Tym razem nie o wełnie chociaż ... u mnie wiele rzeczy pozornie z nią nie związanych jest w podtekście o niej. Jesień trzeba letnie ubrania przenieść do szaf na piętrze a te cieplejsze znieść na parter, przy tej pracy sypnęło lawendą. Wyschła, zrobiła się łamliwa więc wpadłam na pomysł opanowania tego kruszenia się.
Miałam taki mały kawałek lnu, resztka z firanki którą kiedyś robiłam, zostało też trochę kordonka w kolorze ecru . Dla odmiany szydełko nie druty, maszyna i są 4 małe woreczki.
pomimo suchości nadal pachnie intensywnie |
stare szafy mają takie kołki z tyłu w sam raz na woreczki :)) |
ostatnie kwiatki zebrane w ogrodzie |
odpowiadam że, nie wszystko co ładne i cieszy oczy musi być widoczne. To takie moje małe przyjemnostki
Nie dość ,że pachną to jeszcze wyglądają :)
OdpowiedzUsuńŁa.....dne. Po co? Po to by było ładnie, nawet w ciemnej szafie. Też lubię detale.
OdpowiedzUsuńSliczne. naturalne, lniane - cuda.
OdpowiedzUsuńMasz rację, to co nas cieszy nie muszą wszyscy oglądać. Piękne te twoje torebeczki lawendowe.
OdpowiedzUsuńmiło że, Wam się też podobają - to znaczy że, nie tylko ja jestem "odjechana" :D
OdpowiedzUsuńŚliczne woreczki, właśnie przypomniałaś mi, że szwagier prosił mnie o zrobienie woreczków na lawendę.
OdpowiedzUsuńśliczne są i to nie prawda, że nikt ich nie będzie widział- będzie je widział ten kto będzie sięgał do szafy- to moim zdaniem wystarczający powód by były takie piękne :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDas sind sehr schöne Lavendelsäckchen!
OdpowiedzUsuńViele Grüße
Sabine
W takich razach odpowiadam, że coś wyjątkowego robię na MÓJ pokaz :) dla mojej jednoosobowej publiczności :)
OdpowiedzUsuń