niedziela, 28 lutego 2021

Ach te skarpety

Pozorowany tydzień wiosny minął i ze sobotą zrobiło się znowu przedwiośnie z chłodem i deszczem. Nawet dobrze pomyślałam, bo zimowe skarpety, które miałam zamiar zrobić mamie jakieś 5 tygodni temu, doczekały się realizacji. Moja mama nie za bardzo gustuje w ciepłych skarpetach, bo jest jej ciepło, a że praktycznie stale w ruchu to jeszcze to ciepło potęguje. 





Ostatnio postanowiła zrobić wielkie porządki w piwnicach, a że tam nie jest tak ciepło jak w domu to ubiera wełniane skarpety. Tylko jedna para, którą ma to za mało, bo jak się suszą po praniu to nie ma co założyć. 
Dobrze, że mama te porządki sobie dawkuje z rozwagą bo przy moim tempie robót mogłaby jeszcze te porządki skończyć :) 
Skarpety są zrobione z pozostałego motka z moich skarpet i motka brązowej nitki skarpetowej z moich zapasów, nawet nie wiem jak starego bo nie pamiętam kiedy kupowałam motki na skarpety po 100 g. Zdjęcie skarpet z tym wzorem znalazłam w internecie, nie wiem czy jest do kupienia.  Wzorki narysowałam sama ze zdjęcia i rozpisałam dodawanie oczek na kliny w inny sposób niż zwykle, nie po bokach ale od spodu - oczywiście dalej robię skarpety od palców. 




Palce, pieta i ściągacz są bez wzorów z gładkiego brązu ale w pięcie użyłam dodatkowej nitki z bardzo cienko przędzionej alpaki suri - bardziej dla wrażeń dotykowych, że niby grubsza niż ze względu na wzmocnienie. Mam do zrobienia w dalszym ciągu kilka par skarpet i nie wiem czy te skarpety dotrą do tych, do których miały dotrzeć w tym sezonie zimowym ale pocieszam się tym, że w grudniu znowu będzie zima :)


Musiałam przerwać produkcję skarpet bo obiecałam zrobić następne mitenki w brązowo-czarnym kolorze. Drobniutkie ale nie mam już włóczki, której używałam w poprzednich, tą którą miałam w składzie była inna i farbowanie nie wyszło po mojej myśli. Kupiłam motek brązowo czarnego melanżu ale też mi się nie podobał więc musiałam uprząść coś co będzie wyglądało przyzwoicie. 


Wybrałam trzy gatunki runa: czarny Shetland, merynos 23 mic farbowany na czarno i bardzo ciemne brązowe Corriedale. Na pierwszej szpuli od góry merynos wymieszany z Shetland'em , w środku Shetland a na samym dole Corriedale. W nitce wygląda trochę jak tweed.



Nitkę powieliłam w tradycyjną 3-nitkę i po dłuższym zastanowieniu wybrałam jako dodatek ciemno brązową nitkę suri dla miłego meszku ale również dla "ocieplenia" wizerunku. Pewnie po weekendzie będą gotowe do oddania i chyba już nie będę Was uszczęśliwiać widokiem następnych całkiem prostych mitenek. Piszę o nich z czysto kronikarskiego obowiązku bo nie opisuję prostych projektów i aby później coś powtórzyć lub odtworzyć graniczy z cudem. 
Mitenki na bardzo małą dłoń (48 oczek) druty nr 2, nitka trochę cieńsza niż na skarpety, po 27 rzędach ściągacza na wnętrzu dłoni zmieniam ściągacz w dżersej przeplatając w każdym następnym okrążeniu po dwa oczka aż kończą się na wierzchu dłoni ładnym szpicem. Mam nadzieję, że to co tu napisałam i to co pozaznaczałam przy obrysie dłoni, na którą to robię pozwoli w przyszłości na odtworzenie w razie potrzeby. 


Nie wiem czy zdołam skończyć szalo-kołnierz ale pewnie tej zimy już nie zaistnieje w kurtce bo ja czekam już na wiosnę :) A jak pomyślę o ilości cebul tulipanów, które zasadziłam na jesieni to jeszcze bardziej czekam.

Pozdrawiam Was niedzielnie.  

niedziela, 21 lutego 2021

Mitologia i podania ludowe

 Tłem dzisiejszej opowieści jest czapka, którą zrobiłam bo musiałam. Taka jedna Babaruda z FB ciągle coś cudnego wynajdzie i w dodatku za darmo no i ja muszę :) W sumie to nawet dobrze bo czapkę zaczęłam innym wzorem, pomyliłam się i straciłam zainteresowanie więc jak zobaczyłam ten piękny wzór to "pomyleńca" sprułam i zrobiłam tą. Włóczka to jakiś singiel z etykietą "schurwolle" farbowany ręcznie w indygo do tego moher od Makunki, druty 3,5 i 4 w wersji Addi - drewno oliwne. Wzór "White Frost - Beanie" autorstwa Babette Ulmer, tyle o czapce a teraz właściwa opowieść.




