niedziela, 20 grudnia 2015

Śnieżnie

Przerzuciłam się na formy drobne, wręcz maleńkie bo większe wymagają więcej uwagi i czasu, a jednego i drugiego w dalszym ciągu mi brakuje. Już się cieszę na świąteczne lenistwo, już planuję co zrobię, co zacznę i co postaram się skończyć :)


A na razie pozostaje mi tylko gwieździć trochę, nawet te niewielkie formy wymagają czasu, który ostatnio mi się skurczył niemiłosiernie. Wzory na śnieżynko-gwiazdki pochodzą z internetu, wyszukane przeze mnie lub przysłane przez osoby, które też się gwiazdkują a ja na wzory takich gwiazdek jestem łasa, więc wyprosiłam.  


Mam jeszcze zamiar kilka zrobić do świąt ale to już będą śladowe ilości, kończę pierwszą część haftu na torbę i chciałabym skończyć jak najszybciej zanim mi się znudzi albo zapamiętam wzór, poza tym wełniana torba na lato to raczej kiepski pomysł. 


 Muszę napisać też o prezencie, który sobie zrobiłam w połowie października a przyszedł dopiero w zeszłym tygodniu. W połowie listopada napisałam do BD, że moja książka zakupiona w październiku jeszcze nie przyszła i czy mogą posłać jakiś nr przesyłki by szukać zguby. Grzecznie mi odpisano, że mam popytać na poczcie lub listonosza bo przesyłki darmowe więc bez numerów.


Listonosz i pani na poczcie znają mnie bardzo dobrze bo od lipca ginie moja prenumerata NG co doprowadza mnie do szału bo wydzwanianie do wydawnictwa, że znowu nie doszedł następny nr robi ze mnie jakiegoś naciągacza :(
Jak było do przewidzenia na poczcie nic nie mieli, więc piszę to tych Anglików (za pomocą dziecka bo to już wyższa szkoła), że bez tego nr nie znajdę i co teraz - oni na to, że wyślą nowy egzemplarz ale jak przyjdą dwa to mam ten pierwszy odesłać. 
Wysłali go 22 listopada przyszedł 17 grudnia całkiem możliwe, że ten pierwszy też jeszcze dojdzie za miesiąc. 


 O książce mogę napisać tyko, że nie warta tego czekania, wypisywania i wszelkich zabiegów, niestety to pozycja z tych, w które nie ma wglądu w sklepie internetowym więc kupowałam po okładce i kilku opiniach przeczytanych w internecie. Wszystkie rzeczy w niej prezentowanie są idealnie rozpisane co do rozmiarów, kolorów, wzory rozrysowane wszytko jak powinno być tylko ja już to wszystko wiem. Myślałam, że przynajmniej jakiś wzorek będzie, którego nie znam a tu wszystko już było. Książka dla kogoś kto zaczyna przygodę z wzorami wrabianymi będzie pomocna a może i idealna ale dla mnie już nie.
Pozdrawiam Was przed świątecznie.

niedziela, 13 grudnia 2015

O malabrigo

Pisałam, że będę pisać o Malabrigo jak się zapoznam z tą czesanką, specjalnie kupiłam czesankę z ręcznym farbowaniem bo wszyscy zachwalają cudny kolor tych włóczek. Wiadomo, włóczkę zafarbować jest o wiele prościej niż czesankę a merynosa zafarbować dobrze to już coś godnego uwagi. 



Czesankę kupiłam wyjątkowo wielobarwną z premedytacją, by te wybarwienia pokazały mi jak została zafarbowana, mam takie odczucia jakby było to farbowanie dwu-etapowe. Pierwsze odbywało się w kąpieli wodnej a drugie już bardziej  wygląda na powierzchowne nałożenie farby.


Tak to widzę, bo w wielu miejscach czesanka ma inny kolor na górze niż to co jest w środku. Jak to w przypadku merynosów bywa, nawet dość żywe kolory zewnętrzne do środka nie do końca dotarły i są miejsca gdzie kolor jest bardzo blady ale to nawet w merynosowych nitkach się zdarza.


 
 

Nie mogłam zdecydować jak uprząść tą wielobarwność by na coś ta nitka wyglądała, wiedziałam na pewno, że z merynosa nie zrobię grubego singla co byłoby przy takim barwieniu rozsądnym wyborem. Niestety przy mojej całkiem niemałej wprawie przy przędzeniu, merynosa i tak  nie uprzędę równo to takie runo, że przy grubszej nitce nigdy nie wychodzi mi ładna równa nitka. Stanęło na navajo i dobrze bo singiel wyglądał nie do przyjęcia. 


