Po prawie dwóch tygodniach kąpieli, wyciągnęłam czesankę z orzechowego "kompotu". Pomna swego poprzedniego farbowania spodziewałam się ciepłego z nutą czerwieni brązu, a tu takie coś niby jakiś brąz to jest ale wyraźnie oliwkowy, ta nuta zieleni przebija się wyjątkowo intensywnie.
Na zdjęciu dla porównania poprzednie farbowanie (nitka) oraz czesanka, którą farbowałam teraz. Różnica jest i to ogromna, zastanawiam się co ma na ten kolor wpływ i chyba pora tego farbowania, bo wprawdzie runo też zupełnie inne ale w obu przypadkach wełna jest ufarbowana z cieniowaniem ale obie czesanki są pokryte kolorem, nie ma miejsc nieufarbowanych lub wręcz opornych.
To pierwsze farbowanie robiłam jesienią i łupiny, których użyłam były odpadem po dojrzałych orzechach za to obecne farbowanie odbywało się na całych orzechach, jeszcze zupełnie niedojrzałych więc pokrojonych nożem, garnek w obu przypadkach był ten sam:)
Zupełnie mi ten zielonkawy kolor nie pasuje do niebieskości indygo, zamysł miałam inny, więc nie pozostaje mi nic innego tylko zmiana kolorystyki albo czekanie do jesieni, by farbowanie powtórzyć w jesiennych łupinach i potwierdzić lub nie swoje przypuszczenia. Na razie zbieram pestki i skórki awokado bo też pięknie barwią wełnę tylko nie wiem ile ich powinnam nazbierać by na niecałych 50 g uzyskać jakiś sensowny kolor.
Skończyłam skarpety z "glazurowanego" motka, są takie jak widać, zupełnie nie mój klimat kolorystyczny, tzn. tak jak pisałam przy farbowaniu każdy kolor z osobna mi się podoba ale to nagromadzenie już zupełnie nie i pasiasto-łaciata natura dzianiny też do mnie nie przemawia.
Wzór skarpet pochodzi z książki "Folk Socks" Nancy Bush, z drobną zmianą, u mnie zwykły ściągacz w miejsce bardzo ozdobnego książkowego brzegu, to i tak jak dla mnie dziwne połączenie ciepłe wełniane skarpety z "dziurami" :)
Za to z prawdziwą przyjemnością oddaję się drobnym wzorkom w rękawiczce, właśnie nabrałam oczka na drugą, drobno bo na drutach nr 1 w dodatku oczka są na łańcuszku bo potrzebuję "żywy" brzeg by później je złapać jako podwójny mankiet.
Pierwsza rękawiczka podciągnięta pod palce i właściwie to cały efekt bo jak wspominałam palce będą jednolite. przy takim nagromadzeniu drobnych wzorków, jeszcze palce kolorowe to jednak chyba za dużo szczęścia - chociaż kusi by tam jeszcze poszaleć.
Wzór lekko rozwodniony, zamglony, zanikający ale taki był mój zamysł, po to farbowałam wełnę efektem glazury by nie dość, że kolor był niedopowiedziany to jeszcze wzór zanikał. Pewnie po upraniu wszystko trochę się wyostrzy ale nieznacznie, pozostanie to lekkie niedopowiedzenie.
Pozdrawiam Was niedzielnie.
Kolor troszkę nie orzechowy, ale za to przyjemnie ciepły w moim odczuciu. Nie znam się na farbowaniu, ale na logikę myślę, że Twoje przypuszczenia są słuszne :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny wzór skarpetek.
Druty numer 1 to prawie jak igiełki :))
Pozdrawiam.
Mało znam się na naturalnym barwieniu ale w moim odczuciu też wygląda to na mało orzechowy kolor :)
UsuńDruty nr 1 są faktycznie zbliżone rozmiarem do igły ale i tak nie mogą się równać z szydełkiem nr 0,5 :)))
Pozdrawiam serdecznie.
Kolor skarpetek jak dla mnie fantastyczny, wielowymiarowy, niejednoznaczny. Na skarpety jak znalazł. No, ale na szczęście, każdy ma inny gust i lubi co innego.
OdpowiedzUsuńJak zawsze zachwycam się misternością twoich rękawiczek. Są piękne, przemyślane, od początku do końca twoje:)))
Moje rękawiczki to ciągłe podpatrywanie starych łotewskich wzorów, ciągle znajduję coś co mnie na tyle zachwyci by to zrobić :)
UsuńPewnie, że dobrze, że każdy lubi coś innego inaczej mielibyśmy Chiny z okresu "czerwonej książeczki" :)
Pozdrawiam
podziwiam Twoją cierpliwość, dwa tygodnie czekać aż wełenka się ufarbuje, mmmmmmmmmm nie na moje nerwy ;) :)
OdpowiedzUsuńPrzy moim nagromadzeniu zajęć różnych dwa tygodnie to chwila - gorzej z przędzeniem tej nitki - tu już przemijający czas był namacalny :)
UsuńPozdrawiam
CUDO!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
UsuńBardzo pracowity wzor wymysllas! I piekny! :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję ale ja tylko poskładałam kilka wzorków z książki w całość :)
UsuńPozdrawiam
Piękne będą te rękawiczki. A "glazurowane" ogromnie mi się podobają, gdzie Ty widzisz te wszystkie nadmiary i nagromadzenia? Z własnych doświadczeń z farbowaniem orzechami (ale tradycyjnie, w garze, nie w "kiszonce"): kolor zależał od ilości łupin w kąpieli na porcję wełny lub od tego, w której (1., 2., 3...) kąpieli wełna była farbowana, i to zmieniał się nie tylko w ten sposób, że był coraz jaśniejszy, ale "tracił ciepło".
OdpowiedzUsuńUściski
Mam tendencję do przedobrzeń wszelakich, dotyczy to praktycznie wszelkich dziedzin, którymi się zajmuję ale niekiedy włącza się jakaś nuta rozsądku i krzyczy, że starczy :)
UsuńPewnie, że jesienią miałam więcej łupin ale wszystkie były już solidnie brązowawe, zielone zdarzały się sporadycznie a to farbowanie odbyło się z pokrojonych zielonych orzechów więc w tym upatruję różnicę. Mam zamiar ponowić próbę na jesień i sprawdzić moje przypuszczenia bo barwnika na mój gust było całkiem sporo, spłukiwałam nadmiar kilkakrotnie i nie spłukałam całkowicie.
Pozdrawiam :)
Mnie i tak sie podoba ten kolor, mimo ze malo orzechowy :) Pozdrawiam An
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Kolor sam w sobie nie jest zły tylko mi nie pasuje do niebieskiego - będzie na inną okazję :)
UsuńPozdrawiam