Po wojnie brat mojej babci wrócił ze zsyłki z ZSRR, wylądował tam bo był Ślązakiem. Niemcy traktowali go jak Polaka a po wojnie Polacy jak Niemca - do dzisiaj szczególnie ci drudzy nie mogą pojąć, że można być Ślązakiem i być z tego zadowolonym ale to nie miejsce na ten temat tylko o babcinym bracie. Brat babci wracał pieszo lasami, z dala od ludzkich siedzib, żywiąc się tym co znalazł. Jak wrócił był tak chudy z głodu, że pierwsze co zrobił to zabrał się za jedzenie, a że prababcia miała piec chlebowy i piekła chleb na cały tydzień to wygłodniały Antek zabrał się  za ten chleb. I tutaj zaczyna się mitologia, jako dziecko słuchając tej opowieści pamiętam, że od "dużo chleba" skończyło się na trzech bochenkach. Wersja każdego z rodzeństwa babci stawała się z czasem bardziej niewiarygodna i przesadzona. Jak miałam jakieś 23 - 25 lat mieszkałam z babcią i wieczorami często z nią rozmawiałam o dziejach rodziny, pewnego dnia spytałam o te trzy chleby. Babcia stwierdziła, że jej przy tym nie było ale pokazała mi jakiej wielkości był ten prababciny bochen i stwierdziła, że nawet człowiek normalnie jedzący a nie ze skurczonym od głodu żołądkiem miałby problem z połową tego chleba. 


Pewnie się zastanawiacie po co ja tu stare rodzinne dyrdymały wyciągam i co mają wspólnego z blogiem o przędzeniu. Wspomniany już wcześniej FB jest dla mnie jednym ze źródeł inspiracji o czym świadczy prezentowana tu czapka, jest również miejscem dzielenia się różnym radami. Ostatnio przyglądam się ze szczególnym zainteresowaniem tematowi prania wełny (przędzy), jestem bardzo ciekawa w jaki sposób to wyewoluuje, bo powoli zaczyna przybierać coś na kształt z pogranicza "fantasy" ale jeszcze nie si-fi :)

 

Myślę, że tak jak w tej opowieści o chlebach, każdy coś od siebie dodaje, ujmuje, zasłyszy coś,  zrobi z tego własną mądrość i powstaje jakiś twór nie przypominający rzeczy najprostszej na świecie. Wg Fb są jakieś jedyne słuszne płyny do prania, odżywki do włosów, lanolina nanoszona po praniu oraz inne cudowności i nie dotyczy to tylko wełny ale również runa alpak, których włos jest całkowicie lanoliny pozbawiony. Właściwie nawet nie wiem czemu ma ta lanolina służyć na martwych włosach. Lanolina to sebum wytwarzane  przez gruczoły łojowe owcy, by ją chroniło przed zimnem i wilgocią więc co ma robić na naszej przędzy albo dzianinie. Włos owczy wygląda pod mikroskopem jak drut kolczasty, ma takie łuski, które podrażniają naszą skórę w większym lub mniejszym stopniu i przez to wełna grzeje a jak my skleimy te łuski to co ma nas grzać ten tłuszcz ?
To może lepiej zamiast swetra zainwestować w krem z lanoliną. 



 Sam proces prania wełny takiej prosto ze strzyży opisała na swoim blogu Rosamar i pod nim się podpisuję. Pranie przędzy po uprzednim uprzędzeniu z odtłuszczonej czesanki wygląda jak pranie, każdej wełnianej włóczki sklepowej czyli wszystkie etapy prania w wodzie o jednakowej temperaturze z użyciem środka piorącego ku temu przeznaczonego, bez tarcia i nadmiernego ugniatania *, uprane motki odgnieść w ręczniku frotowym lub odwirować w małej wirówce po babci :), suszyć w zależności od rodzaju przędzy bez lub z obciążeniem. Zasada jest taka im delikatniejsze runo tym delikatniej się z nim obchodzimy. Jest jeszcze sprawa octu dodawana przy płukaniu, kiedyś jak ludzie myli włosy mydłem to były matowe z tegoż mydła więc płukano wodą z octem by się tego mydła pozbyć. Ja używam octu w płukaniu przędzy farbowanej bo zapobiega to blaknięciu kolorów ale to jedyny powód. 


