niedziela, 18 czerwca 2017

Drobny eksperyment

To, że internet zżera czas odkryciem nie jest, więc ograniczam ile mogę, bo ciągle czasu mi brak ale z drugiej strony jest miejscem inspiracji oraz szalonych pomysłów.  Przez przypadek trafiłam na dyskusję na FB na temat farbowania przędzy przy pomocy odżywki do włosów. Ja z braku wyżej wymienionego czasu w dyskusji nie uczestniczyłam ale sam temat mnie zaintrygował a jeszcze bardziej efekt takiego farbowania - było zdjęcie motka poddanego takiemu zabiegowi. Motek wyglądał bardzo interesująco nazwałabym to "omszały kolorem".  Wyglądało to tak, że rdzeń nitki był nadal prawie biały tylko delikatne włoski wokół były pokryte kolorem - a przynajmniej ja to tak widziałam, na bardzo małym zdjęciu. 


Oczywiście nikt dokładnie nie wiedział jak takie coś ufarbować więc prób będzie kilka no i jak się domyślacie musiałam spróbować bo "omszały" kolor to coś dla mnie. Miałam motek wełny do farbowania w wymiarze i składzie skarpetkowym, intuicyjnie zamoczyłam w wodzie z octem bo czymś trzeba utrwalić ten barwnik na włóczce.



Marzył mi się motek w takim szałwiowym kolorze ale przędza była dość żółta, odpuściłam na rzecz łososiowego i delikatnie kasztanowego  w podwójnym eksperymencie  - farba na sucho i mokro. Odżywkę do włosów kupuję w wielkich puszkach bo często nią myję włosy, przy takiej ilości nie ma się co martwić, że braknie. 


Do jednej miseczki wsypałam farbę w proszku a do drugiej dodałam ją w płynie tzn. rozpuściłam proszek w odrobinie wody.


Później już poszło tradycyjnie, no prawie bo farbę nakładałam pędzlem do farbowania włosów.


Całość zawinęłam w folię i wrzuciłam do garnka nad parę, następne etapy jak przy zwykłym farbowaniu jedynie co, to płukanie tego motka zajęło wieki zanim spłukałam odżywkę no i niestety farbę, jednak ta odrobina octu w wodzie to stanowczo za mało by utrwalić barwnik.


 Intensywniej złapał kolor w proszku (łosoś) ale jego było też znacznie więcej niż kasztanowego brązu po którym pozostało tylko wspomnienie.


 Mam sobie motek w delikatnie łososiowym kolorze, trochę w cętki z farbowania proszkiem, z delikatnym przejściem w beż za to o bogatym zapachu odżywki, w sam raz na jakieś romantyczne dziewczęce skarpetki :)
I dokładnie wiem, że nie tędy droga farbowanie musi odbywać się inaczej, przede wszystkim trwałość koloru jest do niczego, ten ocet jest jak najbardziej konieczny. No i moczenie motka jednak pozwoliło na dogłębną penetrację koloru w nitce, chociaż odżywka teoretycznie powinna utrzymywać go na powierzchni.


Mój wniosek, trzeba spróbować z suchą przędzą a farbę (dużo farby) rozpuścić w gorącym occie  i połączyć z odżywką i taka papkę nanieść na nitki - chyba będzie następny eksperyment :)
A, że intryguje mnie wszystko co nowe i uwielbiam sprawdzać wszystkie pomysły to pewne, że się o tym dowiecie.


Jak widać na załączonych zdjęciach mieszanki są u mnie na porządku dziennym, bardzo mnie wciąga ta zabawa a i możliwości jest tak wiele. Częściami składowymi powyższego batt'a jest wszystko co czarne czyli: alpaka, jedwab (farbowany), bambus, finnish, merynos, jedynie co kolorowe to drobinki wełniane w bieli, czerwieni, fiolecie i niebieskim. Tym razem przepuściłam czesanki dwa razy przez grępel by skład nitki i drobiny koloru były bardziej równomierne. Batt jest niewyobrażalnie delikatny, tweed to nie będzie ale na pewno będzie artystycznie.
                         

          


Druga mieszanka to bfl z jedwabiem i moherem w kolorze wisterii i petrolu z przejściem tonalnym po środku ze sporą dawką angeliny - taka błyskotka. 
Trzecie mieszanie to niegdyś ufarbowany Kent Romney w kilku czerwieniach, których tu nie widać i beżo- brązach wzbogacony brązowym naturalnym merynosem, jedwabiem i odrobiną angeliny.
Myślałam, że chociaż na jednym zdjęciu uda mi się uchwycić to przechodzenie barw ale niestety widać tylko przejście pomiędzy brązem a czerwienią :( 



Eksperyment farbiarski nie daje mi spokoju, znalazłam pół motka tej samej przędzy i od ufarbowania go powstrzymuje mnie tylko odkryty brak octu - nawet nie wyobrażam sobie jakim sposobem mógł się skończyć tak pokaźny zapas ? Chyba ktoś u mnie w domu jeszcze farbuje wełnę :)


Pozdrawiam Was z tęsknotą za ciepłem bo ponoć lato się zbliża ale ja tego nie czuję.

10 komentarzy:

  1. Lubię Twoje opowieści o nowych eksperymentach wełenkowych ale najbardziej mi się podoba czytanie tych barwnych opisów oraz foty wełenek (rzecz jasna).
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza gwarantuję jak tylko sił starczy będą eksperymenty i ich opisy :))
      Uściski

      Usuń
  2. Tak. Teraz zdecydowanie nadeszła epoka eksperymentów z efektem "glazed" - z taką nazwą pojawił się na raverly, pewnie opatrzony zdjęciem tego samego granatowego motka :-)
    Też mam ochotę spróbować, chociaż zastosowanie odżywki do włosów jakoś mnie nie przekonuje. Może dlatego, że odstrasza mnie to płukanie, a może sama odżywka jako taka? Wolałabym​ chyba poszukać innej drogi, ale na razie cierpię na brak surowca, czyli wolnego motka włóczki skarpetkowej. Co oznacza, że eksperymenty muszą poczekać.
    A baciki piękne i bardzo inspirujące. Jak zwykle zresztą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ładna nazwa z tym "glazurowaniem" ale ja pozostanę przy moim "omszałym kolorze" bo też mi się podoba :) Nawet nie pomyślałam, że ta odżywka do włosów będzie tak siedziała w tej włóczce , bo płukanie faktycznie było długie ale za to wełna ma super miękkość i zapach :) Właściwie to nawet nie powinna odżywka zaszkodzić wełnie bo to też "włos" ja często piorę motki w szamponie do włosów bo delikatniejszy niż środki do prania wełny.
      Będę pisać o moich eksperymentach bo takie bardzo lubię więc może zanim zaczniesz farbować już coś będzie wiadomo.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Dzięki za pierwszy eksperyment. Wiec nie tedy droga... może z ta odżywka do włosów to tylko jakaś boczna droga na manowce... ale jest sposób na uzyskanie tamtego efektu, bo ludzie tak farbują. Widziałam u Chmurki jej farbowanki, uzyskała dokładnie taki efekt, ale ze farbuje na sprzedaż to pewnie nie podzieli się sposobem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację i to nie pierwszy motek, który widzę ale dopiero Wasze rozważania mnie zmotywowały do działania. W moim przypadku najgorsze jest jak nie wiem "jak to jest zrobione" wtedy strasznie mnie to męczy i tak długo drążę temat aż znajdę odpowiedź. Tak było z skręcaniem nitki w tę samą stronę co się przędzie celem wzmocnienia w skarpecie, niby głupie i się śmiano a ja znalazłam , że jednak tak się robi - tylko po 4 latach:D
      Więc plan działania jest długofalowy :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Mój pomysł: najpierw namaczamy w odżywce, rozcieńczona może być, następnie pobieżnie spłukujemy, to jest tak, by z wierzchu się wypłukała, a w środku została, a potem nakładamy kolorek z octem i procedujemy normalnie. Ale to tylko pomysł który mi wpadł do głowy po przeczytaniu o twoim eksperymencie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł rewelacyjny i jak najbardziej słuszny mam zamiar również wypróbować :)
      Tylko patrząc na to co mi wychodzi nawet nie mam zamiaru spłukać tej odżywki tylko ją zostawić i oprószyć farbą tylko jeszcze nie wiem jak ten ocet w tym wszystkim przemycić.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Z tą odżywką, to nie bardzo wiedziałam, o co chodzi. Teraz chociaż wiem, że to ma być nośnik farby na przędzę. Mnie się ten efekt ze zdjęcia na FB też bardzo podoba. Zdecydowanie bardziej przemaiawia do mnie nawet ten delikatny efekt, który wyszedł Tobie, niż wściekła kolory robione na potęgę pasami na pasmach czesanki, które i owszem, barwnie i słodko wyglądają w warkoczu. I właściwie może jeszcze fajnie w samej przędzy, ale już w dzianinie, to z reguły pstrokata, nijaka porażka. Więc może i sobie machnę takie farbowanie, jak tylko oderwę się od maszyny do szycia. :)
    Prawdopodobnie Ty szybciej wykonasz kolejną próbę, co mnie cieszy. :)
    Mieszaninki, jak zwykle pięknie wyglądają i tylko kusi, nie tyle ich kolor i tonalność, co te wszelkie dodatki. Ciągoty w arty u mnie cały czas i zamiatane pod dywan, co jakiś czas wychodzą. ;-)

    Serdeczności i słoneczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak równy kolor z przebłyskami, niedopowiedzeniami i wszelkimi niuansami jest dla mnie też większą atrakcją właśnie ze względu na dzianinę :)
      Uwielbiam przyglądać się wielobarwnym warkoczą, tym przejściom tonalnym, jak kolor wchodzi w kolor tworząc coś innego ale tylko uwielbiam się przyglądać. Mam sporo motków w cudnych kolorach kupionych tylko do patrzenia, zupełnie nie mam pomysłu co z tego można by wydziergać by wyglądało dla mnie sensownie, bo zupełnie do mnie nie przemawiają łatki i paćki. Ale eksperymenty lubię a jeszcze bardziej lubię wiedzieć jak się to robi :)
      Z artami mam podobnie jak z kolorowymi motkami bardzo lubię je oglądać ale jako nitka użytkowa dla mnie raczej nie do wykorzystania - nudna jestem w swych gustach ubraniowych.
      Uściski

      Usuń