niedziela, 28 września 2014

Prawie jak tweed


Bardzo mało ostatnio farbuję, kiedyś wystarczyła chwila i miałam pomysł na kilka barwnych czesanek. Od jakiegoś czasu farbowanie barwne mnie nie pociąga, jednolite i owszem jak to do swetra, który powolutku czynię. Przyglądałam się poczynaniom innych prządek, których czesanki pięknymi kolorami mamiły mnie z monitora i bez specjalnych namysłów uczyniłam sobie jedną taką kolorem szaloną.  


Efekty farbowania tej czesanki pokazywałam tu, czesanka musiała oczywiście trochę poleżeć zanim ją zaczęłam prząść. Nie dość, że mi się podobała sama w sobie tak ufarbowana to miałam dylemat jak ją uprząść by na coś wyglądała. 


Wiedziałam, że będzie to skręt navajo ale nie chciałam tonalnych przejść, co zresztą w tak farbowanej czesance nie wyglądałoby ciekawie - zbyt krótkie odcinki koloru w dodatku nierównomiernie wybarwione. 

Miało być migotliwie, z drobinami koloru jak w tweedzie, nie do końca się udało ale i tak uważam, że jest świetnie. Gdzieniegdzie kolor był na tyle długi, że powstało kilka odcinków jednolitej nitki ale 98 % to nitka w trzech kolorach. 


Nie miałam jeszcze czasu wrzucić tego na druty ale muszę spróbować bo o dziwo efekty farbowania na czesance mi się spodobały, teraz w nitce też uważam, że jest całkiem ładnie.  Kto wie może dzianina nie będzie "paciata" ale będzie czymś jak tweed a tweed to ja lubię - nawet bardzo :)


Motek powstał z Corriedale + nylon w 100 g jest ok. 250 m - specjalnie nie przędłam zbyt cienko by uwidocznić poszczególne kolory. 
Pomimo wielu zajęć, zawodowych, z których się cieszę i mniej zawodowych , z których się mniej cieszę udało mi się skończyć "poduszki" na krzesła do kuchni. 
Jak kupowałam krzesła to kupiłam zaraz do nich siedziska, cena nie była powalająca ale ostatnio coraz więcej szyję, więc czemu nie spróbować uszyć coś bardziej wymagającego niż poszewki na poduszki. 


Materiał ćwiczebny kupiłam dawno temu (w sklepie z używaną odzieżą) były to dwie zasłony, z niejasnym przeznaczeniem leżały dość długo w szafie. Jak się okazuje pikowanie nie jest takie proste szczególnie dużych kawałków, po podziale na części docelowe poszło dużo lepiej ale wymęczone fragmenty na całości trochę marszczenia zostawiły. 


Obszywanie lamówka też okazało się do przejścia, zostało jeszcze trochę materiału mam zamiar go wykorzystać na siedziska narożnej ławy przy stole w kuchni by były do kompletu z krzesłami. Mam w planach uszyć jeszcze kilka rzeczy bo jak się okazuje mam zapasy nie tylko w postaci kłębków wełny. 


Zdjęcie zupełnie do niczego ale swetra przybywa systematycznie, kto wie może w połowie października będzie gotowy :) 


W słoneczny ale jakże jesienny poranek pozdrawiam Was serdecznie. 

niedziela, 21 września 2014

Bez palców

 Mam tylko jeden ocieplacz zrobiony bez palców na moją obolałą lewą rękę, do tej pory nie przyszło mi do głowy robić coś na kształt rękawiczek  kończącego się dziurą.



Wpakowałam się w dwa swetry na cienkich drutach (2,25 i 2,75), do tego mam pełno resztek ale niekoniecznie w wymiarze skarpetowym no i nie pamiętam kiedy rysowałam jakiś wzór. Oto kilka powodów by zająć się czymś innym.



Robótka szybka, przyjemna, wzór mnie nie zanudził bo zanim zapamiętałam to skończyłam, wprawdzie z resztek zrobiły się mniejsze resztki ale może jeszcze do czegoś wykorzystam. Myślę, że rękawiczki ale z palcami uda się jeszcze z tych resztek zrobić.



Włóczka to Alpaka z Dropsa kupiona swego czasu na czapkę PM, w której nie chodzi bo ma jedyną słuszną z BFL. Kupiłam wtedy dwa odcienie beżu i brąz w tych mitenkach wykorzystałam brąz i najjaśniejszy beż - nie są to czyste kolory tylko delikatny naturalny melanż.


Przy większym kontraście użytych kolorów jak i mniej "kosmatej" naturze włóczki wzór powinien być jeszcze bardziej wyraźny i w pełni ukazywać lustrzane odbicie.


