No tak jak się domyślacie.... Nikonowi "rozum nie wrócił" - jak pięknie życzyła mu Fouzune i trza było nabyć nowy.
Nowy aparat niby "amatorski" ale kasa za niego "profesjonalna", na nowo trzeba uczyć się obsługi - same niedogodności. Chociaż trochę farbowałam, coś uprzędłam, tureckie skarpety prawie skończyłam i zaczęłam "Autumn" - to dopiero w następnym poście będę mogła pokazać :) Nowy będzie w tym tygodniu, więc zdjęcia archiwalne.
W ostatnim poście wspomniałam o hartowaniu wełny. Okazało się, że jest kilka osób, które temat zaciekawił więc piszę dość obszernie, bo co tu pisać jak jak nie można pokazać nic nowego :(
Jakieś 3 lub nawet 4 lata temu zafascynowała mnie alpaka suri i szukałam na temat jej obróbki jakiś wiadomości w internecie. Na jakimś amerykańskim blogu (adresu niestety nie mogę znaleźć) znalazłam informacje jak to zbyt długie loki suri autorka tnie na pół, czesze na mechanicznym gręplu i przędzie - ponoć nie powstawały pętelki, które mnie tak denerwują. Zagłębiając się we wpisy, dalej znalazłam post o przycinaniu brudnych końcówek runa owczego by nie "parszywiły" reszty runa (robiłam tak zawsze mając surowe brudne runo na końcach ) . Na tym blogu znalazłam wpis o naprzemiennym wkładaniu wełny do ukropu i lodowatej wody, dotyczył merynosów, więc minęłam.
Całkiem niedawno na FB przeczytałam, że dziewczyny postanowiły hartować wełnę, z wszelkich odnośników dotarłam do postu "Fanaberii" o hartowaniu merynosów, więc też nie poświęciłam zbytnio uwagi, (nie przepadam za merynosami) ale pisze po co to się robi i przy jakim rodzaju nitki. Jedyna rzecz, która mnie zaciekawiła to, że nitka w użytkowaniu nie "mechaci" się - no bo ma ten filcowy kokon.
merynos 23 - oba poddane hartowaniu |
Jakiś czas później moja mama chciała beret taki szary i miękki (nie powstał), z runa szarego merynosa 23 mic uprzędłam navajo i wtedy pierwszy raz postanowiłam na tym małym motku sprawdzić co z tego wyniknie - a że nie doczytałam nigdzie jak ciepła lub jak zimna ma być ta woda zrobiłam na wyczucie. Efekt jakoś mnie nie powalił, owszem nitka zyskała na atrakcyjności - jest taka bardziej gładka. Włóczki nie użyłam więc sprawa poszła w zapomnienie.
bardziej "sznurki" niż puszystość |
Spróbowałam na pojedynczym motku (jedne 25 g odżałuję) - z kąpieli wodnej o temperaturze ok 85 stopni włożyłam motek do zimnej wody z kramu to jakieś 10 - 12 stopni. Zimnej dolewałam stale ale ta gorąca już przy drugim razie nie była tak gorąca, więc może nie do końca jest to prawdziwe hartowanie.
To co od razu zauważyłam to tak jakby bardziej "perłowy" splot, taki blask w skręcie, no ale to Bfl.
Zdjęcie dość ciemne ale ukazuje to co mi się spodobało w mokrych jeszcze motkach - "perełki" blasku przy skręcie.
Motki przekładałam z jednej wody do drugiej (dwa razy) nie gniotąc, nie uciskając - za pomocą drewnianej łyżki, choć palce też do tego prawie wrzątku włożyłam.
Ostatnia była zimna woda (dałam mu tutaj kilka chwil wytchnienia), motek położyłam do odcieknięcia a po jakimś czasie poszedł do ogrodu na sznurki i tyle, a efekt możecie ocenić same.
Warto wspomnieć też, że oryginalna "owsianka" była tłuczona o wannę to też dodaje objętości i puszystości a hartowane motki nie, więc czy to moje hartowanie było prawdziwe trudno powiedzieć nitka na pewno jest gładsza.
