Pajęcze nitki można stosować na wiele sposobów, moja fascynacja koronkowymi szalami estońskimi czy też tymi prezentowanymi w książce M. Stove pcha mnie w tym kierunku od dłuższego czasu. Same próby jak cienką nitkę mogę uczynić fascynują mnie niezmiernie, a uczynienie koronkowego szala z własnej przędzy typu "lace" wydaje mi się bardzo satysfakcjonujące, bo jednak trochę kunsztu to wymaga wysnuć taką mgiełkę.
Jakieś 10 tygodni zajęło mi uprzędzenie prawie 500 g cienkiej przędzy, nitka jest składana z 4 singli. W 100 gramowym motku mam ok 550 m - 4-nitki, czyli singla musi być ok 2200 m w jednym motku. Takim to sposobem dochodzimy do kilometrów bo pół kilo takiej nitki w przeliczeniu na singiel to 11 kilometrów i co tu dużo pisać prządki to też wyczynowcy.
Od dłuższego czasu przymierzałam się do tak składanej nitki, runo specjalnie namieszane pod moje życzenie (szary merynos, jedwab i polwarth), wymyśliłam sobie, że 4 single skręcone dość mocno zapobiegną mechaceniu się dzianiny - zobaczymy co z tego wyniknie. Sama nitka wygląda bardzo zgrabnie, piękna szarość merynosa, rozbielona polwarth'em dopełniona blaskiem jedwabiu, nitka ma takie "satynowe wykończenie" :)
![]() |
25-26 WPI w 4 - nitce |
Powoli wracam do farbowania, bardzo zaniedbałam tą sferę mojej wełnianej fascynacji, został mi taki niehandlowy kawałek Corriedale + nylon, mam jakieś niejasne wyobrażenie skarpet dla siebie w pastelowe paski z drobnym wzorkiem wzdłuż stopy.
Drugie runo poddane farbowaniu to czesanka z owiec nowozelandzkich, od dłuższego czasu obiecuję sobie, że zacznę poznawczo przerabiać nowe runa. Zakupiłam kilka nowości do sklepiku, runo się sprzedało a ja nic o nim nie wiem tyle co przeczytałam w książkach.
Pomimo prognóz pogodowych życzę Wam słonecznego tygodnia :-)