niedziela, 25 maja 2014

Dylematy

Dziękuję za życzenia zdrowia i wszelkiej poprawy dla mojej niedomagającej ręki, tabletki czynią cuda po nich można robić prawie wszystko, gorzej jak przestają działać ale i tak widzę, że idzie ku lepszemu :) Pewnie, że trochę dziergam, bo jednak całkiem nie da się wyzwolić z nałogu - prawie jak palacz z zapaleniem płuc - palić się nie da, a i tak musi się trzy razy sztachnąć ...
Przędę też ale nieprzesadnie, skończyłam prząść 3-nitkę na angorowy sweter (chociaż jedwabiu ma w składzie znacznie więcej) jak pisałam już na początku wiedziałam, że ufarbowałam za mało czesanki ale zamiast całkiem prostego golfiku zaczęło to ewoluować w stronę czegoś bardziej skomplikowanego. 



Braknie prawdopodobnie na jeden rękaw ale to wiedziałam już na wysokości połowy kadłubka, no i solidny golf stoi pod znakiem zapytania, to co zostało dofarbowanie różni się - niby człowiek wie, że nie da rady powtórzyć takiego farbowania a i tak spodziewa się, że a nuż się uda - nie udało się. 
Różnica jest widoczna gołym okiem - aparat łagodzi tą rozbieżność koloru, mam teraz dylemat czy ufarbować ten motek na bardziej brązowy by ewidentnie był inny lub zacząć z tego i dopiero po próbie zdecydować co dalej z tym fantem uczynić, a może cały sweter do farby wrzucić ?
Oba rękawy będą inne nie tylko kolorystycznie ale również konstrukcja ich się różni, będę miała nad czym dumać przez najbliższe dni. 


Uprzędłam dwa motki resztka w kolorze swetra: 52 g - ok 190 m i drugi różniący się kolorem 98 g - ponad 390 m - oba to 3- nitka. 
Powoli mam nadzieję, że na następny tydzień będę mogła pokazać coś innego niż tylko te rude motki a na razie trochę ogrodu jak jeszcze kwitnie, bo latem to mam tylko zieleń. 
Silny wiatr z deszczem nie zniszczył całkiem glicynii, zostało kilka kiści, które zwisają z pergoli nad naszymi głowami lekko pachnąc. 



 Z pięciu posadzonych rododendronów żyją dwa i pół :)  ten łososiowy pod spodem nie może się zdecydować czy mu się podoba to miejsce czy nie - jest najsłabszą rośliną i źle rozrastającą się.


Wszystkie krzewy miały zapewnione optymalne dla siebie warunki a i tak chorowały, dorwały je szkodniki i dwa (biały i ciemny fiolet) nie przeżyły. Blado różowy rozrasta się całkiem ładnie i cieszy pięknymi kwiatami. 


Głęboki róż (prawie fiolet) jest już niezłym krzaczyskiem i całkiem ładnie wygląda ale to co mi się najbardziej podoba w rododendronach to zimozielone liście i dla nich właściwie posadziłam te krzewy.
Obsypane kwiatami wyglądają pięknie, u mnie miejsca jest nie za dużo ale jeśli będziecie mieć okazję być na wiosnę w okolicach zamku w Mosznej to aleje kwitnących starych okazów tych roślin są czymś przepięknym.
bluszcz całkowicie opanował pień sosny

Ostatnia ciekawostka to coś czego się nie spodziewałam zobaczyć tak wczesną wiosną ale przypuszczam, że to zasługa wyjątkowo łagodnej zimy. Figa owocuje praktycznie co roku ale tak późno, że jej owoce nigdy nie dojrzewają. Na dodatek pomimo zapewnień sprzedawców z wystawy kwiatów w Chorzowie, że jak najbardziej jest rośliną gruntową bardzo ciężko zimuje a i sporo wysiłku wymaga zabezpieczenie jej na okres zimowy, przemarza praktycznie co roku - kto wie może w tym roku będę miała własne 4 figi - bo jak na razie tyle jest owoców. 



Pozdrawiam serdecznie. 

niedziela, 18 maja 2014

Brak poprawy

Próby robienia na drutach, kończą się potęgowaniem bólu kciuka, więc w dalszym ciągu odpuszczam. Będą to najdłużej dziergane skarpety jakie mam ale robienie oczek przekręconych we wzorze nie za bardzo służy mojej ręce. Skarpetę udało mi się doprowadzić do pięty, w tej chwili robię pietę inaczej niż tą, której nauczyła mnie babcia (opisałam ten sposób dawno temu na blogu). Wyjątkowo podoba mi się zastosowanie "rzędów skróconych" w uzyskiwaniu ładnej zaokrąglonej pięty. Sposób jest wyjątkowo prosty a skarpeta ładnie układa się na okrągłej pięcie. 

na stopie wygląda zgrabniej
Kiedy przerabiane oczka (z dwóch drutów) osiągną wysokość pięty (u mnie 32 rzędy) zaczynamy zbierać je by utworzyły to ładne zaokrąglenie. Oczka piety dzielimy na pół (ja mam 2 x po 18 oczek) przerabiamy 19, następnie dwa zbieramy razem (na lewo) i przerabiamy jeszcze 1 oczko. Odwracamy robótkę (lewa strona) - pierwsze oczko ściągamy, przerabiamy 3o. lewe, następnie 2 oczka lewe razem  i 1 o. lewe i znowu obracamy. Czynności powtarzamy tak długo aż braknie nam oczek do dobierania po bokach przy każdym obrocie - a później to już tradycyjnie, nabieranie oczek po bokach pięty i skarpeta prawie gotowa :)
Sweter z dodatkiem angory też utknął, dobrze było do czasu jak robiłam prawe w okrążeniach, teraz rozdzieliłam pod pachami przód  tył i już nie jest tak świetnie - leży odłogiem. Za to przędę i farbuję, poprzednia angora okazała się jednak za ciemna ale mam już na nią pomysł (a może tyko mi się wydaje). Do szpuli angory zafarbowałam merynosa 23 mic, będzie 3-nitka na rękawiczki. Zdjęcia zupełnie nie oddają kolorystyki - jest tu: ciemny cynamon, orzech włoski i cafe late - w każdym razie daleko temu zestawowi do pomarańczu na zdjęciach. 


Nawet namiot bezcieniowy nic nie pomógł, nie wiadomo skąd wywlekł tyle tego pomarańczowego koloru. 

Pod ostatnim postem Ewa (Rosa canina) zastanawia się czy farbowanie nie osłabia włosa angory. Angorę farbowałam bardzo sporadycznie i trudno mi coś więcej napisać, za to wełnę farbuję bardzo długo. Nie prowadzę jakiś badań, czy statystyk ale trwałość wełny farbowanej i tej niefarbowanej przetestowała moja rodzina w skarpetach i nie ma żadnej różnicy - przynajmniej dla mnie dostrzegalnej. Pewnie, że włókno poddawane farbowaniu w jakiś sposób się osłabia ale nie aż na tyle by miało to jakiś znaczący wpływ na jakość samej dzianiny. Mam dwa swetry sprzed 25 lat jeden z naturalnej wełny, drugi z tej samej wełny ale poddanej farbowaniu - były intensywnie noszone i oba w dalszym ciągu są dobre. 
Przy niewłaściwym farbowaniu można wełnę lub inną sierść sfilcować i to wydaje mi się poważniejszym problemem prowadzącym do osłabienia i uszkodzenia trwałości runa niż samo nadanie koloru. 

w namiocie i też pomarańcz

Oczywiście w tych rozważaniach nie biorę pod uwagę włókien przemysłowych, one są poddawane o wiele bardziej drastycznym metodom niż te nasze domowe - ale co by było gdyby rzeczy z nich robione wytrzymywały ćwierć wieku toż by ten przemysł padł.
Asia (Jot Ha) pisała, że jej glicynia zbiera się powoli, ja po ostatnich opadach z porywistym wiatrem, kwiecie mogę  zbierać po okolicy, nawet liście zostały uszkodzone - cóż na stan aury niestety zupełnie nie poradzimy. Z powodu tej "cudnej" pogody robienie zdjęć roślinności odpuściłam, za to dosłownie na chwilkę odwiedziła mnie Aldona ( od ceramiki)  mój zbiór cudów się powiększył, więc zamiast zdjęć przyrody ceramiczne cuda.