Cała sprawa się rozstrzygnie podczas użytkowania dzianiny, a że sweter będzie z tych na gołe ciało to trzeba będzie prać częściej więc zobaczymy czy będzie się "mechacił" - no ale najpierw muszę go zrobić :))
Ciesząc się z słońca za oknem - pozdrawiam Was :)
Dzięki Ci wielkie, dobra E-wełenko! Jak widzisz, czatowałam na ten wpis jak pies z wywalonym jęzorem. Efekt na zdjęciach widać, nawet nieuzbrojonym w okular okiem, znaczy się - coś to hartowanie daje. No i wreszcie wiem, jak.
OdpowiedzUsuńA w sprawie amerykańskich rewelacji: ja w tym roku suri, która była syfiasta do bólu, ale miała ponad 40 cm długości i jakości była przedniej, cięłam, jak na tym amerykańskim blogu, który znalazłaś. Po pierwsze: nie da się inaczej wybrać tego syfu spomiędzy kudłów. Po drugie: łatwiej gręplować (bez względu na narzędzie do gręplowania). Po trzecie: nie ma po przędzeniu tych "pętelek", które w przeciwnym razie wyłażą z włóczki po upraniu. Może cięcie to herezja, ale jaka sensowna!
Do guana na końcówkach owczych loków nie mam wstrętu, a zaczęłam odcinać, bo jest w tym guanie (albo oprócz niego) mnóstwo roślinności, która niestety w praniu nie chce wyleźć z wełny. To zdecydowanie ułatwia robotę, mniej skubania w trakcie przędzenia.
Myślę więc, że jeśli ktoś realnie trochę robi w runie, wcześniej czy później musi się "nawrócić" na tę "herezję". Na "świątobliwość" może sobie pozwolić ktoś, kto tylko taśmę przerabia. Ach, gdybyż nasze życie układało się zawsze tak pięknie jak włókna w top-taśmie... Czego Tobie, sobie i wszystkim innym z całego serca życzę!
Post przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Doświadczenie jest rzeczą na wagę złota, bez dwóch zdań :)
UsuńRuno b e z guana to z kolei surowiec, którego ja nam życzę :D Radość podczas przerabiania jest wielka.
Aldona trudno mi wyrokować czy to "herezja" czy nie, tak jak napisałaś przy czesance nie ma się tych dylematów.
UsuńInaczej ma się sprawa jak kupimy surową strzyżę, wszystko jest ok jak możemy osobiście zobaczyć i dotknąć "towaru", wtedy wiemy na co się piszemy. Gorzej jak kupujemy w internecie i mamy do dyspozycji zdjęcie i zapewnienie hodowcy, że wszystko jest "prima sort" - sama wiesz jak można się zdziwić. Takie "przygody" stawiają nas przed dylematami, które niejednokrotnie są całkowitym zaprzeczeniem "ogólnie" przyjętych zasad postępowania :)
Suri nie cięłam bo nie miałam odwagi, przędzę suszyłam na motowidle ale co się będzie działo w dzianinie tego nie wiem, może kiedyś jak będę miła lekkiego "świra" znowu zakupię trochę runa tak dla "relaksu" i przepołowię :D
Przycinałam końcówki z runa naszych "białych" owiec ale nie zawsze, to zależało od tego ile razy owca była strzyżona w roku, jak raz to wełna miała ładny długi włos ale końce do niczego. Najczęściej były na tyle słabe i tak żółte, że pogarszałyby jakość i wygląd nitki, dlatego je odcinałam.
Taśmę kocham miłością wielką, bo faktycznie to bardzo luksusowe rozwiązanie ale gdzieś tam pod skórą siedzi ta chęć przerabiania od "podstaw" :)
Serdeczności i coby wszystko było jak w top-taśmie :))
Pewnie, że doświadczenie jest ważne ale również otwarty umysł na rzeczy nowe i jak to Aldona nazywa "herezje" :D Niekiedy cała wiedza i doświadczenie bierze w łeb jak dostaniesz np.: kawał wielbłądziego puchu, podfilcowanego z łąką i bajorem błota, wtedy czas na rozwiązania bardziej drastyczne :))
UsuńSerdecznie pozdrawiam
To jest chyba to, czego co mi ułatwi trochę życie ! Tzn, nie cięcie kłaków brudnych (tu ja się przyznam, że nie tnę, ale bez bólu w sercu wyrywam luzując kłaki, niekiedy całe porcje runa, bo o ile zasuszone guano i mocz da się przeżyć, o tyle drobiny traw, nasionka, które kurczowo się trzymają włókien, to masakra), a to hartowanie przędzy. W początkach przędzenia mego, właśnie prałam dopiero przędzę gotową i wówczas właśnie prałam w dość ciepłej wodzie, a płukałam w chłodnej. Raz trochę przegięłam i już myślałam, że sknociłam przędzę, a ona ostatecznie całkiem fajna wyszła. A skoro mówisz, że dodaję leciutko połysku, to tym bardziej dla matowych merynosów powinno być tym, czego mi w nich brakuje.
