piątek, 25 maja 2012

Odmiennie

Czy lubicie swoją pracę, tak często słyszy się narzekania, że ludzie nie lubią swojej pracy. Ostatnio zastanawiałam się czy lubię swoją, totalnym marzeniem byłoby zająć się przędzeniem i dzianiną zawodowo ale już kilka dziewczyn udowodniło, że to nie wychodzi, więc pozostaje to w sferze zajęć mocno dodatkowych. Prowadzenie własnej firmy daje dużo możliwości ale jest obwarowane również masą stresu oraz niedogodności, które z boku są mało widoczne, wręcz dla postronnego obserwatora niezauważalne. Jedną z rzeczy, którą się zajmuję jest znakowanie odzieży metodą haftu. Najczęściej nie mam czasu na takie zabawy, ale w ramach "szkolenia" postanowiłam narysować kilka haftów. Jakiś rok temu narysowałam  lawendę, miałam pomysł na małe woreczki, mojej mamie bardzo się spodobały więc obiecałam, że zrobię jej kilka. 


 Zbliżające się święto Mam zdopingowało mnie do zajęcia się porzuconym projektem, nie jest to to samo co ręcznie haftowane rzeczy ale też wymaga jakiegoś wysiłku, tym razem bardziej mózg trzeba ćwiczyć :))
Programy hafciarskie są dość rozbudowane, a dobrze narysowany haft wymaga kilku godzin pracy.


 Zaletą jest dość szybko uzyskany produkt finalny, no i kolorystykę można zmieniać wedle upodobań, wprawdzie szycie nie jest moją mocną stroną ale cóż się nie robi dla Mamy :))


trochę odbiegające od tematu lawendowe woreczki 
Najczęściej projektuję logotypy, więc zrobienie czegoś co kojarzy się z haftem czyli wzory kwiatowe jest jakąś odmianą a na dodatek wymaga zastosowania innych ściegów i układu nici. 



Lniane płótno ozdobiłam bawełnianą koronką, satynowe wstążki zamkną zawartość w środku a wnętrza szaf zyskają na wyglądzie. Nawet jak nie piszę o wełnie to i tak w podtekście jest o niej, no bo przecież z powodu mojego panicznego strachu o bezpieczeństwo mojego wełnianego majątku czynię podobne rzeczy, a przy okazji mogę ochronić wełniane skarby mojej mamy i jeszcze mieć fajny prezent.



Tak na koniec to muszę stwierdzić, że lubię swoją pracę, może nie zawsze są to róże ale dla niewielu są one codziennością :)
Miłego świętowania :))

sobota, 19 maja 2012

Polwarth

Ostatnia z moich magnolii zakwitła. Jest to już dość spore drzewko kwiaty ma bardzo duże od 30 - 35 cm średnicy, liście też są słusznych rozmiarów sięgają 70 cm, po przekwitnieniu powstają ciemno czerwone owoce przypominające szyszki - to taka ciekawa odmiana.


 Na biało kwitnie magnolia a ja uprzędłam 48 g runa z owiec rasy Polwarth - też jest białe nawet nie miałam zamiaru farbować, to jedno z najbielszych run jakie przędłam.
"Polwarth to stara rasa owiec powstała z połączenia 1/4 krwi rasy Lincoln i 3/4 krwi rasy Merynos. Hodowana obecnie na terenach Australii i Nowej Zelandii. Wełna określana mianem "drugiej skóry", niezwykle miękka i delikatna. Podczas przędzenia osiąga się wrażenie doskonałego wyważenia miękkości oraz trwałości skrętu." - to trochę wiadomości wyczytanych z książki o runach. Od siebie mogę dodać, że faktycznie wełna jest niezwykle miękka, przędzie się doskonale w tych 48g mam ok 220m navajo. Ustawienie kołowrotka to 18:1, wyciąga się piękną nitkę, należy raczej do wydajnych czesanek. Po wypraniu nabiera cudnej puszystości ale prawdziwy charakter pokarze dopiero w dzianinie.


Z takiej wełny można zrobić sweterek na gołe ciało, nawet bardzo wrażliwe osoby będą zaskoczone delikatnością włókna.
Runo merynosów nie należy do moich ulubionych jest wprawdzie miłe i nie podrażnia mojej skóry ale zawsze brakowało mu tego "czegoś". Dodatek rasy Linkoln moim zdaniem wyjątkowo uszlachetnił runo, włóczka powstała z tej czesanki spełnia moje oczekiwania. Muszę jeszcze przetestować farbowanie bo to również ważny aspekt pracy z runem.


Theli dzierga coś cudnego, ja nie mam w tej chwili sił by zmierzyć się z czymś tak dużym, ale w tej książce jest kilka projektów, które kiedyś doczekają się mojej realizacji. W tej chwili dziergam taki mniejszy szalik, włóczka z szafowych zapasów Drops Lace (alpaka z jedwabiem), szalik niewielki na 81 oczek ale dużo narzutów i zbieranych oczek więc trzeba uważać.


Przerabiam również jedwab z kaszmirem, niby wszyscy chwalą kolorystykę dzianiny ale ja coraz bardziej myślę o garze z farbą, może nie z czarną ale głęboki burgund. Jakoś nie widzę się w tych rozsmarowaniach barw nie do końca dla mnie ciekawych. Na razie  przerabiam  i zastanawiam się co z tego wyniknie, oczywiście dopiero po skończeniu i przymiarce zapadnie ostateczna decyzja. Oczywiście gotową pokaże bo cenię sobie Wasze opinie.