Podejrzewam skąd się wzięła ta lanolina na gotowej przędzy w "podaniach ludowych", często czesanka jest tak dobrze odtłuszczona i przesuszona, że przy przędzeniu nie sunie pięknie ale ciągle hamuje, dlatego prządki stosują wspomaganie, spryskując czesankę "emulsją".  Taką emulsję można przygotować samodzielnie, przypomina to trochę robienie winegretu tylko my łączymy wodę z olejem, olej może być jadalny ale też taki do ciała lub włosów. Z tym, że po tym zabiegu przędzę się pierze i już nie natłuszcza :) 



Takim to sposobem dzisiejszy wpis opatrzony zdjęciami czapki zupełnie nie jest jej poświęcony :) Jedyne zdjęcie zgodne z tematem to runo Corriedale, które ostatnio przędłam i poddałam działaniu emulsji bo było bardzo suche. Pod spodem motek Bfl w brązie, tradycyjna 3-nitka z resztek runa nie nadających się do sprzedaży bo w kawałkach wielu, za to w nitce wygląda godnie. 



Przeglądam ostatnio stany w sklepiku i mam dla klientów wiadomość taką, że jest to co jest i na razie nie będzie nic uzupełniane bo angielski dostawca wstrzymał wysyłkę do Unii, ponoć kurierzy nie mogą się dogadać z urzędem celnym. Czekam niecierpliwie bo w sklepiku zaczyna hulać wiatr po pustych półkach, mamy prawie koniec lutego a oni od początku stycznia się układają, kiedy skończą nie wiem - pewnie oni też nie wiedzą :( Jeśli macie jakąś zachciankę wełnianą i ona jeszcze figuruje to zachęcam do zastanowienia się nad kupnem teraz, bo po pierwsze nie wiem kiedy będzie nowa dostawa a jak już będzie, to będzie clona czyli siłą rzeczy droższa.

*chyba, że to wełna superwash z nylonem wtedy można sobie pozwolić na wiele 


Pozdrawiam Was niedzielnie z takim słońcem, że prawie myślę o wiośnie :) 


niedziela, 7 lutego 2021

Skarpety

 Zrobiłam sobie skarpety i właściwie powinnam na tym skończyć wpis, tylko zdjęcia umieścić i dane techniczne, bo cóż tu więcej pisać. 


Ale napiszę, że przędza moja z mieszanki, którą to sama poczyniłam na gręplarce do tego, czesance nadałam kolor własnoręcznie, na gręplu kolor uzupełniłam o czerwień głogu, czesanka dostała wzmocnienie w postaci błyszczącego nylonu - no i wydziergałam. 



Pierwotnie miała być tradycyjna 3 -nitka ale przy czesaniu pojawiła się myśl by czesać pasmami kolorów (myśl przyszła w połowie drugiej partii :) Mam więc jedną skarpetę z pięknym przejściem kolorów, drugą z miej udanym przejściem pomiędzy kolorami i motek całkowitego wymieszania. 



Motek zostanie wykorzystany w następnych skarpetach dla mojej mamy jako dodatek dla brązowego tła, powinien się sprawdzić z dodatkiem jakiegoś gładkiego pomarańczowego lub czerwieni. 


Skarpety są zrobione wg wzoru z książki "Sock Knitting - master class" - wzór był na skarpetę od góry ja zrobiłam od palców na drutach  nr 2. Wspomniana książka właściwie mnie rozczarowała bo nie wniosła nic oprócz kilku udziwnień, których i tak nie będę stosować. Zawsze się spodziewam, że w którejś z książek jest umieszczony tajny przepis na nieprzedzierające się skarpety, jakieś podwójne wzmocnienie, które nie jest przesadnie grube, jakiś tajny ścieg zabezpieczający a tu nic takiego - ale książkę posiadać i przeglądając "miziać" miło :) 


Dla nowo powstających skarpet uzasadnienie zawsze się znajdzie bo z trwałością u nich słabo, za to zupełnie nie potrafię wytłumaczyć pogoni za robieniem nowych swetrów. Nawet nie próbuję przed sobą wytłumaczyć tego co ostatnio robię, nic nie kończę tylko zaczynam, w jakiś obłęd chyba popadam. Bo jest celtycki pod pachy podciągnięty ale nie chce mi się rozrysować wzoru by w raglanie ładnie się schodził więc leży, mam rozgrzebaną czapkę ale do poprawki więc omijam, leży ponad połowa szalo-kołnierza ale na ciemnym tle to do robienia jak będzie lepsze światło, powinnam zrobić jeszcze jakieś 4 pary skarpet dla "ludzi" ale to za chwilę a ja zabieram się za nowy sweter - tak jakby mi tych swetrów brakowało !!





Pozdrawiam Was niedzielnie z prószącym śniegiem za oknem tak jakby nadal w lutym miała być zima :)