Podziwiam te koraliki, przekładki, drobne kwiateczki - wszystko mnie zachwyca. Mam sobie coś z tego uczynić ale czy ja wiem, mnie się podoba to w takiej formie, wysypuję na stół i miziam, zestawiam z tym co już mam - ot takie zabawy człowieka z "lichym" paluszkiem :) 


Jedynie z tego owalu zrobię sobie wisior będzie cudnie wyglądał na moim rudym swetrze (tym co utknął) a na dodatek ta faktura - no bardzo mi się podoba.


Pozdrawiam z nieśmiałymi przebłyskami słońca :)

niedziela, 11 maja 2014

Awaria

Kciuk jest potrzebny, wiem odkrywcze to nie jest ale dopiero jak ogarnia nas niemoc to zdajemy sobie sprawę, że wszystkie części składowe są potrzebne. Już w zeszłym tygodniu były pierwsze symptomy, że coś jest nie tak, lewa ręka zaczęła mi bardziej niż zwykle dokuczać - tak to ja mam awarię. Ręka boli dalej ale najgorsze, że jakikolwiek dotyk kciukiem "wzrusza" mnie do łez. Robienie czegokolwiek jest więcej niż problematyczne, przeżyłam najdłuższe w historii znakowanie odzieży reklamowej - przypięcie szpilką naszywki graniczyło z ekstremalnym wyczynem. Kciuk dostał ubranko w postaci opaski i chyba czeka mnie wizyta u lekarza, który powie : nie powinna pani przeciążać tej ręki :) 
I nawet dało by się przeżyć gdyby nie fakt, że jestem leworęczna.


Powstał kawałek skarpety z prezentowanej ostatnio czerwieni,  ale dziergać nie mogę, bo boli, chciałam zrobić coś z koralików ale też boli, jedynie prząść mogę, więc przędę. Na pokazywany ostatnio sweter może braknąć mi włóczki, ufarbowałam jakieś 350 g - to trochę jednak mało na to co wymyśliłam, mam nawet plan jak go przerobić ale doszłam do wniosku, że najpierw spróbuję do farbować trochę jedwabiu i angory. Pruć mogę zawsze ale jak jest szansa na uniknięcie "demontażu" - to czemu nie.

po lewej oryginał, prawa nowe farbowanie


Farbowanie prawie się udało na jedwabiu różnica w kolorze jest subtelna, gorzej z angorą tu już kolory różnią się dość mocno. Poprzednia angora to rozbielony cynamon (nie sugerować się zdjęciem) nowy kawałek to raczej cynamon. Dopiero jak uprzędę nitki będzie można porównać czy faktycznie jest wielka różnica, a że tylko prząść mogę, więc za niedługo powinnam wiedzieć jak to wygląda. W swetrze różnica nie powinna być bardzo widoczna ale też konstrukcja swetra, którą wymyśliłam powinna to maskować.



Nic ciekawego do pokazania nie zrobiłam, znajduję zajęcia zastępcze, koszyk liści laurowych naskubałam, bo formowałam krzew (tnę prawą ręką), liście się suszą lekko pachnąc.


Kupiłam guziki na allegro bo miałam czas na przeglądanie stron. 

duże drewniane a mniejsze kokos

 A za tydzień jak mi nie przejdzie to mogą być same zdjęcia przyrody. Cieszę się, że przymrozki nie zaszkodziły mojej glicynii, jako pierwsza kwitnie odmiana fioletowa ale biała też jest obsypana kiśćmi pąków.

glicynia
Pozdrawiam Was serdecznie, przędę przyglądając się mżawce za oknem :)

niedziela, 4 maja 2014

Oby nie falstart

Trochę za wcześnie pokazuję ten zaczęty golf bo nie wiadomo czy w tej formie zostanie ukończony. Może nie starczyć włóczki i trzeba będzie przerabiać, wiem jak ale wolałabym nie robić tego. Zostało mi jeszcze jakieś pół motka do uprzędzenia ale jakoś nie mogłam się powstrzymać od zaczęcia tego swetra. Pomysł kołatał się w głowie od dłuższego czasu, więc jak tylko powstał pierwszy motek (nieudana nitka "crepe") zaczęłam robić ściągacz.



 Nie jest to typowy ściągacz wzór nazywa się "fałszywym angielskim" i jak na same prawe i lewe jest wręcz denerwujący, przynajmniej mnie się robiło źle. Strasznie włóczko-żerny, totalna sprężyna - z lekką obawą dziergam dalej bo na sam ściągacz poszło ok 65 g - w rękawach raczej nie powtórzę tego motywu.
Nie obeszło się też bez prucia, sam ściągacz jest ozdobą ale chciałam czymś zaburzyć tą dżersejową pustynię powyżej i postanowiłam zrobić pas wzoru, niestety wybrałam tak subtelny wzór, że musiałam wypruć ponad 30 rzędów i zastąpić innym wzorem. Nie prułam całości tylko ten fragment, który był do niczego i zrobiłam "celtycką" plecionkę za pomocą drutów do skarpet.
Teraz wygląda lepiej a góra nie będzie taka nudna z samymi prawymi oczkami, bo jest drobny przerywnik.



W motkach i kłębkach ta włóczka wygląda nijak, pierwsza moja myśl po zobaczeniu tego tworu to ujednolicić kolor powtórnym farbowaniem. Po prezentacji nitki na blogu mój pomysł na "rasowanie" farbą został jednogłośnie obalony w komentarzach i bardzo dobrze, w dzianinie kolor wygląda pięknie nawet nie spodziewałam się, że aż tak może mi się spodobać jest autentycznie "żywy". 
Jest jeszcze jedna rzecz, której się spodziewałam, i która bardzo mi się podoba to meszek z angory, już ten niewielki fragment dzianiny chciałoby się założyć jest tak miły w dotyku. Angora sama nie jest rewelacyjna, owszem jest bardzo miła ale pozbawiona całkowicie sprężystości, uwielbia się filcować a rzeczy z samej angory zupełnie nie trzymają kształtu. Za to w mieszankach to cudo, dodatek angory uszlachetni każdą dzianinę nadając jej wyjątkowej miękkości, takiego ciepła na "sam widok" - już teraz myślę, że to będzie mój ulubiony sweter - oby tylko włóczki starczyło na to co chcę. 


Uprzędłam nitkę na skarpety (farbowanie daliami + czerwień nn.) kolor nie do uchwycenia nawet przy zdjęciach w plenerze.



Jedno co mogę napisać nie jest jednolicie czerwony, Corriedale + nylon, opposing- ply, w 96 g - ok. 380 m.
Powinno na skarpety starczyć.


Magnolie prawie w rozkwicie zdjęcia  dla Asi (Jot-Ha) i nie tylko :) - chociaż nie wiem co zostanie z nich po zapowiadanych przymrozkach.
Nigdy nie przypuszczałam, że magnolie mogą mieć tak intrygujący, delikatny zapach z lekką cytrusową nutą, bardzo mi się podoba.

Dziękuję za słowa otuchy pod poprzednim postem, niby to blog o wełnie i przędzeniu ale jak się coś pisze od ponad 3 lat trudno uniknąć "wycieczek osobistych" a jeśli przez ten czas zawarło się jakieś znajomości to tym bardziej kiełkuje chęć podzielenia się swoimi przemyśleniami. 


Serdecznie pozdrawiam.