Jest tego jedwabiu 170 g  nitka 2-ply, jakieś 940 metrów, i już teraz wiem, że nie będzie to luźny top tylko bluzeczka z krótkim rękawkiem, postanowiłam wykończyć rękawki i dół liśćmi z Ginko.



piątek, 11 maja 2012

Podkoszulek

Chwalić się będę, bo zostałam wybrana do posiadania krzemienia u Izy z Kidowa, o właściwościach wody z takiego kamienia można przeczytać u Właścicielki tego daru. Trochę szkoda rozpakować ten prezent ale nie ma wyjścia kokardki moczyć nie będę - Izo jeszcze raz pięknie dziękuję :D


Mam nadzieję, że nie zamienimy się w krzemową cywilizację z opowiadań Stanisława Lema, bo na cóż by mi były te wszystkie sweterki i skarpetki :))
Tak jak obiecałam pokazuję ukończony podkoszulek, chyba nawet się udał bo mąż stwierdził taka koszulina  tak miało być i tak jest.

Jedwab po wypraniu "zjechał" w dół, więc jest trochę dłuższy niż zakładałam ale mnie się podoba. Robiłam go na drutach nr 2,5 bardzo ściśle a i tak zrobił się luźniejszy.
Sposób na obramowanie podpatrzyłam u Krynifu ale wykańczałam nowym sposobem, który znam dzięki Theli, nazywa się "i-cord"  i jak dla mnie rewelacja, brzeg jest tak pięknie zaokrąglony. Może jest trochę z tym zabawy ale miło mieć własną dzianinę tak dopracowaną .


 Na manekinie nie widać więc pokazuję na moim ramieniu jeszcze coś, co ostatnio mną zawładnęło, rękaw z główką robiony od góry, wygląda nieporównywalnie lepiej niż wszywany, a że z główką to też układa się ładnie na ramieniu.


Jedwab z wielbłądem jest jedną z moich ulubionych czesanek, cudnie się przędzie, jest wydajny, miły w dotyku, koszulina jest na gołe ciało nic nie gryzie, raczej na chłodniejsze dni bo wielbłąd grzeje bardziej niż jedwab chłodzi. W farbowaniu wygląda pięknie może nawet lepiej niż naturalny, bo kolor uwydatnia blask jedwabiu, jest drogi ale jak wydajny, miałam 1056 m navajo zostało trochę ale podkoszulek waży niecałe 300g i to z guzikami. Więc jak porównam to z przyzwoitej jakości włóczką ( żadnych sztuczności) to może nie do końca jest to rozpusta. Jeszcze dla ścisłości nie należę do anorektyków rozmiar podkoszulka to 40-42 więc to naprawdę wydajna czesanka.


niedziela, 6 maja 2012

Liliflora Nigra - purpurowa

Moim zdaniem nie do końca purpurowa raczej głęboki róż, ale tak to jest jak się kupuje w internecie a nie w szkółce, gdzie można samemu zobaczyć kolor.  Mnie i tak się podoba a jeszcze bardziej podobała mi się cena więc nie marudzę specjalnie, tylko cieszę oczy pięknem kwiatów. 



By było purpurowo a raczej "burgundowo" ufarbowałam jedwab z kaszmirem, od dłuższego czasu taki biały leżał w szafie, miał być z tego szal ale jakoś bez przekonania podeszłam do projektu. Z powodu nagłych upałów pomyślałam o topie, całkiem prostym na szerszych ramiączkach. Mam trochę obaw bo farbowałam już gotową nitkę a nie czesankę, więc nie mam wpływu na rozkład kolorów podczas dziergania. Na razie wychodzą takie niby paski, jak mi się nie spodoba zawsze mogę wrzucić do gara z czarną farbą. Druty nr 2 - 280 oczek, robię na okrągło - coraz bardziej lubię ten bezszwowy sposób dziergania.


Podkoszulek doczekał się koloru na wykończenia, wychodzą trochę nie w moim stylu taki melanż, ciekawe jak długo z tym wytrzymam. Motki po farbowaniu zachwyciły mnie ciepłą kolorystyką, farbowałam w kąpieli wodnej by kolory płynnie się przenikały, mieszały, zachodziły na siebie - w dzianinie nie wyglądają już tak bosko - muszę dla siebie farbować czesankę a później dopiero prząść. Wtedy szybciej wiem czego się spodziewać. 


 Jak tylko będzie gotowy to pokażę, na razie skończyłam skarpety z kabla, nie będę pokazywać następnych skarpet na nogach ale obiecałam, że pokażę dzianinę. Włóczka jest naprawdę solidna a skarpety raczej na ostre mrozy, zrobiłam je na drutach nr 2,5 więc są grubą dzianiną, robią wrażenie niezniszczalnych (to okaże się zimą) nie do końca podoba mi się rozkład kolorów. Myślałam, że przy tak pracochłonnej nitce dzianina będzie jakaś efektowniejsza - a tu biało brązowe kropki.

Prawa i lewa strona dzianiny
 Może wrócę to przędzenia kabli zimą jak dzianina okaże się wytrzymalsza od poprzednich wersji, ale teraz raczej myślę letnio.