Czesankę podzieliłam wzdłuż na dwie części, tak jak przypuszczałam, przędło się źle, była dość mocno zbita ale niesfilcowana po wierzchu miziana tysiąc razy :) więc trochę skołtuniona ale to nic w porównaniu z moim największym rozczarowaniem jakim się okazało, że to zwykły merynos, milusi, delikatny ale merynos. No nie wiem czego się spodziewałam ale po tych wszystkich opowieściach myślałam, że to jakiś specjalny merynos albo jego tajna krzyżówka,  tak jak Chubut czy Plowarth, które są o wiele ciekawsze niż zwykły merynos a tu taki se merynos. Kolory raczej pastelowe sama nie wiem czy mi się podobają czy nie ale w tej trójnitce mogą być.


Jest to takie malabrigo z przejściem tonalnym w stylu Noro :)) Zachwyty mnie nie dziwią bo przemysłowa nitka na pewno piękniej uprzędziona, poddana zabiegom superwash lub hartowana przy tej niezwykłej miękkości może nawet w dzianinie przez jakiś czas wyglądać i sprawować się dobrze ale dla mnie to tylko merynos. Zaletą jest dla mnie ręczne farbowanie bo wyjątkowo charakterystyczne przez co rozpoznawalne a to już coś.


Udaje mi się trochę haftować wieczorami ale naprawdę niewiele, wyjątkowe bogactwo wzoru zaczyna mnie zastanawiać czy w swetrze będzie wyglądało dobrze jak na razie i tak nie mam sił myśleć o nim.


Pozdrawiam Was ciepło w ten deszczowy dzionek :)

niedziela, 6 grudnia 2015

W biegu

Co roku ten sam przedświąteczny "kociokwik", tak jakby po świętach świat się miał skończyć, choć w tym roku patrząc na to co się dzieje daleko i blisko można mieć pewne obawy. Praca zawładnęła nawet moim wolnym czasem. Najbardziej mnie złości, że nie mam czasu na przędzenie a chętnie bym się zmierzyła z ostatnim zakupem. Co ja się naczytałam pochwał o cudnej wełnie jaką jest Malabrigo, same peany i hymny.


Zakupiłam jak na prządkę przystało czesankę, by to cudo poznać od początku do końca, na razie jednak mam czas tylko na oglądanie ręcznego farbowania w tej czesance - jak znajdę czas na przędzenie to pojawi  się post z moimi wrażeniami :)


Z rzeczy, które w bólach ale jednak udało mi się skończyć mogę pokazać tylko następny kawałek materiału obiciowego na kolejne krzesło. Prawie skończony remont klatki schodowej dał mi miejsce na robienie zdjęć z rozproszonym światłem padającym z trzech stron i tym razem szarość wpadająca w niebieski wygląda w miarę przyzwoicie.



Wzór jest wdzięczny do haftu ale niestety jak się go nauczyłam na pamięć to nudniejszego zajęcia nie znam a przede mną jeszcze dwa takie kawałki.


Zdjęć kilka bo jak zwykle walczę z ręcznym ustawianiem ostrości, na którymś będzie coś widać. Jestem z siebie lekko dumna bo to jednak straszna dłubanina i pomimo walki z nudą jakoś ślimaczym tempem posuwam się do przodu.


A tu by nie było, że pokazuję tylko jedno i to samo siedzisko - wszystkie trzy - zdjęcie nie oddaje bardzo ciepłej i dość intensywnej kolorystyki, a na dodatek na zdjęciu krzesła wyglądają dość okropnie w rzeczywistości tak nie jest :)
Problemem jest to, że muszę haftować dokładnie na wymiar, haft nie może wchodzić w ramę krzesła bo je rozpycha, białe brzeżki kanwy muszę poprawiać już na obciągniętym siedzisku.



Tak mnie znudziło to jednostajne haftowanie, a na dodatek brak czasu na inne ciekawsze zajęcia, że zaczęłam haft czegoś co było w odległych planach - haftowana torba mi się marzy :)
Ten wzór z celtyckiej kolekcji mam zamiar uczynić  sobie na swetrze, sam sweter ewoluuje w mojej głowie od kilku lat ciekawe co przyniesie w nim nowego ten haft :)


Pozdrawiam Was w biegu :)