niedziela, 18 maja 2014

Brak poprawy

Próby robienia na drutach, kończą się potęgowaniem bólu kciuka, więc w dalszym ciągu odpuszczam. Będą to najdłużej dziergane skarpety jakie mam ale robienie oczek przekręconych we wzorze nie za bardzo służy mojej ręce. Skarpetę udało mi się doprowadzić do pięty, w tej chwili robię pietę inaczej niż tą, której nauczyła mnie babcia (opisałam ten sposób dawno temu na blogu). Wyjątkowo podoba mi się zastosowanie "rzędów skróconych" w uzyskiwaniu ładnej zaokrąglonej pięty. Sposób jest wyjątkowo prosty a skarpeta ładnie układa się na okrągłej pięcie. 

na stopie wygląda zgrabniej
Kiedy przerabiane oczka (z dwóch drutów) osiągną wysokość pięty (u mnie 32 rzędy) zaczynamy zbierać je by utworzyły to ładne zaokrąglenie. Oczka piety dzielimy na pół (ja mam 2 x po 18 oczek) przerabiamy 19, następnie dwa zbieramy razem (na lewo) i przerabiamy jeszcze 1 oczko. Odwracamy robótkę (lewa strona) - pierwsze oczko ściągamy, przerabiamy 3o. lewe, następnie 2 oczka lewe razem  i 1 o. lewe i znowu obracamy. Czynności powtarzamy tak długo aż braknie nam oczek do dobierania po bokach przy każdym obrocie - a później to już tradycyjnie, nabieranie oczek po bokach pięty i skarpeta prawie gotowa :)
Sweter z dodatkiem angory też utknął, dobrze było do czasu jak robiłam prawe w okrążeniach, teraz rozdzieliłam pod pachami przód  tył i już nie jest tak świetnie - leży odłogiem. Za to przędę i farbuję, poprzednia angora okazała się jednak za ciemna ale mam już na nią pomysł (a może tyko mi się wydaje). Do szpuli angory zafarbowałam merynosa 23 mic, będzie 3-nitka na rękawiczki. Zdjęcia zupełnie nie oddają kolorystyki - jest tu: ciemny cynamon, orzech włoski i cafe late - w każdym razie daleko temu zestawowi do pomarańczu na zdjęciach. 


Nawet namiot bezcieniowy nic nie pomógł, nie wiadomo skąd wywlekł tyle tego pomarańczowego koloru. 

Pod ostatnim postem Ewa (Rosa canina) zastanawia się czy farbowanie nie osłabia włosa angory. Angorę farbowałam bardzo sporadycznie i trudno mi coś więcej napisać, za to wełnę farbuję bardzo długo. Nie prowadzę jakiś badań, czy statystyk ale trwałość wełny farbowanej i tej niefarbowanej przetestowała moja rodzina w skarpetach i nie ma żadnej różnicy - przynajmniej dla mnie dostrzegalnej. Pewnie, że włókno poddawane farbowaniu w jakiś sposób się osłabia ale nie aż na tyle by miało to jakiś znaczący wpływ na jakość samej dzianiny. Mam dwa swetry sprzed 25 lat jeden z naturalnej wełny, drugi z tej samej wełny ale poddanej farbowaniu - były intensywnie noszone i oba w dalszym ciągu są dobre. 
Przy niewłaściwym farbowaniu można wełnę lub inną sierść sfilcować i to wydaje mi się poważniejszym problemem prowadzącym do osłabienia i uszkodzenia trwałości runa niż samo nadanie koloru. 

w namiocie i też pomarańcz

Oczywiście w tych rozważaniach nie biorę pod uwagę włókien przemysłowych, one są poddawane o wiele bardziej drastycznym metodom niż te nasze domowe - ale co by było gdyby rzeczy z nich robione wytrzymywały ćwierć wieku toż by ten przemysł padł.
Asia (Jot Ha) pisała, że jej glicynia zbiera się powoli, ja po ostatnich opadach z porywistym wiatrem, kwiecie mogę  zbierać po okolicy, nawet liście zostały uszkodzone - cóż na stan aury niestety zupełnie nie poradzimy. Z powodu tej "cudnej" pogody robienie zdjęć roślinności odpuściłam, za to dosłownie na chwilkę odwiedziła mnie Aldona ( od ceramiki)  mój zbiór cudów się powiększył, więc zamiast zdjęć przyrody ceramiczne cuda.


Podziwiam te koraliki, przekładki, drobne kwiateczki - wszystko mnie zachwyca. Mam sobie coś z tego uczynić ale czy ja wiem, mnie się podoba to w takiej formie, wysypuję na stół i miziam, zestawiam z tym co już mam - ot takie zabawy człowieka z "lichym" paluszkiem :) 


Jedynie z tego owalu zrobię sobie wisior będzie cudnie wyglądał na moim rudym swetrze (tym co utknął) a na dodatek ta faktura - no bardzo mi się podoba.