OdpowiedzUsuńA o co chodzi z tym tłuczeniem ?
Pozdrawiam i zazdroszczę słońca.
Bardzo mocno zanieczyszczone runo resztkami roślin zawsze odkładam (gręplowałam na samym końcu jako wsady do poduszek), Nożyczek używam bo przy rwaniu palce bolą, szczególnie jak się przerabia większe ilości :))
UsuńNie do końca jestem pewna czy hartowanie dodaje blasku, Bfl z natury ma piękny i błyszczący włos więc tutaj blask się tylko pogłębił. W przypadku merynosa - blasku nie zauważyłam, chociaż nitka jest gładsza - ma taki "sklepowy" wygląd :))
Wszystkie motki po wypraniu i odwirowaniu (w starej wirówce po babci) tłukę o kant wanny - wyrównuje to trochę skręt (motki robią się takie równe), dodaje to również objętości nitce.
Serdecznie pozdrawiam.
Hmmm szkoda aparatu :( a tabletem nie możesz robić zdjęć? bo podobno te cudaki sobie świetnie radzą :) czytałam posty Basi o hartowaniu i u niej pierwszy raz się z tym tematem spotkałam, wtedy w ogóle o tym ni myślałam , ale coś czuję, że kiedyś ( i to całkiem nieodlegle kiedyś) przyjdzie i moja kolej ;)
OdpowiedzUsuńNiteczki cudne,
pozdrawiam
Aniu ten mój tablet to taki za 600 zł więc aparat mam lepszy w komórce :) - nie miałabym odwagi katować Was takimi zdjęciami.
UsuńHartowanie na pewno dodaje nitce merynosa urody i faktycznie te co pokazała Fanaberia są piękne.
Jak ktoś lubi merynosy to jest to sposób godny uwagi ale również dla samego spróbowania i ocenienia efektu warto się z tym zapoznać :))
Serdeczności
Dzięki za instrukcję hartowania wełny. Na razie nie mam jej na czym wypróbować, ale kiedyś na pewno spróbuję :).
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze Nikon jednak nie "zmądrzał", ale mam nadzieję, że szybko dogadasz się ze swoim nowym aparatem, czego serdecznie Ci życzę :).
Ściskam serdecznie :).
Jak się przędzie to takie "smaczki" są niekiedy całkiem przydatne :)
UsuńNikon zupełnie ogłupiał i to chyba coś z zapisem bo zapisuje zdjęcia w paski lub tak jakby pomijał niektóre piksele :( Telewizor w zeszłym roku odmówił współpracy a też super firmowy (Sony), też po 10 latach. Zaczynam podejrzewać, że to co ostatnio przeczytałam w "PC Formacie" o stosowaniu części z zapisanym wiekiem zużycia jest prawdą - a najgorsze jest to , że nic nie opłaca się naprawiać.
Serdeczności
Przykro mi, że aparat nie odzyskał rozumu:((( Taki sprzęt powinien służyć długie lata.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyjaśnienie na czym polega hartowanie wełny. Wypróbuję na motku merynosa, którego nie będzie mi szkoda:)
Co zrobić będę uczyć się na nowo obsługi :) Mam nadzieję, że ten nowy posłuży dłużej no i zdjęcia będą idealne takie jak z NG :D
UsuńJa też próbowałam na merynosie by nie było mi żal jak coś pójdzie nie tak - jedyna rzecz, o której trzeba pamiętać to to, że nic absolutnie nie gnieciemy i to wszystko :))
Serdecznie pozdrawiam i trzymam kciuki za bransoletkę :)