Kciuki wykończone oczkami 1 na 1 - tutaj już nie robiłam ściągacza wzory wrabiane i tak zbijają dzianinę. Wzór rozpisany na 56 oczek i druty nr 2,75. Robiłam na nowych  bambusowych Hiya Hiya - całkiem przyjemne druty, trochę mnie martwiła ich długość 5 cali (ok. 13 cm) przy robótkach z większą ilością oczek może być niebezpiecznie. Bambus poradził sobie z śliską alpaką to wełniane oczka nie powinny zjeżdżać podczas dziergania.
Jeżeli ktoś ma ochotę na pozbycie się resztek (obie ważą 48g) do tego ma trochę czasu to w pasku bocznym jest przygotowany PDF ze wzorem do pobrania.
Wzór w oparciu o wzory z książki A. Starmore do Fair Isle ale w aranżacji wg mojego pomysłu, moje rozpisanie i umiejscowienie kciuka oraz pomysł na lustrzane odbicie.



Nie tylko te udawane rękawiczki mówią, że jesienny nastrój mnie ogarnia, na jesieni piekę jabłecznik, celowo nie piszę szarlotka bo ona niekoniecznie musi być z jabłek. Jak to mówi moja mama ze słodyczy najbardziej lubi śledzie i co tu dużo pisać ja za słodyczami też nie przepadam. Smakuje mi wytrawna czekolada z odrobiną soli morskiej lub chili, żelki, a z ciast jabłecznik. Obojętnie jakie to ciasto jak ma w sobie jabłka to je lubię ale nr 1 to jabłecznik na kruchym cieście. Jedyny kłopot taki, że teraz coraz trudniej o dobre jabłka do ciasta, wszyscy chcą soczyste a te do ciasta niespecjalnie się nadają, Renety mi się marzą. Może ktoś zna dobre jabłka do ciasta bo stare odmiany tylko na targu i nie zawsze są. 

najlepsze z najlepszych ciasto - jabłecznik na kruchym cieście
A teraz by trochę namieszać to proszę aktualne zdjęcie z ogrodu - truskawki powtarzające owocowanie - takie wczesne lato jesienią :)




Jesiennie Was pozdrawiam.

niedziela, 14 września 2014

Rękawiczki, które kiedyś będą.

Zamiłowanie do wzorów wrabianych zaczęło się u mnie bardzo dawno temu ale osiągnęło stan miłości na lata jak zobaczyłam litewskie rękawiczki. Pierwszą książkę, którą zakupiłam na Amazon była właśnie ta o litewskich rękawiczkach. Najdroższa z kupowanych wtedy, najbrzydziej wydana ale w dalszym ciągu przeglądana z zachwytem. Wszelkie próby czynienia rękawiczek wg tej książki nie bardzo mi wychodziły, bo niby podają druty nr 2 i do tego włóczkę typową na skarpety (100 g - 420 m), a rękawiczki wychodzą jak na olbrzyma.


Nie ma szans przy zapodanych drutach i takiej włóczce upchnąć od 90 - 120 oczek w obwodzie, by rękawiczka była na rękę o numerze 7,5 - 8 a łapci nie chcę. Olśnienie przyszło jak zobaczyłam to, lubię tego bloga ze względu na moją fascynację koronką estońską - takim to sposobem dowiedziałam się, że te cudne drobne wzory powstają na drutach 1,25 mm i z włóczki typu lace. Pewnie dłubie się taką rękawiczkę pół roku ale ten efekt :)
Druty kupiłam jakiś rok temu, książka leży jakieś 3 lata, teraz uprzędłam włóczkę i raczej nie stawiajcie pytania kiedy je zrobię, kiedyś będą. 
Ostatnio pokazywany Shetland + jedwab, został poddany farbowaniu ale bardzo nietypowemu, postanowiłam zrobić litewskie rękawiczki z przejściem tonalnym w stylu Fair Isle, a że nie miałam zamiaru farbować mikro motków w kilku kolorach, to farbowanie tonalne odbyło się na bardzo długim motku.  

Długość tego motka to ponad 3,5 m (w tej chwili myślę, że mogło być 6 m), farbowałam tradycyjnie w foli spożywczej na parze. 
długo ciągniony Shetland 

Motek o wadze 60 g, więc niewiele ale farbowanie odbyło się na podłodze w kuchni bo tak długiego stołu nie posiadam. 


Jedyna szansa by przewinąć ten motek po farbowaniu to powrót do ogrodu w miejsce gdzie go utworzyłam. Do farbowania nitki powiązałam w kilku miejscach by podczas płukania się nie poplątały, przewinęłam bez problemu na motowidło.


Trochę się obawiam, że przejścia tonalne są za krótkie ale to dopiero się okaże jak nabiorę oczka i zrobię kilka rzędów. Wybrałam runo rasy Shetland bo mi pasuje jego bardziej prymitywny charakter do  lekko szorstkiej wełny, z której powstały oryginały.
Rękawiczki nie będą oryginalnie litewskie tylko ogólna koncepcja pozostanie w oryginale, reszta będzie wg mojego pomysłu ale o tym napiszę jak zacznę je robić.


Oba motki to niecałe 120 g przędło się wyśmienicie pomimo, że Shetland jest runem prymitywnym i są w nim zarówno długie jak i krótkie włosy.  Nitka w czarnym motku jest trochę grubsza 32 -33 WPI, biały Shetland miał dodatek jedwabiu i tu WPI to 36 - niby niewiele ale jednak różnica jest. 


Patrząc na te nitki zastanawiam się czy nie upłynie kolejny rok zanim znowu o nich napiszę ale tak to jest jak w mózgu dżungla pomysłów a czasu ciągle brak. Cudowne a zarazem przerażające jest to, że w miarę realizacji wcale tych pomysłów nie ubywa :)
Jeżeli macie chwilkę polecam tego bloga , jest poświęcony rekonstrukcji rękawiczek. Rekonstruować nic nie będę, nie potrafię dochować wierności własnym projektom a co dopiero cudzym ale jako inspiracja dla drobno stawianych oczek jest miejscem właściwym.


Mój sweter z Corriedale zaczyna nabierać kształtów, podkoszulka z bambusa też coraz więcej no i nie byłabym sobą gdyby nie przyplątało się coś nowego ale o tym następnym razem :)

Pozdrawiam Was Serdecznie. 


niedziela, 7 września 2014

Prezent

Moja chęć poznania techniki robienia biżuterii z koralików została zauważona przez żonę kuzyna, jeszcze w zeszłym roku oglądając moje bransoletki poprosiła mnie o prezent na swoje urodziny -  coś z koralików. Urodziny ma pod koniec sierpnia, wymyśliłam, że zrobię jej komplet na lato ale poległam, bo ostrości mi brakło w oczach, uratowały mnie okulary ale to był już lipiec, czasu było niewiele a dłubania sporo. Na naszyjnik trzeba było prawie 5 m koralików a na bransoletkę ok 3,7 m. 


Kolory specjalnie dobrane dla solenizantki, która jest miłośniczką niebieskiego i czerwieni w równym stopniu. Wariacje z bielą i srebrem to mój akcent by nie było za ciężko - biel dodała temu trochę powietrza - tak sobie myślę :)






  Bransoletka ma w obwodzie 24 koraliki a naszyjnik 14, trochę zabawy z tym było ale zdążyłam na czas i prezent został wręczony. Oczywiście muszę się pochwalić, że się podobał a wręcz wzbudził niedowierzanie u innych gości, że robiony ręcznie.



Zrobiłam też kulki ale kosztowało mnie to sporo nerwów, jeżeli chodzi o małe to wszelkie kursy są ok ale już przy większych, wszystkie możliwe rozszerzenia nie do końca spełniają moje oczekiwania.
W tej chwili wiem jak się je robi i ta wiedza mi wystarczy, może kiedyś jeszcze jakieś popełnię ale nie nastąpi to w najbliższym czasie.


 Jeszcze przed zrobieniem zakupiłam eleganckie pudełko (największe w sklepie) jak się okazało za małe, pomieściło jedynie naszyjnik.


Zdjęć wiele ale nie prędko pojawi się u mnie coś z koralików, nie będę ukrywać jest to praca bardzo żmudna i strasznie nudna. Za to do nudnych nie należy, przynajmniej dla mnie przędzenie i dlatego proszę Shetland + jedwab w nitce typu "lace" na następny z szalonych pomysłów.


Runo Shetland uprzędłam w dwóch wersjach białe i czarne, białe poddałam farbowaniu ale o tym napiszę na następny raz bo to temat na osobny post. Za to przędę Corriedale + nylon o tym farbowaniu pisałam tydzień temu. Pomimo różnorodności barw i odcieni, względnej "jasności" czesanki "czarno" to widzę. Na szpuli w tej chwili jest znacznie więcej ale muszę przyznać, że jest to bardzo mroczna przędza, na razie o dziwo mi się podoba ale ja gustuję w mrocznych rzeczach :)


Za to jak najbardziej pogodnie i słonecznie bez cienia "mroczności" pozdrawiam Was.