Pozdrawiam z nieśmiałymi przebłyskami słońca :)

8 komentarzy:

  1. Glicynii żal, paluszka też :-( Ale glicynia się pewnie szybciej zregeneruje niż ten paluszek. Niestety, mamy tak, że jak trochę boli, to udajemy, że nic nie boli i psujemy się bardziej. :-((( Ci bardziej wygodni i leniwsi mają tutaj przewagę, bo się oszczędzają. A 'głupi człowiek' - Zosia-Samosia cierpi dłużej, bo popsuł się konkretniej. Daj sobie czas, wiem, że to przeszkadza, ale miziaj te gliniane kamyczki kolorowe (bo niesamowicie piękne i rozumiem Twój nimi zachwyt !) w ramach terapii. :-))) U mnie też długo trwało. Ale prawdą jest, że przejściowo dokuczało mi dużo dłużej, niż prawdziwe leczenie.
    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Schorzenia cieśni leczy się dość długo. I zalecane przy tym całkowite bezrobocie, zupełnie nijak mające się do rzeczywistości. W każdym bądź razie życzę, żeby już się uleczyło !
    Ceramika jest piękna. Uwielbiam. Kiedyś nawet chciałam kupić piec do wypalania, ale taki, który by można mieć w domu kosztuje za dużo, a wypalać można tylko drobne elementy. No i ilość pobieranego prądu przeraża. Piękne te koraliki. A wisior jest super :)
    Pozdrawiam letnio :) Bo u nas lato. Gorąco i słońce jak w lipcu. Ominęły nasz region te szarugi. Popadało przez te dni tylko trochę. I chłodniej było.

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż i mnie poważniej uziemiło z jakąkolwiek robotą, bo kostka, żebra i łopatka. Najlepiej byłoby mi leżeć do góry nogami i nic nie robić :]
    Ceramiki próbowałam dawno. Jakieś 2 lata babrałam się w glinie pod kątem rzeźby u fajnych nauczycieli i bardzo to polubiłam, ale nie można robić wszystkiego.
    Jak będzie z tą trwałością zobaczymy. Na razie i tak myślę, że dobrze zrobione wełniane rzeczy ciężko znosić. Do tego też jakoś nie chcą się znudzić jeśli są właśnie takie jakie lubimy.
    W książkach piszą, że temperatura nadwyręża strukturę włosów. Piszą też, że Jakość włókna u królików jakoś nie bardzo jest zależna od warunków utrzymania, a znowu praktycy uważają, że ta nieprzemysłowa wełna jest trwalsza.
    Tutaj ok 8. minuty pokazany jest przemysłowe farbowanie angory w bulgoczącym roztworze: https://www.youtube.com/watch?v=tWpLObj57fY kolory mają na prawdę ładne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdrówka życzę ale wiesz co- masz przymusowy, nieplanowany urlop- wykorzystaj to!
    Bóg daje takie chwile wytchnienia od pracy w konkretnym celu, to takie krótkie chwile na odpoczynek, czyli legalny luz!
    Pozdrawiam.........

    OdpowiedzUsuń
  5. Też robiłam w ten sposób piętę - faktycznie przyjemnie się robi :). Tradycyjnego sposobu wyrabiania pięty, opisanego w starych książkach, już praktycznie nie używam, chociaż go znam. Najczęściej stosuję ten opisany przez Ciebie lub rzędy skrócone, dające "szwy" po bokach pięty (jak w kupnych skarpetkach) - zależnie od nastroju lub wzoru skarpety :).
    Nowa wełna wygląda ślicznie, a kolor ma zależnie od tego pod jakim kątem spojrzę na monitor - raz jest bardziej pomarańczowa, a raz tego pomarańczu nie ma wcale. Ale za każdym razem mi się podoba :).
    Ceramika od Aldony jest piękna. Też mam kilka takich elementów i ... też jeszcze nic z nich nie zrobiłam. Najbardziej lubię je po prostu oglądać :). Ale czuję, że kiedyś przyjdzie i na nie czas :)).
    Dużo zdrowia i cierpliwości (w oczekiwaniu na poprawę)!
    Uściski :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę spróbować tego sposoby robienia pięty. Do tej pory robiłam rzędami skróconymi ale ten sposób mi nie odpowiadał. Zostawały mi takie nieładne dziurki. Za mało dociągałam nitkę. Te ceramiczne drobiazgi są śliczne:) Życzę szybkiego powrotu do pełnej formy i nowych udziergów i dużo słonka:)

    OdpowiedzUsuń
  7. O masz, zupełnie jak u mnie - jedna skarpetka do połowy w dwa tygodnie. Kuruj się, jako i ja próbuję (u mnie może mniej boleśnie, za to trochę groźnie :-()! Każda maszynka potrzebuje przerwy eksploatacyjnej :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdrówka życzę , troszkę przerwy w dzierganiu to dobry pomysł.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń