niedziela, 1 czerwca 2014

Czerwony

We wspomnieniach rodziców jako dziecko bardzo szanowałam swoje rzeczy, niektóre (szczególnie kredki i plastelinę) wręcz przesadnie, dotyczyło to również ubrań. Niespecjalnie nadwyrężałam garderobę, nie żeby nie było okazji, po porostu bawiłam się błotem na czysto :)
Niby takie grzeczne dziecko ale z tego czasu pamiętam trzy "przestępstwa" popełnione z premedytacją - dwa z nich dotyczą koloru czerwonego, a konkretnie czerwonych rajstop.


Kolor czerwony wrył mi się w pamięć za sprawą wściekle gryzących, wściekle czerwonych rajstop, a że kiedyś dzieci nie sprzeciwiały się rodzicom tak gwałtownie jak teraz, i zakładały co im kazano, nienawidziłam skrycie tego ubioru a i kolor kojarzył się parszywie. Jedynym sposobem pozbycia się udręki było uczynienie go niezdatnym do noszenia i tak też się stało...  



 Niedaleko domu stoi przydrożny krzyż otoczony podmurówką z kutym płotkiem, zwieńczenia prętów w płotku to takie lilijki (francuskie lub harcerskie jak kto woli) - tak skutecznie przechodziłam przez płotek, że rajstopy nie nadawały się do cerowania.

stopa wydaje się w nich bardzo długa :)

Niedługo później babcia zjawiła się z następną parą czerwonych rajstop, bo było mi w nich "tak ładnie", te były jeszcze gorsze, z jakiegoś sztucznego, rozciągliwego "ustrojstwa" w duże puchate czerwone kwiaty na drobnej siatce we wzorek liści - kleiły się do skóry i parzyły. Płotek przy krzyżu uwolnił mnie od drugiej pary...
Od tego czasu zaczęłam domagać się spodni i jest to ubiór, który preferuję do dzisiaj, z tamtych czasów pozostała mi niechęć do czystej czerwieni i rajstop. Nie mam nic w czystej czerwieni zawsze są to jakieś półtony, koralowe, malinowe, krwiste i wszelkie inne tylko nie czysta czerwień i rajstopy zakładam od święta.

na płasko pozbawione uroku 

A teraz po tylu latach mam coś co w wyglądzie jest zbliżone do rajstop z dzieciństwa, wełniane i czerwone skarpety, do czasu jak je robiłam było dobrze ale przy zakładaniu wzdrygnęłam się - stąd te wspomnienia :)
Sama czesanka była cieniowana, co gdzieniegdzie widać ale kolor bardzo się wyrównał przy składaniu w 3-nitkę (opposing-ply). Sama konstrukcja skarpet, dopracowanie wzoru, rozpisanie zachwyca mnie i pomimo, że już jedne takie zrobiłam to nie wiem czy za jakiś czas nie zrobię następnych.

może moja niechęć do czerwieni minie przy takich skarpetach

 Ściągacz z oczek przekręconych, drobne celtyckie plecionki do tego pas wzoru idący po skosie, muszę przyznać, że nie żałuję ani centa wydanego na książkę (teraz cena jest przyzwoita). Skarpety robi się szybko i przyjemnie w porównaniu z wzorami wrabianymi jest to ekspres - u mnie tym razem ślimaczy ekspres z powodu ręki.

corriedale + nylon w 3-nitce - i pięty do testowania

Moja ręka wraca do normy wspomagana farmakologią a ja czekam z niecierpliwością na przesyłkę - będę uzupełniać braki w sklepiku, i będzie coś nowego.

Serdecznie pozdrawiam


P.S. Trzecią rzecz, którą zniszczyłam w dzieciństwie z premedytacją były krzaki piołunu. Mój dziadek był znawcą ziół i wielkim ich zwolennikiem, w naszym domu nie piliśmy herbaty tylko specjalne mieszanki ziół, ziołami się leczyliśmy i poprawialiśmy urodę (płukanki na włosy). Jak wszystkie dzieci, miałam okres bycia niejadkiem, więc dziadek przygotował dla mnie specjalną mieszankę z piołunem, a babcia pilnowała bym piła. Jakież było zdziwienie dziadka, na następną wiosnę, bo: "piołun się wytracił".

24 komentarze:

  1. Śliczny wzorek mają Twoje skarpety. Piękne opowiadanie. Zapewne każdy z nas ma takie nielubiane z dzieciństwa. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urso pięknie dziękuję, skarpety też mi się podobają i tak jak napisałam nie są to pierwsze i nie ostatnie o tym wzorze. Można nie lubić koloru ale u mnie to głęboka niechęć, stąd te opowiadanie - teraz moją niechęć może złagodzą nowe skarpety :)
      Serdeczności

      Usuń
  2. Przepiękne te skarpetki, ale ja chyba do dziś nie jestem gotowa włożyć niczego czerwonego (do siódmego roku życia od góry do dołu w czerwieni, potem na szczęście w szkole nosiło się granatowe fartuszki). Ale z piołunem to we mnie trafiłaś koncertowo - właśnie dzis rano wzięłam psa i poszłam szukać piołunu. Kupiłam nawet na allegro, bo w zielarni nie uświadczysz, ale wydaje mi się, że to zwykła bylica, nie piołun. Uważam, że każdy przytomny czlowiek powinien przynajmniej raz na pół roku przeprowadzić kurację antyrobalową, zwłaszcza jeśli ma w domu zwierzaki. Wciąż próbuję, ale nie wierzę w te gotowe preparaty, nawet ziołowe, więc sobie przypomniałam, że może jednak piołun. Ja piołun piłam od dziecka, właśnie nie na apetyt, tylko na robale, dwa razy dziennie łyżeczke piołunu zaparzoną w szklance wody. I tak do jakiegoś dziewiątego roku życia. Potem, gdy miałam jedenaście lat, urodził się mój brat. Gdy wszedł w wiek piaskownicy, znów zaczęły sie robale. Od czternastego do osiemnastego roku życia profilaktycznie piłam więc znowu piołun dwa razy dziennie (on dostawał Combantrin z apteki i wyszło mu bokiem) i dopiero niedawno dowiedzialam się, że gdy byłam dzieckiem ta ilość piołunu powinna zabić nie tylko robale, ale i mnie. Jak widać, nie zabiła. Piołun pity regularnie subiektywnie przestaje być gorzki, więc nigdy nie było to dla mnie specjalnym wyzwaniem ani torturą. Podobno nie ma nic bardziej gorzkiego, jest - glistnik jaskółcze ziele. A w ogóle od dobrych siedmiu lat zamiast herbaty piję zioła i tak jest lepiej. Byłabym nadzwyczaj wdzięcznym obiektem troski dla Twojego dziadka!
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już myślałam, że piołunem będziesz farbować wełnę, ale masz rację z tym odrobaczaniem, a do tego powiem Ci, dobrze by było sobie Twój nawyk przywłaszczyć, bo do tej pory odrobaczałam tylko sierściuchy, choć częściej niż co pół roku, ale jednak...

      Usuń
    2. Ja też walczę z tą traumatyczną czerwienią ale może ten stan złagodzą te skarpety :)
      Tak myślałam o piołunie, ja nawet nie piłam samego tylko w mieszankach a było to okropne doświadczenie, nawet nie wyobrażam sobie, że przy dłuższym używaniu może względnie przechodzić przez gardło nie wywołując wzdrygnięcia. Chociaż jako dziecko piłam tran ze smakiem i byłam jedynym dzieckiem, które nie miało z tym problemów. Jeżeli chodzi o odrobaczanie to masz rację co pewien czas powinno się je zastosować ale ja jednak piołunu użyłabym w ostateczności :) Może zacznij od pestek dyni, kiszonek (kapusta i ogórki ale nie zakwaszane tylko ukiszone) a i jeszcze surowy czosnek ale z tym to różnie bywa - można nie tolerować lub inni mogą nas nie tolerować :)) Z tego co wiem i czego doświadczyły moje dzieci - to w ten sposób można się pozbyć niechcianych gości a przynajmniej dowiedzieć o ich istnieniu.
      Uświadomiłam sobie też, że od lat nie widziałam krzaków piołunu, więc Twoje poszukiwania mogą okazać się bezowocne - może zasiej sobie w donicy na balkonie (małe prawdopodobieństwo sukcesu bo to ziele lubi ugory) ale kto wie może się uda i nie dość, że będziesz miała własne krzewy to jeszcze jak wyjdą to sprawdzisz czy to rzeczywiście prawdziwy piołun.
      Jakaś cząstka wiedzy dziadka we mnie została, ja też zbieram i chętnie piję zioła - też wolę sama nazbierać niż te ze sklepu - nie ma nic bardziej parszywego niż mięta w torebce zaprawiona jakimś olejkiem eterycznym.
      Uściski

      Usuń
  3. Czerwony kolor lubiłam zawsze,możliwe,że moja mama nie przesadzała z ilością czerwiani na mnie:)))Zresztą zawszu uważałam ,że w czerwieni mi do twarzy.Poza tym nigdy nie miałam jakiejś ogromnej ilości ubrań,więc nie mogłam wybrzydzać.A może nie bardzo zwracałam uwage na kolory.....Potem odkryłam inne kolory,więc czerwonyprzestał mi wystarczac:))))Co chwilę przechodzę fazę innego koloru,.
    Skarpetki śliczne są,czerwień ich absolutnie mi nie przeszkadza i z przyjemnością bym takie nosiła:)))Pozdrawiam ciepło:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam swoje "fazy" kolorystyczne ale tak jest chyba z każdym bo tak wiele zależy od nastroju a kolory maja jednak na nasze nastawienie duży wpływ :) Chociaż od lat jestem wierna kolorom ziemi od ecru po wszelkie brązy i zgniłe zielenie ale również wszelkie odcienie szarości - jakoś nigdy czysty kolor mnie nie zachwycił.
      Ja też nie miałam za wiele ubrań jako dziecko ale te rajstopy były ponad moje siły :)
      Skarpety faktycznie całkiem przyjemne a pod spodniami nawet koloru nie widać :D
      Uściski

      Usuń
  4. Skarpety wspaniałe. Czerwień krwista (chyba) też pasuje. Całość niepowtarzalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ! O kolorach można by pisać i rozmawiać godzinami tak wiele zależy od postrzegania a jeszcze więcej od tego jak sobie je wyobrażamy :)
      Te skarpety też nie są w 100 % czystą czerwienią ale niebezpiecznie się do niej zbliżają :D
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  5. A ja nie cierpię koloru tzw łososiowego, morelowego. I bordowego - burakowego. Z dzieciństwa nie wyniosłam żadnej niechęci do jakiegokolwiek koloru. Przez długi czas miałam garderobę tylko w kolorze czarnym, a później w jedynie słusznym kolorze zielonym - w 150 tysiącach odcieni. Teraz mi zieleni nie chce się w ogóle. A czerwony jest moim ulubionym. I teraz, o dziwo lubię bardzo wiele kolorów. Skarpetki, jak zawsze bardzo bardzo piękne ! No, i czerwone :)
    Dobrego tygodnia, i cieszę się, że z ręka lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo miło mi, że Tobie również podobają się skarpety :) Paleta kolorów jest tak szeroka, że każdy znajdzie coś dla siebie i to jest wspaniałe :)
      Z tego co wiem czarny nie jest kolorem jest całkowitym brakiem koloru - a przynajmniej tak podaje definicja :D
      Z ręką faktycznie lepiej z czego się ogromnie cieszę i Tobie również miłego tygodnia :D

      Usuń
  6. Podoba mi się Twoja opowieść o czerwonym kolorze :o) Wniosek z niej płynie taki że rozwiązujesz wszelkie niedogodności - dyskretnie i skutecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowieść jak najbardziej autentyczna ale też nie wyobrażam sobie napisać, że nie cierpię czystej czerwieni i nie uzasadnić - coś zawsze ma wpływ na nasze uprzedzenia. Skutecznie to mi się udaje rozwiązać wiele rzeczy ale z tą dyskrecją czy to do końca prawda (szczególnie na forum w internecie) to nie do końca chyba prawda :))
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  7. Bardzo piekne te twoje skarpetki a herbatki z piolunu nie wyobrazam sobie, pilam kiedys dwie lyzki na cale moje zycie okropienstwo i tak mam do dzis na piolun,pozdrfawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję i też uważam, że piołun to może tylko w absyncie być dobry :D
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  8. Cieszę się, że ręka wraca do normy :) co do czerwonych horrorów nie zazdroszczę... takie ubierania malucha w niewygodne rzeczy musi być dla niego straszne... No a skarpetki są po prostu prześliczne i mam nadzieję, że odczarujesz czerwony kolor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu i wyobraź sobie, że ja jako matka tez nie uniknęłam takich błędów i moje dzieci w wielbłąda z Zoo stroiłam :( - oni przynajmniej mieli odwagę protestować bardzo głośno. Teraz dopiero przekonali się do wełnianych skarpet ale wełnianego swetra żaden na grzbiet nie założy - oby im przeszło.
      Serweta - rozeta u Ciebie piękna a ja wyczekuję wieści co postanowiłaś w sprawie swetra, bo pięknie się zapowiada i nie będę ukrywać, że zrobienie pasków jakoś mnie smuci szczególnie, że już wiem jak może wyglądać :))
      Uściski

      Usuń
    2. Ha szetland na razie leży, niech sobie przemyśli swoje postępowanie i się poprawi ;) a na poważnie, to nie wiem na razie jak się za to zabrać, kusi mnie żeby podziergać na okrągło, bo i tak motki są w kilku miejscach pocięte i teraz mam wrażenie że jak wezmę większe druty i będę dziergać luźniej, to mi tych kawałków nie starczą, no a cięcia nie przestałam się bać, więc na razie szetland leży a ja dziergam zazdrostkę do kuchni, a co ;) a paski na swetry to będzie wersja zapasowa, jak juz potnę i nic z tego nie będzie ;) pozdrawiam

      Usuń
  9. Skarpetki śliczne! Ja akurat lubię czerwony kolor, mimo iż w czasach szkolnych praktycznie wszystkie ubrania miałam w kolorach: białym, granatowym i czerwonym :). Nadal jest to jeden z moich ulubionych kolorów, chociaż ostatnio bardziej ciągnie mnie do niebieskości i zieleni.
    Cieszę się, że z Twoją ręką coraz lepiej :).
    Uściski :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakoś nigdy nie mogłam się zdecydować co do koloru, który lubię, a ograniczenia wyboru do barw podstawowych wyklucza mnie zupełnie - nie lubię żadnego tzw. "czystego koloru". Za to wszelkie mieszanki, tony i półtony to moje ulubione barwy i nawet w palecie czerwieni znajduję piękne zestawienia. Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie sweter w szarościach z malinową czerwienią kto wie może coś takiego zrobię :))
      Dziękuje za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam :D

      Usuń
  10. Piękne skarpety !
    Też chcę ! A co ! A czerwony lubię. ;-)
    Wspomnienia z dzieciństwa - bezcenne. Jak dobrze wiedzieć, że różki za uszami mam nie tylko ja. :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co widziałam przędziesz Finnish'a, może nie do końca na skarpety ale nie wątpię, że powstanie z niej równie coś pięknego - chociaż w Takim ogrodzie jak Twój to ja chybabym się nie skupiła - tyle się tam dzieje i tyle w nim barw - gapiłabym się całymi dniami :D
      Serdeczności

      Usuń
  11. Super wyszły- aż mam ochotę zrobić swoje pierwsze skarpety na drutach! :)
    Te plecionki, mmm.
    A kolor, lubię mocno. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miły komentarz :))
      Skarpety robione na drutach uzależniają nie jest to tylko moja opinia ale uważam, że taki nałóg warto posiadać :D
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń