinno się robić więc przykro mi ale trzeba się będzie na nowo zarejestrować.  Tak jak pisałam w mailu osoby, które mają u mnie stały rabat proszę o kontakt po założeniu konta w nowym sklepie ale przed zrobieniem pierwszego zamówienia bym mogła ten rabat im znów przypisać. 



Lato to raczej czas kiedy ostatnią myślą jest czesanka wełniana ale tegoroczne lato  jest bardzo kapryśne - od afrykańskich upałów po angielskie chłodne mżawki,  mój czas wolny przez pandemię się wydłużył więc mogłam się poświęcić w 100 % przeprowadzce, takim to sposobem przeprowadzka stała się faktem.  Są jeszcze takie osoby, które dziergają i przędą jak to się kiedyś robiło - latem odzież na zimę a zimą coś na lato więc może dla nich letnie promocje w wełnianym sklepie będą miały sens. 
Postanowiłam, że przez najbliższe dwa tygodnie w ramach promocji na nowe otwarcie będzie darmowa wysyłka przy zamówieniach powyżej 50 zł - prawie jak taki "smart" z allegro - zapraszam :)


Zdjęcia w dzisiejszym wpisie to nowe batty, które są dostępne w sklepiku a z racji pięknych i wyjątkowo intensywnych kolorów wstawiłam je jako ozdobę tej komercyjnej informacji. 


Pozdrawiam Was niedzielnie. 


sobota, 4 lipca 2020

Mandala

Potrzebowałam wałka do jogi, ze względu na parszywy ból związany z zaawansowaną dyskopatią i obrzękiem szpiku kostnego w lędźwiowym odcinku kręgosłupa muszę ćwiczyć ale tak by nie pogorszyć sprawy a do tego potrzebny wałek.  W dzisiejszych czasach kupić można wszystko we wszystkich kolorach, rozmiarach i co tam sobie wymyślimy. Doszłam jednak do wniosku, że wałek zrobię sobie sama.  Po pierwsze koszt wałka z wypełnieniem z łuski gryczanej zaczynał się od 70 zł, po drugie kusiła mnie próba uszycia samemu, a po trzecie nie ma szans by znaleźć wałek z takim haftem :)




Od razu wiedziałam, że jak ozdobię wałek to będzie to coś stonowanego i eleganckiego bo skoro takie super zdrowe wypełnienie to poszewka też z naturalnego lnu, a do lnu w naturalnym kolorze pasują moje ulubione kolory piasku, kamieni i błota. 
Mandala zajęła mi ponad 4 godziny przy programie hafciarskim, pomimo powtórzeń elementów samo rysowanie było dość kłopotliwe, wiele drobiazgów i konieczność zachowania kolejności haftu poszczególnych elementów narzucały wolne tempo pracy. Sam haft zajął hafciarce 88 minut, a że jest z dwóch stron to mamy prawie trzy godziny pracy - za to efekt bardzo mi się podoba :)





Łuskę gryczaną zakupiłam na allegro w cenie 4,50 zł za 1 kg, kupiłam 9 kg, do wałka zużyłam jakieś 5 kg resztę mam zamiar wykorzystać w poduszce pod głowę ale to już inna opowieść.  By wałek powstał najpierw musiałam uszyć wsyp aby w nim umieścić łuskę, wsyp jest z płótna z dodatkiem czegoś sztucznego (stare zapasy mamy). Wsyp jest podwójny bo to jednak prawie 5 kg a zdjęcie pod spodem obrazuje jak ładnie łuska się sypie po okolicy przy wypełnianiu wałka. Wałek będzie używany dość solidnie więc lepiej by nie pękł. 





Średnica to ok 20 cm a długość 70 cm, jest to dość sporych rozmiarów wałek ale takich się używa do ćwiczeń by odciążyć kręgosłup lędźwiowy. Kupię jeszcze lnu na drugą poszewkę ale ją zrobię bardziej tradycyjnie, czyli coś na kształt worka marynarskiego bo tą ubiera się kłopotliwie pomimo 55 cm zamka, w dodatku muszę doszyć jakiś uchwyt bo źle się wałek przenosi. 



Z krytych zamków mam w domu czerwone, groszkowo-zielone i żółty - stanęło na żółtym bo po "pasowny" w kolorze musiałabym się wybrać na miasto a powierzenie PM zakup zamka w kolorze naturalnego lnu skończyłoby się podobnie jak z tym żółtym :)
Po tym szyciu doszłam do wniosku, że może już jestem gotowa by zabrać się za uszycie lnianych spodni. 


Skończyłam najbardziej pracochłonną część przenosin sklepiku, wszystkie czesanki, przędze i batty są już w nowym miejscu, teraz muszę skonfigurować płatności, przesyłki, maile, uzupełnić stany magazynowe tak by wszystko było gotowe na nowe otwarcie. 



Do sklepiku trafią nowe mieszanki, które powoli powstają bo niby wiem co chcę namieszać ale jak porozkładam wszystkie kolory to trudno zdecydować co z czym wymieszać. Jeszcze chwila i zobaczymy czy nowe niesie ze sobą to czego się po nim spodziewam - bezproblemowe  i intuicyjne działanie. 


Swetra w celtyckie wzory przybywa wolno ale do zimy powinnam zdążyć, miałam w planach zrobić latem jeszcze jeden sweter dla PM ale w tym roku nie było promocji w Drops'ie więc dziergam bez wyrzutów sumienia wolno własny sweter. Muszę bardzo uważać bo ostatnio coraz częściej przyłapuję się na tym, że popełniam błędy i to takie załamujące,więc dziergam w pełnym skupieniu. 



Pozdrawiam Was niedzielnie.