niedziela, 11 czerwca 2017

Ciągle kręcę

Ciągle mi mało, jak tylko zobaczę jakiś sweter i mi się spodoba to poddaję go próbie czasu, jak chęć zrobienia powraca co jakiś czas to znak, że jednak trzeba go zrobić. "Brich Bay" to dość stary wzór a ja cały czas do niego wracam myślami.  Zdaję sobie sprawę, że w takim swetrze wyglądają dobrze szczupłe osoby, jego forma nie nadaje się do noszenia pod płaszczem czy innym wierzchnim wdziankiem a on dalej zaprząta mi myśli. Wzoru jeszcze nie kupiłam bo chyba zrobię go ze zdjęcia ale już nie mam zamiaru dłużej się opierać, a że "wiecznie żywy celtycki" w dalszym ciągu nieskrystalizowany to zrobię coś co nie daje mi spokoju. 


zdjęcie ze strony Brooklyn Tweed
Przy poprzednich zakupach do sklepiku zamówiłam mieszankę Bfl, która kolorystycznie bardzo mi się podoba, nawet podejrzewam, że przez ten kolor ten sweter tak mi się podoba :) Drobnymi kroczkami, wolniutko powstają motki, przędę po 25-30 g na 4 szpulach i robię tradycyjną 4- nitkę.



Pierwszy motek już jest trochę przesadziłam z grubością miało być 260 m w 100 g ja mam 210 metrów ale to nie ma znaczenia skoro i tak będę robiła po swojemu. 
Runo to moje ulubione Bfl i po tych wszystkich super cienkich niteczkach z kaszmirem, jedwabiem i delikatnymi merynosami jest dla mnie czymś wyjątkowo miłym do przędzenia. 
Motek jeszcze nieuprany ale mnie już się bardzo podoba.




 Mieszanie na gręplarce to ostatnio jedno z milszych zajęć ale, pomimo zakupienia sporej ilości "efektów specjalnych" ja bez jedwabiu żyć nie mogę, jedwab ma taki rodzaj blasku, który nadaje nitce szlachetności i mnie nie zastąpi go nic innego :)

farbowany jedwab

Jedyna czesanka bez jedwabiu jaka powstała to "Leśne Skrzaty", tak sobie ja nazwałam jak zobaczyłam skrzącą się angelinę w tych leśnych kolorach. Angeliny nie jest zbyt wiele ale bałam się efektu "braku umiaru" a przy tych drobinkach łatwo przesadzić , o dziwo efekt nie jest zły.


W drugim mieszaniu użyłam jedwabiu i jakoś mi z tym lepiej nawet jak się przesadzi z jedwabiem to będzie "na bogato", za to użyłam wełnianych kulek, to takie drobinki runa filcowane na kulko podobne kształty. 


Kolorystyka i te wełniane białe punkciki przywodzą mi na myśl film "Avatar" i tak zostanie bo i czesanka i film mi się podobają :) 



 Namieszałam też coś co mi się kojarzy z piwonią, w ogrodzie mojej babci zawsze kwitły piwonie, nigdy mi się specjalnie nie podobały o wiele bardziej fascynowały mnie lilie. Obecnie przy reorganizacji ogrodu posadziłam siedem różnych krzaków piwonii ( biała kwitnie) - ciekawe czy to gusta mi się z wiekiem tak bardzo zmieniają czy to jakaś tęsknota za dzieciństwem ale czesanka przywodzi mi na myśl blado różowe piwonie.



 Na drutach w dalszym ciągu sweter dla PM i tak jeszcze dość długo pozostanie, kończę skarpety robione od palców ale w bólach, zupełnie nie fascynuje mnie ta metoda. Za to powstała całkiem prosta para skarpet dla wujka, wełnę kupiłam bardzo okazyjnie przez FB chyba na 'Bazarku dla dziewiarek" 4 motki w sam raz na podgryzające skarpety. Cena była bardzo okazyjna więc przy moim zapotrzebowaniu na taką wełnę nawet się nie zastanawiałam, czemu ta cena tak okazyjna okazało się później. Jak wełna przyszła wszystko wyglądało dobrze, prawdę o tej przędzy ujawniło dopiero przewijanie, okazało się, że wełna była wyjątkowo pocięta przez mole. Po robalach ani śladu ale podczas przewijania pogryzione miejsca po prostu się rozpadały. Na skarpety to się z biedą nadaje ale gdybym to kupiła w innym celu to byłoby mi przykro :(
Mam nadzieję, że osoba, która to sprzedawała po prostu o tym nie wiedziała ...


Wspomniany sweter dla PM jest zrobiony gdzieś do wysokości pach (no prawie) no to trzeba pomyśleć o guzikach, to co ma w domu nie pasuje no więc trzeba kupić, guziki znalazłam całkiem przyzwoite naturalne z kokosa no i kupiłam moher bo wszyscy mają "piórkowe" sweterki tylko nie ja :( 
Przestudiowałam wszystkie wpisy o takowych a szczególnie tu i dalej nic nie wiem, ja nie za bardzo wiem co należy z tym moherem zrobić - na metce piszą druty 3,5 dziewczyny robią na 5, metka podaje, że powinnam nabrać ponad 90 oczek na sam przód a czytam, że nabierają po 120 na cały sweterek. Jak macie jakiś doświadczenie to oświećcie mnie ile potrzebuję tych oczek na sweter w rozmiarze 40 - 42, nic nie będę wydziwiać zupełnie prosty mi się marzy, tradycyjnie od dołu czyniony. Pewnie doszłabym sama do wszystkiego po próbkach ale prucie ... moheru to nic przyjemnego. 


P.S. Jeśli ktoś lubi runo Gotland (biały) to proszę zajrzeć do sklepiku jest do końca czerwca (lub do wyczerpania) w całkiem przyjemnej cenie :)

4 komentarze:

  1. Podziwiam za umiejętność przędzenia. Dzierganie z własnoręcznie zrobionej nitki to z pewnością duża przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
  2. Był czas kiedy i mnie kusił ten sweter, w pełni rozumiem tęsknoty :). Piękne te mieszanki.
    Ja swój piórowy robiłam z alpaki brushed dropsa i na drutach nr 5 bardzo luźno. Zrobiłam próbkę namoczyłam ugładziłam i wg niej przeliczyłam oczka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, wiem co to znaczy prucie moheru. W moim wydaniu jest to strata włóczki.
    Piękne kolorki. Szczególnie podobają mi się motki Leśne Skrzaty.
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zamierzony sweter bardzo ładny choć pewnie mało praktyczny będzie ale z drugiej strony nie wszystko praktyczne być musi.Piórkowe sweterki nie wszyscy mają,ja nie mam więc niestety nie pomogę.Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń