niedziela, 14 listopada 2021

Skarpety

Jedyne co ostatnio mi wychodzi to skarpety, to znaczy zawsze je robiłam ale powstawało jeszcze coś teraz powstają tylko skarpety. Nawet się już nie wysilam na znajdowanie usprawiedliwień zaniechania rzeczy zaczętych, porzucenia niektórych projektów, po prostu stwierdzam, że walka z wewnętrznym chaosem jest zupełnie bezcelowa należy to przetrwać aż nastanie jedna spójna idea łącząca siły, chęci i możliwości w jedno:)


Na razie na kupce zaczętych projektów ja radośnie produkuję skarpety a w słuchawkach Wiedźmin rozstrzyga swe dylematy natury filozoficznej i egzystencjonalnej (w dalszym ciągu mnie zastanawia jak mając tak doskonałą opowieść można z niej nie zrobić dobrego serialu - moje zdanie tyczy się obu prób :(


Skarpety zrobiłam z jednego motka bardzo ciemno brązowej "Arwetty" i resztki Jawoll Magic Degrade, która to została z mojego szalo-kołnierza. 


Cieniowanie się nie zgrało ale mnie to nie przeszkadza, bo już od dawna wiem - długo te skarpety nie pożyją, wprawdzie pieta jest wzmocniona specjalną nitką ku temu. Niestety Jawoll to singiel a to nienajlepszy wybór włóczki na skarpety ale jednak mimo wszystko przyjemnie wyglądają takie cieniowane skarpety. 



Zdjęcia na stopach musiałam zrobić w ogrodzie bo wszędzie ciemno (listopad) a to nie uszło uwadze kota, który ławkę okupuje jako swój punkt obserwacyjny. 


Skończyłam białe z wełny przywiezionej z Krety, miłe po praniu będą do spania. Miałam jeszcze jedną parę, którą teraz skończyłam szybko to skarpety z połączenia runa "Czarna Pantera" oraz jedwabiu sari - trochę zgrzebne i obawiam się, że pomimo uroku jaki dają migotliwe cząstki jedwabnego koloru skarpety będą wyjątkowo słabe (to już czwarta para z takiego połączenia materiałów - dwie już trafiły do śmieci bo dziury robią się same - słabe to łączenie)



Sprzedałam mój stary tablet i to jakoś tak szybko usprawiedliwiło zakup kolejnych książek tym razem dwóch, pierwsza właśnie przyszła. Zaczynam trochę się bać bo im więcej mam książek tym mniej robię na drutach, a jeśli już robię to skarpety a do takich jak robię ostatnio żadna książka nie jest mi potrzebna. 
Ale kto wie może coś się zmieni i jakieś natchnienie mnie dopadnie na formy większe i do tego je skończę a nie porzucę. 



Książka ma to co powinna, czyli schematy co dla mnie jest najważniejszą rzeczą ale porównując z książką o japońskich wzorkach to stawiam na tą japońską - tam autor postarał się o dokładne wytłumaczenie niektórych karkołomnych i nietypowych form dziewiarskich. W tej książce wprawdzie są opisy wszystkich wzorów ale niekiedy opis i diagram to za mało - trzeba zobaczyć jak coś poprzekładać by osiągnąć zamierzony efekt - a tego tu nie ma.



Druga książka, którą kupiłam ale jeszcze na nią czekam, to z tej samej serii ale na temat konstrukcji dzianin mam nadzieję, że tam opisy i schematy będą na tyle wyczerpujące by nawet osoba zaczynająca dopiero swą przygodę z dziewiarstwem mogła bez wątpliwości zdobytą wiedzę wykorzystać. Słowo "ultimate" oprócz znaczenia : ostateczny, końcowy ma również znaczenie podstawowy, więc dla mnie ma być zakresem wiedzy wszelkiej od podstaw do wiedzy "tajemnej" :)


Postanowiłam też trochę namieszać nowych battów bo chłody już nastały i najwyższy czas by zrobić sobie nową czapkę, rękawiczki lub szalik albo nawet sweter z ciekawą wstawką lub wzorem z nietypowej nitki. W skład battów wchodzi różnobarwne runo merynosa 23 mic, wszystkie kolory rozbielone tym samym merynosem w wersji superwash do tego jedwab morwowy, jedwab eri, wiskoza perłowa, angelina, nylon, len. Skład jest dość losowy ale baza to merynos z jedwabiem :) 









Tym razem barwy pastelowe, oszronione, mgliste ale po uprzędzeniu intensywność kolorów się spotęguje tylko ta biel o nazwie "Płatek śniegu" bielą pozostanie :) 
Wszystkie te mieszanki trafią do sklepiku a ja mam zamiar jeszcze coś namieszać bo jeszcze się nie namieszałam :)


Pierwsze przymrozki spowodowały, że moje ogrodowe jarzyny a szczególnie seler musiały trafić do domu, zrobiłam z nich porcje do rosołu lub innej zupy i pomroziłam - zimą będę miała jarzyny z własnego ogrodu. 



 Po intensywnym odpoczynku na wakacjach zmagałam się z parszywą rwą kulszową. Przez ostatnie dwa tygodnie zastanawiałam się  - może ja nie nadaję się do odpoczywania gdziekolwiek.


Pozdrawiam Was niedzielnie.