niedziela, 24 maja 2020

Zaćmienie ale nie ciał niebieskich


Musiałam zacząć robić skarpety bo ambitne plany kończenia rzeczy napoczętych stały się przyczyną zwątpienia we własne umiejętności. Skarpety pokażę jak będą gotowe ale muszę się przyznać, że pierwszy raz zdradziłam 5 drutów na rzecz jednych z żyłką, trójpodział okazał się wygodniejszy.


Ale dzisiaj nie będzie o skarpetach, a o mojej pierwszej fascynacji wzorami A. Starmore i długiej drodze do realizacji fascynacji nr 1. Pierwsza książka, którą kupiłam na Amazonie to właśnie celtyckie wzory. Plan był ambitny, uprząść własną przędzę, zafarbować i zrobić sweter. Sprawdziłam, książkę mam od 9 lat, jakieś 3 lata temu miałam uprzędzioną wełnę ale nie mogłam się zdecydować jaki to ma być sweter. 


Robiąc rachunek sumienia przy przeglądaniu moich swetrów doszłam do wniosku, że do końca życia nie obnoszę tych wszystkich eleganckich dzianin. Jedyne co zużywam i wydzieram to swetry domowe, i tu nastąpiło olśnienie po co je robić ze sklepowej włóczki skoro mogę mieć domowy-idealny sweter, w dodatku z własnej przędzy :) 
A idealny domowy sweter wiem jak wygląda i co musi mieć, już nie było wątpliwości, tylko narysowany lat temu kilka wzór w komputerze umieścić zgodnie z próbką na wykroju i zacząć robić.



Pierwsza przeszkoda nastąpiła gdy wyciągnęłam wszystkie motki i nagle okazuje się, nie ma wszystkich kolorów. Brakowało jasnego brązu, musiałam do czegoś zużyć, nawet nie pamiętam do czego ale nic nie pozostało innego tylko doprząść. Jak już miałam wszystko to dopadło mnie jakieś zaćmienie i nie mogłam zdecydować jaki ma być brzeg, trzy razy zaczynałam.  W końcu stanęło na tym co znam i się sprawdziło w swetrach PM, solidny podwójny brzeg w domowym swetrze do zadań specjalnych, powinien zdać egzamin przetrwania warunków ekstremalnego używania. 




W trakcie dziergania doszłam do wniosku, że kolorystyka nie do końca mi się podoba (pewnie upodobania się zmieniły:) więc było farbowanie jednych motków i "brudzenie" zbyt nachalnych kolorów - dołu pewnie nie zmienię ale reszta będzie mniej krzykliwa. 
Jest jeszcze jeden dylemat ale tym się będę poważnie martwić jak dojdę do pach - nie wiem jak rozwiązać ramiona. Tak jak są w oryginale mi się nie podoba, wolałabym rękawy z główką ale to w tego typu dzianinie kłopotliwe i nie wygląda perfekcyjnie jest jeszcze raglan ale tu trzeba tak dopasować wzór by zbierane oczka jakoś sensownie wyglądały.  Na razie postaram się bez większych wpadek dojść do wysokości kieszeni bo idealny-domowy ma kieszenie :)



 Ostatnie zdjęcie obrazuje moje zaćmienie wtórne, miałam skończyć sweter (ten co to mi się podoba i nie podoba) ale nijak nie mogłam nabrać rękawów od góry by je zrobić rzędami skróconymi. Wszelkie próby zrobienia tych rękawów kończyły się niepowodzeniem, nic innego nie pozostało tylko zrobić rękaw od dołu, nigdy nie robię tak rękawów bo są zawsze za krótkie. Tym razem uzbrojona w miarkę i dokładny opis robiłam rękaw zgodnie z wytycznymi. Gotowy rękaw nieprzyszyty był dokładnie na wymiar, po przyszyciu  jest za długi o ściągacz !!!! A po praniu pewnie jeszcze będzie dłuższy - nie mogę wypruć samego ściągacza i zrobić wyżej bo wzór nie będzie się zgadzał. Muszę wypruć górę i skrócić, tak mnie to zezłościło, że sweter pewnie do jesieni będzie leżakował w szafie - drugi rękaw jest zrobiony do wysokości łokcia, przynajmniej taka pociecha :)


Dostałam bardzo ładny kawałek żorżety bawełnianej, granatowa w białe kwiatki w sam raz na letnią sukienkę - wykrój, który mi się spodobał nie jest dostępny i nie wiadomo kiedy będzie.  Może to i dobrze bo jak robię takie cuda przy dzianinie to co bym zrobiła próbując szyć :D

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów mam we właściwym czasie ogarnięty ogród, pierwsze rzodkiewki już zjedzone, posiałam jeszcze trochę na drugą partię, następne dopiero na jesieni. Od dawna sadzę pomidory typu Cherry ale tym razem mam własną rozsadę, z zakupionych nasion miałam ponad 100 sadzonek w 11 odmianach (obdzieliłam część rodziny) bardzo jestem ciekawa
jakości tych pomidorów. Oprócz pomidorów mam jeszcze seler i porę posadzoną z rozsady a wysianą pietruszkę, buraki i fasolkę szparagową no i na życzenie PM posadziłam ogórki. Taka to nowa rzeczywistość nastała zamiast pracy ogród, oby nie zostało tak na stałe bo z ogrodu nie wyżyjemy.

Pozdrawiam Was niedzielnie

niedziela, 10 maja 2020

Moherek

Na początek odpowiem zbiorczo na temat dżemu (marmolady) z pomarańczy, o którym pisałam ostatnio. Moim marzeniem jest zrobienie takiej marmolady jak robi Paul West z River Cottage Australia , z pomarańczy prosto z drzewa, bez oprysku z dodatkiem jedynie cukru dla smaku bo sposób obróbki pozwala na uzyskanie pektyny z owoców. Niestety nie mam szans na pomarańcze prosto z drzewa w naszej szerokości geograficznej więc muszę się wspomagać pektyną ze sklepu, bo któż pragnie przetworów ze wszystkimi opryskami :(




Jest to rodzaj marmolady z konkretnym przeznaczeniem czyli do mazurka z migdałami, białą czekoladą, suszonymi morelami i na spodzie z kruchego ciasta. Same pomarańcze nie są wystarczająco kwaskowate by przełamać słodycz pozostałych składników więc postanowiłam jakoś wyostrzyć smak, nawet gdzieś przeczytałam o podobnym dżemie tylko bez limonki ale mnie ona tu bardzo pasuje nawet lepiej niż cytryna. Przepis jest prosty jedną pomarańczę, cytrynę i limonkę szoruję i parzę im skórkę, którą ocieram drobną tarką, ilość na oko ale nieprzesadnie by olejki eteryczne nie zdominowały całego przetworu a jedynie podkreśliły cytrusowy charakter. Później obieram pomarańcze ze skóry, białych błonek oraz te trzy otarte owoce, wszystko łączę z pektyną (żelfix też ją zawiera), następnie dodaję  cukier  (ilość cukru zależy od upodobań) i robię dość gęsty dżem a właściwie coś o konsystencji marmolady bo dżem jest za rzadki do mazurka i wszystko by spływało.
Gorącym przetworem napełniam wyparzone słoiki i wekuję do góry nogami. 
I oto cała filozofia - niestety nie za bardzo nadaje się ta marmolada do jedzenia z chlebem czy bułkami jest zbyt intensywna w smaku za to mazurek jest wspaniały :) 



Ostatnio wilgotne swetry są w modzie stąd zdjęcia na manekinie, następny z trójcy skończony, trochę to trwało ale  niestety sama to sobie na głowę naciągnęłam. Po pierwsze tzw. piórkowe swetry nie za bardzo mnie lubią.  Ja chciałam taki mieć ale pierwszy zrobiłam za duży, drugi z szarpanej alpaki jeszcze nie noszony a już wyglądał na zużyty, trzeci połączenie alpaki lace i moheru wykluczyło sweter z kategorii piórkowej. Chodziło za mną to niespełnienie w pierzastej postaci  ale już nie miałam zamiaru kupować włóczki a przynajmniej na cały sweter. Mam więc sweter piórkowy, znośny w noszeniu, kolorystycznie trochę szalony ale szał na ile się dało został oswojony. 




Miałam wygraną w candy,  cudny  motek  kid silk z Rowan'a  pasiasty w kolorach i dwa motki moheru z Drops'a. Chciałam kupić jeszcze taki sam Rowan ale u nas nie było szansy po za tym martwił mnie układ kolorów na rękawach.


Postanowiłam zacząć od jednolitej włóczki w ściągaczu, później cały korpus w kolorowej włóczce. Przy zakończeniu ramion musiałam już robić z dwóch nitek na zmianę ale dzięki temu paski rozkładają się tak samo na ramionach i korpusie oraz górnej części rękawków, reszta z podfarbowanego motka moheru oraz z oryginalnego koloru Drops'a. Dekolt trochę oszukany ale musiałam pomniejszyć przód za pomocą rzędów skróconych. Motki niby o tym samym składzie moher z jedwabiem ale ten z Rowan'a jest dotykowo milszy i dokładniej pokryty farbą co zaowocowało totalnym puszczaniem farby podczas zamoczenia swetra. Nadmierną ilość barwnika wypłukałam ale trochę to trwało i nie do końca jestem pewna czy założony sweter na coś jasnego nie pozostawi różowej poświaty. Na razie jestem chyba zadowolona bo nie mam już chęci robienia następnego :)




Uprzędłam cieńszą, trochę jaśniejszą i bardziej błyszczącą wersję motka do rękawiczek, teraz nic tylko nabrać sto oczek na druty nr 1 delektować się drobną dzianiną :D




Walczę jeszcze z trzecim swetrem ale na razie przegrywam, dalej patrzę na niego i nie wiem czy mi się podoba czy nie :)
Mam w planach trochę prac ogrodowych więc nie wiem czy na przyszły tydzień będzie coś dziewiarskiego.
Pozdrawiam Was niedzielnie.


niedziela, 3 maja 2020

Pierwszy z trzech

Jak w biblijnej przypowieści "ostatni będą pierwszymi" tak u mnie z kolejnością powstawania swetrów. Ostatni z trójcy jakie mam na drutach właśnie z nich zeskoczył, jak pisałam jest to reanimacja leżakującej od siedmiu lat sukienki. Włóczka to Lima z Drosa, bardzo przyjemna podczas pracy, gładko sunie po drutach, jest taka mięsista ma w sobie alpakę i nie do końca wpisuje się w moje oczekiwania.  Poprzedni domowy sweter zrobiłam z Karismy i chyba jednak ją wolę - nie ze względu na grubość bo różnica niewielka ale ze względu na skład - jestem wełniana a alpaka mnie dźga, dobrze że to sweter wierzchni. 





 Zdjęcia na manekinie bo sweter jeszcze wilgotny ale jest praktycznie repliką poprzedniego brązowego. Jest trochę szerszy ale przy nowym sposobie nabierania oczek tak się skupiłam by nie popełnić błędu, że nabrałam więcej, a skoro już nabrałam więcej to dodałam po rzędzie plecionki przy rękawach.



 Główka rękawa metodą rzędów skróconych, przy lewych oczkach też wygląda dobrze a jeszcze lepiej jak ręka tkwi w rękawie ale wilgoć mi nie służy :)
Stójka takiej wysokości bo motek się kończył a nie chciałam mieć łączenia w kołnierzu, poprzedni sweter miał stójkę ale ona wiotka buła i robiła za niby kołnierz. Lima jest dużo sztywniejsza pewnie będzie tak sterczeć ale to przecież zimowy sweter więc w szyję też ma być ciepło.



