niedziela, 10 sierpnia 2014

Obrastam w piórka

 Skończyłam prząść Corriedale na sweter, jest tego prawie 500 g (brakuje 8 g), w 100 g jest średnio 430 m,  nitka spleciona navajo. Tak jakby to przeliczyć na metry, w dodatku singla - to wychodzi niecałe 6,5 km  całkiem niezły metraż na taki sweterek trzeba nakręcić :)


Jak już wyprałam, wysuszyłam to zaraz wrzuciłam na druty, przy takim swetrze gdzie będzie dość sporo gładkiej powierzchni przechodzącej we wzory wrabiane próby są jednak konieczne. Dziergając ten próbnik uświadomiłam sobie, że właściwie nie potrzebuję następnego swetra "przez głowę", właściwie to powinnam zrobić sobie taki bardziej dopasowany kardigan do bluzki. Zmiana nie zmienia wiele ale jednak jakieś zmiany będą, więc jeszcze trochę potrwa zanim dopasuję wzory do nowej sytuacji ale nigdzie mi się nie spieszy. 


Próbie został też poddany bambus, niewiarygodnie śliski ale o dziwo bardzo przyjemnie się z niego dzierga - już z niego dziergam, w głowie mam zarys ogólny podkoszulka, wykrój ten sam co zawsze na papierze, a w trakcie dziergania przychodzą pomysły :) Jak będzie co pokazać to pokażę. 


A teraz o piórach, jakieś 3 lata temu zaczęłam dotkliwie potrzebować nowych kołder, ponad dwudziestoletnie zaczęły, "puszczać pierze", inlety jak papier od ciągłego wymrażania i wystawiania na wysokie temperatury. Można kupić nowe ale to chyba nie najlepszy pomysł, moja siostra miała całkiem nowe (sklepowe) puchowe kołdry i po 6 latach miała same inlety - puch się wytracił. Ja kupiłam sobie jedną nową kołdrę ale też do końca nie jestem zadowolona (półpuch ale pierze cięte). Miałam za to pierzyny po babci i cioci - nie używane, bo któż teraz sypia pod pierzyną a w nich pierze skubane z puchem. Oddałam pierze do regeneracji i przeszycia na kołdry. Mam komplet kołder takich jak chciałam i jestem z nich zadowolona, szyją je teraz "bez zimnych szwów" na pikowaniu. To co nadawało się do regeneracji i przeszycia zostało zrobione mam nowe inlety z regenerowanym pierzem nie ciętym jak to teraz jest ale skubanym. Została mi jedna kołdra, której nie chcieli regenerować bo nie za bardzo im się to pierze podobało a mnie szkoda było wyrzucić. W międzyczasie moje dziecko wyrosło tak, że nowa dwumetrowa kołdra jest za krótka, więc dałam przeszyć na dłuższą ale niespełna dwuletni inlet dostałam z powrotem. I wpadłam na pomysł może sama to pierze wypiorę ! Tak też się stało, mama uszyła mi ze starych firan worki jeszcze w zeszłym roku, wystarczyło tylko wypruć pikowanie ze starej kołdry i prać.

mało optymistyczny widok
Pogoda idealna na takie eksperymenty, gorąco i wietrznie. Po praniu nie wyglądało to dobrze, takie posklejane "gluty" ale przez cztery dni suszyłam i trzepałam, przez drobną siatkę wszelkie drobiazgi unosiły się w powietrzu, ja i cała okolica w pyle z pierza -taka praca w domu to byłby koszmar. Mam dobrze ponad 2,5 kg pierza z puchem, miały być małe ozdobne poduszki na sofę ale to pierze wygląda pięknie i chyba będzie z tego zapasowa kołdra. Efekt tak mi się spodobał, że wyprałam jeszcze pierze z trzech poduszek, też jakiś po cioci a z inletu, który został po kołdrze uszyłam sobie nowe poszewki na to pierze.


Nie mogłam dostać w żadnej pasmanterii specjalnej taśmy, którą używają do wszywania w brzegi (oryginalne te białe), więc użyłam bawełnianej taśmy do wykańczania spodni, też ma taki wzmocniony grubszym splotem brzeg. Te moje inlety takie trochę niezgrabne ale krawcowa ze mnie bardzo początkująca. Wykorzystałam inlet, który został po kołdrze no i mam odświeżone poduszki, i zostało mi pierze na nową kołdrę :) Teraz zostało mi napełnienie tych poszewek pierzem - ciekawe co oprócz mnie będzie w piórach. 

ciemno oliwkowa taśma do spodni
Mocno przycinana glicynia  kwitnie, nie tak obficie jak na wiosnę ale jednak kwitnie. Tak jak pisałam Asi (Jot Ha) trzeba bezwzględnie ciąć :)




Pozdrawiam Was serdecznie cała w piórach z pierzastej okolicy :)

9 komentarzy:

  1. Moje glicynia ma dopiero sezon i jeden dwumetrowy pęd. Chyba jej go skrócę, by poszła na boki, co ? :)
    W pierzu nie pomogę, bo jednak trochę mnie alergizuje, ale wyobraźnia podpowiada, że niezła jazda jeszcze przed Tobą. :-))) Poszewki ślicznie wyglądają.
    W sweterkowym temacie, to ja się przyznam, że miewam ostatnio problemy z decyzjami, co właściwie chcę i z czego. Jak żyłam w czasie, gdy kupowałam, czy przędłam pod pomysł, to życie było piękne i proste. Teraz przędę, co mam, w ilościach raczej nie hurtowych i... życie też jest piękne, tylko inaczej. :-)))
    Podoba mi się próbka z bambusa. Intrygował mnie już sam w sobie, gdy go widziałam w necie (bo ja niestety na lokalne pasmanterie nie mam co liczyć), więc czekam na opinię.
    Pozdrawiam niedzielnie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, pięknie wygląda to różowo szare połączenie, bardzo kobieco i jednocześnie delikatnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojojojoj, zrobiłaś robotę, o której ja już drugi rok myślę, jak się za nią zabrać. O pióra chodzi ! Bo te babcine pierzyny i poduchy zrobione są z puchu i dartego pierza. Nie ma w nich nic ostrego. Robione dla siebie, a nie na handel. Mam świadomość, jakie mam warunki, i jaka to robota, więc boję się za to zabrać. Kupiłam kołdrę niby puchową pól na pół z pierzem, i spać się pod nią nie da. Bo trzeszczy tak, że zasnąć nie można. A z samego puchu kołdra kosztuje 1000 zł. Więc chyba trzeba będzie się jednak wziąć za te zalegające poduchy.
    Próbka szaro-rózowa zapowiada pięknotę ! Zresztą bardzo lubię zestawienie różu z szarym, choć oddzielnie za tymi kolorami nie przepadam, bo mi w nich nie za bardzo. Szczególnie w szarym.
    Wisterii nadal zazdroszczę, bo sama nie mam gdzie jej posadzić, a uwielbiam :)
    Dobrego tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moteczki ślicznie wyglądają, no a z pierzem miałaś kupę roboty, ale pierze Ci ją wynagrodzi. Ja mam kołdry z pierza które babcia darła (ja jako dziecko jej pomagałam) z kaczego puchu ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie sporo musiałaś się nakręcić na kołowrotku, ale do przędzenia cierpliwości raczej Ci nie brakuje :)). Za to teraz masz śliczne motki na piękny sweter.
    Kompletnie nie mogę zrozumieć Twojego braku wiary we własne umiejętności szycia na maszynie. Poszewki wyszły Ci świetnie! Więcej odwagi i wiary w siebie! Mi też nie wszystkie szwy wychodzą idealnie prosto i mam sporo zastrzeżeń do tego co uszyję, ale wtedy wystarczy, że pooglądam sobie jak uszyte są rzeczy w większości sklepów. Od razu łaskawszym okiem patrzę na własne "dzieła" :)).
    Zabawy z praniem pierza nie zazdroszczę. Ja nie mam puchowych kołder (zostały w rodzinnym domu), bo u mnie nikt nie chciał pod nimi spać. Były za ciepłe :).
    Uściski :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Zestaw kolorystyczny na nowy sweterek jest cudny! I mi się zachciało takiego ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, ale kupę roboty odwaliłaś. I nici, i pranie pierza, i szycie wsypek (kto szył, ten wie, jak upiornie się wszywa tę wypustkę!). Nie wiem, co na to twój kręgosłup, ale mogę się domyślać. Jesteś wielka!

    OdpowiedzUsuń