Wszystkie ściągacze są 1 na 1 i są wykończone włoskim sposobem zamykania oczek, jeszcze nigdy nie kończyłam tak listw bocznych więc będę je baczniej obserwować bo może się okazać, że będą się nadmiernie rozciągać. 



Detale dopracowanie tak by sweter był trwały i spełniał wymogi swetra domowego, nawet wnętrze kieszeni ma ściągacz bo same prawe zbyt rozciągały kieszeń. 


Na sukienkę kupiłam chyba 1 kg włóczki, na sweter poszła cała sukienka i 1,5 motka z reszty która została po sukience ale tym razem robiłam na drutach  nr 4 a sukienka była na dużo większych. Myślałam, że mam zapisane w blogu jakie druty i ile poszło włóczki na sukienkę ale niestety nie od razu byłam taka skrupulatna w spisywaniu istotnych informacji :D
Pomimo posiadania dużej kolekcji guzików wszelkich, już drugi raz nie mam takich jakie potrzebuję te są za duże ale nie wiem kiedy będę mogła kupić inne a te z Ali może kiedyś dojdą oby do mnie, więc guziki w zastępstwie. 



Jak sweter doschnie to pójdzie do szafy z resztą dopranych zimowych swetrów, czekać na swoją porę roku, a ja nieśmiało zaczynam myśleć o następnym domowym ale z mojej wełny. 

Chwaliłam się poprzednio, że rysuję wzór na nowe rękawiczki, wzór powstawał z myślą o dwóch motkach: Bfl z niebielonym jedwabiem oraz Bfl oatmeal z dzikim jedwabiem. Oba motki oglądałam kilkadziesiąt razy i teraz kiedy mam wzór okazuje się, że jaśniejsza nitka jest grubsza, nieznacznie ale grubsza a przy tak drobnych oczkach nie ma mowy o użyciu różnych grubości nici. 



Nie mam już tej czesanki o kolorze ecru i nawet nie mam nic podobnego w ofercie a wszelkie inne motki pod rękawiczki są za białe. Nie było innego wyjścia musiałam namieszać i będę prząść bo jak coś mi się "uwidzi" to nie może się odwidzieć i żadne zastępstwo nie pomoże.  By uzyskać podobny kolor wymieszałam Bfl z jedwabiem i wielbłąda z jedwabiem na razie nitka wydaje się kolorystycznie dopasowana ale jak ten wielbłąd wpłynie na jakość nitki w rękawiczce to się dopiero okaże dużo później.


Mało lubiana czynność czyli szycie dopadła mnie tak jak wszystkich i szyję maseczki, dla nas i dla kilku znajomych ale to i tak prawie produkcja. To co na zdjęciach to znikoma część tego co uszyłam. 





Oba wzory z internetu, ten z zakładkami jest polskiego pochodzenia a ten z "dziobem" ściągnęłam z niemieckiej strony. Oba niby proste ale wymagają jednak sporo czasu, w obu przypadkach wszywanie druta jest stresujące. Część mamy oznakowanych firmowo ale to raczej zabawa bo przy praniu w wysokich temperaturach i parowaniu żelazkiem nadruki się popsują ale trochę pochodzimy w firmówkach ;) 
Uszyłam kilka z lnu bo dziecko twierdzi, że płótno go drapie dla siebie też zrobiłam lnianą tylko jak na razie użyłam maski raz :) 





 Pierwsze przetwory też już za mną to dżem na przyszłoroczny mazurek: pomarańcza, limonka i cytryna. Niewiele tego ale też nie potrzebuję wiele bo to tylko moje klimaty reszta woli mazurka z kajmakiem.




Pozdrawiam Was niedzielnie i pomimo wszystko tak radośnie wiosennie z oczekiwaniem na deszcz :)